[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wone cudo, którym przemieszczał się po okolicy. A naprawdę
nie słyszała dotąd o jakiejkolwiek firmie, która dawałaby
pracownikowi porsche jako samochód służbowy.
- Co ty tutaj robisz? - zapytała ze złością w głosie, zu-
Strona 40 z 152
S
R
pełnie zapominając o dobrych manierach. - Jakim cudem
dowiedziałeś się, gdzie mieszkam?
- Z grubej książki leżącej na mojej lodówce. Nie słysza-
łaś nigdy o książkach telefonicznych? - zapytał uprzejmie.
- O co ci chodzi? Czy zamierzasz się za mną włóczyć?
- Na razie nie. Przecież jeszcze nigdzie nie poszłaś.
- A więc jednak będziesz za mną chodził?
- To zależy od tego, dokąd zamierzasz pójść.
- Idę do pracy - odpowiedziała Angie, mając nadzieję, że
Zorn się od niej odczepi.
- Podwiezć cię?
- Nie.
- A co z obiadem?
- Pójdę na piechotę.
- A może wybrałabyś się ze mną na obiad?
- Nie mogę - powiedziała krótko.
- Dlaczego nie? - chciał wiedzieć.
- Bo już się umówiłam.
- To odwołaj spotkanie - powiedział Ethan, pochylając
się nad nią.
- Słucham?
- Odwołaj swoje spotkanie.
- Zabawny jesteś, wiesz?
- Już mi to mówiono. O której mam przyjechać po ciebie
po pracy?
- Nie zamierzam iść z tobą na obiad. Ani po pracy, ani
kiedykolwiek. Nie mam zwyczaju chodzić do restauracji
z kryminalistami.
- W takim razie zjemy w domu. Niewiele osób wie, że
jestem wspaniałym kucharzem. Bądz u mnie o dziewiętna-
stej, dobrze?
O dziewiętnastej? Jaki kryminlista używa takich sformu-
Strona 41 z 152
S
R
łowań? Trzeba koniecznie zatelefonować do Maury'ego, jak
tylko dotrze do pracy. Może Ethan Zorn jest rzeczywiście
tym, za kogo się podaje? To by nawet jej odpowiadało. Biorąc
pod uwagę to, jak Zorn wygląda i jak się zachowuje, obiad
z nim nie byłby wcale takim złym pomysłem.
Przestań, przykazała sobie w myślach. On jest tym, kim
wiesz, że jest, więc lepiej pilnuj się.
Ethan nie powiedział nic więcej, tylko stał i wpatrywał
się
w Angie bez słowa, ale wyglądało na to, że wyraznie ma
w stosunku do niej jakieś plany. Naprawdę chciała, żeby
przestał się jej tak natarczywie przyglądać. Peszyło ją to.
- Po co tu przyszedłeś? - zapytała po raz drugi, łudząc
się, że jej głos brzmi zupełnie normalnie.
Oddetchnął głęboko, nie spuszczając z niej oka.
- Chciałem się upewnić, że nic ci się nie stało i że bez-
piecznie dotarłaś wczoraj do domu - zawahał się przez mo-
ment, a potem dodał: -W dzisiejszych czasach kobiety, które
mieszkają samotnie, muszą bardzo uważać.
- Czy to jest grozba? - wydusiła z siebie pytanie.
- Ależ skąd, mój aniele, takie są fakty.
Angie po raz kolejny poruszył dzwięk jego głosu.
Proszę tak do mnie nie mówić. Nie życzę sobie tego - po-
wiedziała stanowczo.
- A dlaczego nie? Dla mnie jesteś aniołem - stwierdził
autorytatywnie, po czym delikatnie dotknął jej policzka. Po
chwili przesunął palec na jej wargi, dotykając ich z piety-
zmem. - Ale to wcale nie jest dla mnie dobre.
Delikatna pieszczota jego palców to było więcej, niż An-
gie mogła znieść. Zamknęła na moment oczy i pozwoliła
sobie rozkoszować się tą chwilą.
- Nie jest to dla ciebie dobre? - powtórzyła z niedowie-
rzaniem. - A w takim razie dla mnie?
Strona 42 z 152
S
R
Spojrzał na nią z zainteresowaniem, wodząc palcami po
jej rozchylonych wargach.
- Wiesz, to chyba nie jest dobre dla nas obojga.
Chcąc uniknąć magii jego dotyku, cofnęła gwałtownie
głowę, uderzając nią o ścianę.
- Oj! -jęknęła, podnosząc rękę i rozmasowując nią bo-
lące miejsce. - Czy mógłbyś być tak uprzejmy i pójść sobie
stąd, zostawiając mnie w spokoju?
Ethan uśmiechnął się do niej promiennie.
- Już sobie idę - powiedział, odsuwając się od niej. - Te-
raz odchodzę, ale nie sądzę, żebym był w stanie zostawić cię
w spokoju.
Angie naprawdę chciała mu coś przykrego odpowiedzieć.
Ale nie potrafiła wymyślić żadnej ciętej odpowiedzi. Jedyne,
co udało jej się w tym momencie zrobić, to stać tam bez
ruchu, wpatrując się w niego z głupim wyrazem twarzy.
Ethan ruszył w stronę schodów, ignorując zupełnie win-
dę, która znajdowała się tuż za nim.
Dzięki Bogu, że nie tylko ja oszalałam, pomyślała. A tak
się bałam, że będę musiała zupełnie sama przejść przez ten
cały obłęd związany z kometą.
Tego wieczoru Rosemary już siedziała przy ich stałym
stoliku w tyle sali kawiarni Pod klonowym liściem", gdy
pojawiła się Angie. Kirby jeszcze nie było. Prawdopodobnie
coś zatrzymało ją dłużej w pracy. Angie ucieszyła się z tego,
bo łatwiej było jej prowadzić pogawędkę o niczym z jedną
osobą, która się o nią martwi, aniżeli z dwiema. Może temat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]