ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Sylwia? Cześć! W sprawie kota?... Nie chcesz... Wieczór
panieński?... U mnie? Dlaczego u mnie? No dobrze. Z Miśką czy bez?
- zaśmiałam się złośliwie. - No jasne, że bez... Miśki nie byłoby
wieczoru. No to przyjeżdżaj... halo, halo, Sylwia, ale ja nie mam nic
do jedzenia. Przywieziesz? No to czekamy. - Odłożyłam słuchawkę i
rozpromieniona spojrzałam na Miśkę. - Misiu, chwilowo troski won,
będziemy miały... laba - daba - balangę! - zakręciłam biodrami.
9
Miśka spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Wieczór z Sylwią? Pamiętasz ostatnią imprezę? Skończyłaś w
kiblu z jakimś buddystą, rozmawiając o sensie istnienia.
-Miśka, to było wieki temu. Może nie wiesz, ale teraz jestem
innym człowiekiem, Mam silne poczucie własnej wartości i
kocham siebie! I chcę się bawić! - wywinęłam piruet i
skoczyłam na sofę obok Miśki. Zarechotałyśmy zadowolone.
* * *
Usłyszałyśmy silnik samochodu i jak na komendę rzuciłyśmy się
do okna. Trzy piętra niżej stał lśniący Peugeot. Wysiadł z niego
wysoki mężczyzna w skórzanym płaszczu, obszedł samochód i z
gracją otworzył drzwi od strony pasażera. Na chodnik wysunęła się
szczupła nóżka w zgrabnym pantofelku. Mężczyzna wystawił dłoń i z
samochodu wysiadła Marilyn Monroe, tyle że brunetka. Dziewczyna
przytuliła się do napiętego torsu swego księcia, a on delikatnie
pogładził jej włosy. Sylwia spojrzała w górę, dostrzegła nas i
pomachała zamszową rękawiczką. Po chwili wbiegła na klatkę.
Peugeot ruszył z piskiem opon i znikł za rogiem. Usłyszałyśmy
pukanie do drzwi.
- Dziewczyny, nie zdążyłam niczego kupić, mam tylko dwie
butelki wina i ciastka. Ale Jerzy zamówił nam pizzę, powinna być za
dwadzieścia minut.
Sylwia obcmokała powietrze wokół mojej i Miśkowej twarzy,
jakbyśmy wydzielały z siebie jakiś świątobliwy eter, i zasiadła na
fotelu, zgrabnie zakładając nogę na nogę. Wyjęła z torebki od
Gucciego maleńką srebrną komórkę i szybko wystukała SMS, głośno
wypowiadając sylaby: dzię - ku - jemy za pi - zzę bu - ziol - ki.
- No, dziewczynki - spojrzała na nas, chowając telefon do
torebki otwieramy winko. Ewcia, gdzie masz korkociąg?
Głupio się przyznać, ale nie posiadam takowego instrumentu
wśród skromnego zasobu moich sprzętów domowych. Rzadkie
popijanie z Miśką zawsze inaugurowało uroczyste wepchnięcie korka
do środka butelki. Ostatnio, zdegustowana naszym zachowaniem a la
budka z piwem, szczerze postanowiłam zakupić odnośny ekwipunek,
ale zabrakło mi funduszy. Pozostało więc mało eleganckie,
aczkolwiek skuteczne posunięcie. No, ale przecież Sylwii tego nie
zaproponuję.
-Daj to wino - rzuciła Miśka i wyszła do kuchni. Po chwili
wróciła z otwartą butelką. W wiśniowym płynie podskakiwał
gąbczasty korek.
-Co, tak? - Sylwia roześmiała się w głos. - Tak pijałyśmy z
dziewczynami na biwaku w ósmej klasie. Masz chociaż
kieliszki?
-Szampanki.
-Mogą być - Miśka odpowiedziała na lekko zdegustowane
spojrzenie Sylwii. - Kiedy się wynajmuje mieszkanie, człowiek
żyje skromnie, nie zbiera przedmiotów, żeby w razie
przeprowadzki być w pełni mobilnym, rozumiesz?
-Dobrze, niech będzie ostatecznie. Nalewajmy wino i
zaczynamy. Drogie ladies, muszę wam wszystko opowiedzieć o
1
moim Jerzyku.
Nagle usłyszałyśmy Bolero Ravela.
- To moja handy - Sylwia złapała za torebkę. - Chyba message
od prezesa. - Odczytała wiadomość. - Tak, jutro rano mamy meeting z
firmą szkoleniową. Chcemy skorzystać z ich propozycji e - learningu.
Wiecie, takie szkolenie przez Internet. Dziewczyny, taka jestem
zabiegana, że nie wiem, czy nie zapomnę o własnym ślubie. A
właśnie, z kim przyjdziecie? Będzie wspaniała zabawa, zejdzie się
cała śmietanka wydawnicza, będzie paru dziennikarzy, spodziewamy
się newsa w prasie. Chcecie zobaczyć sukienkę? Mam zdjęcia, Jerzy
pstrykał mi fotki w salonie, żebym mogła się sama zobaczyć i
zdecydować. Co myślicie o tej? Zliczna, prawda? I całkiem niedroga,
cztery tysiące ze wszystkim, to znaczy z welonem i rękawiczkami...
oho, chyba pizza. Ewciu, otworzysz?
 Tak jest, pani prezes - pomyślałam. Lekko podminowana
ruszyłam do drzwi. Jakiś ponury młokos wręczył mi pizzę i rachunek.
Jasny gwint, nie mam pieniędzy, zresztą to Sylwia wyskoczyła z tą
głupią pizzą, ale pójść teraz do niej i poprosić o pieniądze...?
Wzdrygnęłam się na myśl o takim upokorzeniu. Znowu to samo!
Myślałam o sympatycznym spotkaniu, na którym ujawnię w pełni
moje nowe oblicze, a zamiast tego czuję, że ' poczucie własnej
wartości zsiada mi się jak mleko, rozpuszcza jak płatek śniegu, znika
jak wypłata. Poczułam przypływ gniewu.
-Sylwia, twoja pizza! - krzyknęłam w głąb mieszkania.
-Już zapłacona, tylko odbierz - usłyszałam zadowolony głos
2
panny młodej.
Nie zwracałam uwagi na wyczekujące spojrzenia małolata. W
jedną rękę wzięłam ciepły karton, w drugą torbę z colą, pod brodą
umieściłam torebkę z sałatkami i nogą zamknęłam drzwi. Tak
obładowana stanęłam przed lustrem. Popatrzyłam na swoje mizerne
oblicze i bez przekonania powtórzyłam trzy razy:  Kocham siebie .
Zrobiłam zeza, wywaliłam język i uśmiechnęłam się w duchu na myśl,
że mogłabym tak wejść do pokoju i zmierzyć się z wysublimowaną
elegancją panny S., która w prezencie ślubnym dostaje porcelanowy
serwis do kawy z osiemnastego wieku i wykupiony roczny abonament
w najdroższej restauracji w Warszawie. Przypomniałam sobie
postanowienie z artykułu jeden, paragraf dwa  o nieporównywaniu
się , ale zrozumiałam, że w obecności Sylwii, która epatuje
bogactwem i wytwornością niczym francuska księżniczka, będę miała
twardy orzech do zgryzienia.
Powoli weszłam do pokoju. Miśka rozlewała wino. Sylwia
rozmawiała przez telefon, siedząc zgrabnie na parapecie i kręcąc na
palcu lśniący kruczoczarny lok. Uśmiechnęła się, ukazując równiutki
rząd śnieżnobiałych zębów i wskazała wzrokiem stół, jakbym była
ćwierćinteligentem, którym trzeba pokierować, bo inaczej zostanie na
środku pokoju z niesionym balastem na amen. Spojrzałam na jej
wyjątkowo zgrabne łydki w nieskazitelnych rajstopach. Coraz
wyrazniej czułam, jak moja psychika wypiera obraz ładnej,
uśmiechniętej, atrakcyjnej Ewy Bielskiej, efekt sześciomiesięcznej
wizualizacji, a na jej miejsce przemyca dojrzewającą trzynastolatkę:
3
za chude nogi, idiotyczne okulary i trądzik. Poczułam też przypływ
nienawiści do ukochanego swetra po dziadku, wyciągniętego prawie
do kolan i przetartych dżinsów z frywolną łatką na pośladku, teraz
pajacowatą i głupią.
Sylwia roześmiała się do słuchawki i powtórzyła kilkakrotnie: -
Okej, jutro się spotykamy u stylistki, okej, okej, see you. - Wyłączyła
telefon i z wdziękiem zeskoczyła na podłogę. Podniosła pokrywę
pudełka i wciągnęła w płuca świeży zapach ciasta.
- Dziewczynki, zaczyna... - przerwała, bo znowu zadzwonił
telefon. Tym razem był to Jerzyk, o czym nas powiadomiła
bezgłośnym ruchem warg. Zaćwierkała do słuchawki: - Słucham,
tygrysku - po czym pokazała, żebyśmy jadły bez niej, i wyszła z
pokoju.
* * *
- Ty głupia jesteś jak nie powiem co! - ofuknęła mnie Miśka,
gdy schowałam się w łazience, coraz bardziej ulegając napierającym
kompleksom. Miałyśmy chwilę przerwy po tym, jak Sylwia
rozpoczęła trzecią z rzędu rozmowę ze swoim prezesem. Po dwóch
kieliszkach Chateau La Tour Blanche, ulubionego wina Sylwii, po
których podniebienie ścierpło mi tak, że z tęsknotą pomyślałam o
moim i Miśkowym półsłodkim za osiem pięćdziesiąt, uznałam, że
mam dziś wyjątkowo silny psychiczny i niż. Kochana Miśka, która już
nie raz towarzyszyła mi w takich stanach, znów przyszła mi z
odsieczą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta