[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skorzystała na zamążpójściu. Dlaczego zraża pani kuzynkę do
zawarcia korzystnego zwiÄ…zku?
Och nie! On śmiał wypomnieć jej prosto w oczy, w jakich
okolicznościach została lady Winter!
- Jest pan arogancką bestią! - wybuchła. - Myślałam,
że moja historia wystarczy, żebym nie musiała tłumaczyć,
skąd się biorą moje obiekcje. Ponieważ jednak nie ma pan
ani dość rozumu, ani wyczucia, aby się tego domyśleć,
powiem panu wprost. Uważam, że podłością jest zmuszać
młodą dziewczynę do małżeństwa z człowiekiem, które
go dobrze nie zna, a który jest w takim wieku, że równie
dobrze mógłby być jej ojcem. Powinien się pan wstydzić.
Czy jest coś dziwnego w tym, że Milly czuje się skrępowa
na w pana towarzystwie? Gdyby dała mi znać, że zależy jej
na sam na sam z panem, aby go lepiej poznać, z pewnością
bym jej w tym pomogła.
St. Ormond popatrzył na nią nieufnie.
- Zmie pani twierdzić, że to ja peszę Milly? To dlaczego,
u diabła, zgodziła się przyjąć moje zaproszenie? Dlaczego
przyjechała tutaj, aby poznać moją rodzinę, jeśli moje stara
nia są jej niemiłe? - I dodał po chwili: - Nie mógłbym być
jej ojcem.
- Ona ma osiemnaście lat, a pan trzydzieści sześć, o ile
wiem. Myślę, wasza wysokość, że potrafi pan dodawać i odej
mować tak samo dobrze jak ja. Ona widzi w panu wujka swo
jej przyjaciółki Louisy. Z całym szacunkiem, myślę, że trudno
jej wyobrazić sobie pana w roli męża i kochanka.
- Czy wyznała to pani? - spytał, nie kryjąc wściekłości.
- Oczywiście, że nie! Nigdy bym nie powtórzyła słów, które
powiedziano mi w zaufaniu!
67
- A zatem jest to tylko wytwór pani bujnej wyobrazni, lady
Winter. -Jego złość wyraznie ustępowała miejsca drwinie.
Orzechowe oczy Tildy rzucały skry oburzenia.
- Wyobraznia ma z tym niewiele wspólnego, milordzie.
Może być pan pewny jednego: niczego takiego nie powie
działam Milly. Nie zrobię nic, aby wywrzeć na nią wpływ
w takim czy innym kierunku. Jeśli jest jej miłe pana towa
rzystwo, a w dalszej perspektywie pana oświadczyny, będę
z całego serca życzyła jej szczęścia. A teraz, jeśli wasza
wysokość wybaczy, wybiorę się z córką na spacer. %7łyczę
miłego dnia!
Z wysoko uniesioną głową opuściła salon, pozostawiając
Crispina z mocno rozpraszajÄ…cym uwagÄ™ widokiem zarysu jej
ponętnej figury.
Zachowanie lady Winter stanowiło dla niego zagadkę. Co
takiego się stało, że zazwyczaj chłodna i opanowana dama
nagle była tak bliska całkowitej utraty panowania nad sobą?
Dręczyła go bezsilna złość. Co za bezczelna kobieta! Zmiała
go oskarżać, że narzuca się ze swoimi zalotami dziewczynie
tak młodej, że mogłaby być jego córką. Przecież dzieli ich tyl
ko osiemnaście lat!
Bez końca rozpamiętywał jej słowa. Wspomniała coś
o swoim małżeństwie. %7łe niby dzięki temu dobrze rozumie,
co czuje Amelia. Co, u licha, chciała przez to powiedzieć? Win
ter. .. Winter... jedyny lord Winter, którego znał, był od niego
młodszy. Dość miły człowiek, który zginął w jakimś wypadku.
Chyba też spotkał kiedyś jakąś lady Winter... Kto mógł coś
wiedzieć o jej małżeństwie i kogo można by było o to zapy
tać bez narażania się na niebezpieczeństwo, że zostanie wzię
ty na języki?
Odpowiedz była oczywista, ale Crispin bronił się jeszcze
68
przed tą koniecznością, wreszcie zdecydował się ugiąć kark
i zaakceptować to, co było nieuniknione.
- Mamo, czy masz czas, aby mi odpowiedzieć na kilka
pytań?
Księżna uniosła głowę znad stosu jadłospisów.
- Nie, moja droga. Myślę, że gęś w zupełności wystarczy na
drugie danie - zwróciła się do gospodyni. - I spytaj Marcela,
czy mógłby jeszcze raz upiec tę wspaniałą tartę z gruszkami
i migdałami. To wszystko, Simmy. - Uśmiechnęła się do go
spodyni, która dygnęła i zebrała kartki ze spisami potraw.
Crispin przytrzymał jej drzwi.
- Proszę również wziąć pod uwagę moją prośbę o tartę,
Simmy - powiedział. - %7łyczę miłego dnia. - Po czym zwró
cił się do matki jednym tylko, ale jakże wymownym słowem:
- Pomóż!
- Co się stało? Wygląda na to, że coś cię gryzie.
Miał odpowiedz na końcu języka, ale z całą pewnością nie
nadawała się dla matczynych uszu. Miałby jej mówić o tortu
rach męskiej wyobrazni?
- Mamo, gdybym poprosił cię o bardzo delikatne informa
cje o pewnej osobie i obiecał, że będę trzymał język za zębami,
powiedziałabyś mi wszystko, co wiesz? - zaczął ostrożnie.
- To zależy - zmarszczyła brwi - o kogo chodzi, co chcesz
wiedzieć i czy wcześniej proszono mnie o dyskrecję. A także
dlaczego ciÄ™ to interesuje.
Crispin przysiadł obok matki na kanapce.
- Czy mogłabyś powiedzieć mi coś o lady Winter? O jej
małżeństwie i nieżyjącym mężu? Myślę, że już popełniłem
gafÄ™.
- Dlaczego pytasz? - Lady St. Ormond wyglądała na za-
69
skoczoną. - Przecież byłeś wtedy w Londynie i poznałeś lor
da Wintera.
Crispin niecierpliwił się.
- Niezbyt dobrze, mamo. Był ode mnie młodszy i niech
mnie diabli wezmą, jeśli wiem o nim coś, co sprawia, że wdo
wa po nim jest tak negatywnie nastawiona do małżeństwa jej
kuzynki ze mnÄ…!
- Ależ Matilda Arnold nie poślubiła mężczyzny, o którym
mówisz, tylko jego spadkobiercę.
Arnold? Matilda Arnold? Coś mu to mówiło... %7ładnych
konkretów, tylko...
- Mamo, mów dalej.
- %7łeby dobrze zrozumieć, co się stało... - Westchnęła cięż
ko. - No cóż, nawet ja nie wiem wszystkiego. Po śmierci Syl-
vii Arnold, sir Roger wziął do siebie jej córkę tylko dlatego, że
by nie narazić się na niechętne plotki i komentarze. Było też
oczywiste, że lady Pemberton pokazała Tildę w towarzystwie
z zamiarem wydania jej za mąż za pierwszego lepszego, kto
poprosi o jej rękę, bez względu na to, kim jest i jaki ma mają
tek. No i w jakim jest wieku.
- Aha... Ile miał lat lord Winter?
- Jonathan? Pięćdziesiąt trzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]