ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Co ona o nim wie? - pomyślał z goryczą Leven- thal. Ale milczał.
-
Telefonowałem, bo chciałem się dowiedzieć, czy nie mógłbym pomóc jakąś niewielką sumą -
powiedział
Williston. - Nie byłem w stanie wymyślić dla niego żadnej pracy, ale musi potrzebować różnych
rzeczy. Pewnie przydałoby mu się parę dolarów.
- To prawda - rzekł Leventhal.
-
Chcę panu dać dziesięć czy coś koło tego. Nie musi mu pan mówić, skąd pochodzą. Mógłby nie chcieć
przyjąć pieniędzy ode mnie.
-
Dam mu je - rzekł Leventhal. - To bardzo miło z pańskiej strony.
Willistonowie poszli. Leventhal przyglądał im się w niebieskim lustrze baru ponad stłoczonymi
rzędami butelek. Stan poczekał, gdy Phoebe zatrzymała się, by poprawić kapelusz, po czym weszli
razem po schodach, przechodząc pod markizą.
19
Z sieni zobaczył panią Nunez siedzącą po turec- ku na sofie i upinającą świeżo umyte włosy.
Przyciskała podbródek do piersi, trzymając w ustach szpilki; inne leżały rozsypane na brązowo-
białych kwadratach jej spódnicy. Kiedy zapukał, odgarnęła włosy z oczu, ale nie zmieniła pozycji ani
nie okryła nóg z niesymetrycznie zapiętymi podwiązkami.
-
Nie chciałbym pani przeszkadzać - powiedział, patrząc na jej nogi. - Pomyślałem sobie... mieszkanie
jest dość brudne. Czy mogłaby mi pani polecić jakąś sprzątaczkę? Nasza nie pokazywała się ostatnio.
-
Sprzątanie? Nie, nie znam nikogo. Jeśli trzeba tylko uporządkować, to zrobię to dla pana. Nie
wykonuję ciężkich prac.
305
-
Nic ciężkiego, chcę po prostu, żeby mieszkanie wyglądało trochę czyściej.
20 - Ofiara
-
Dobrze, uporządkuję je dla pana.
-
Będę bardzo wdzięczny. To zaczyna mnie przerastać.
Wygląd jego pokoju dziennego w świetle lampy napawał go obrzydzeniem. Obejrzenie go dobrze
zrobiłoby Phoebe. %7łałował niemal, że nie zaprosił
Willistonów do siebie. Zabrał się do roboty, zbierając papiery z podłogi, rozesłał czyste prześcieradła
na łóżku i wyłożył piżamę. W łazience namoczył i wypłukał płaszcz kąpielowy, po czym szczotką i
mydłem w proszku usunął
plamy z atramentu. Następnie zaniósł płaszcz na dach, gdzie go wykręcił i powiesił na sznurze. W
lekkim wietrze wyczuwalny był zapach zbliżającej się jesieni. Leventhal podszedł po kamykach i
smole do obmurowania dachu.
Na wschodzie światła obu brzegów połączyły się w jedną długą linię na środku rzeki. Wkrótce po
święcie miało się skończyć lato i wraz z nastaniem jesieni wszystko miało się zmienić; Leventhal był
o tym w niewytłumaczalny sposób przekonany. Niebo było zachmurzone. Przez chwilę się rozglądał,
po czym wrócił na klatkę schodową, uważając w ciemności na sznury i druty. Przechodząc, dotknął
płaszcza kąpielowego. Szybko schnął na wietrze.
Z podestu usłyszał, że ktoś nadchodzi, i spojrzał w dół. Był to Allbee. Jego ręka, gdy wchodził do
góry, regularnie chwytała i puszczała balustradę. Ujrzawszy Leventhala na ostatnim zakręcie
schodów, przystanął, uniósł głowę i zdawał mu się badawczo przyglądać. Słabe światło padało na jego
twarz do wysokości brwi i oczu, nadając jej, zapewne zupełnie przypadkowo, wyraz nieskrywanej
złośliwości. Leventhalowi na chwilę zrobiło się nieswojo. Natychmiast przypomniał sobie jednak, że
jest kilka spraw, z których Allbee musi mu się wytłumaczyć. A przede wszystkim, czy był pijany? Ale
miał już zupełną pewność, wyczuwał, że jest trzezwy.
-
Słucham?
Dotarłszy na podest, Allbee powściągliwie skinął mu głową. Miał przystrzyżone włosy. Po bokach
głowy i na policzkach widać było wyraznie biały pasek wygolonej skóry. Jego twarz błyszczała. Miał
na sobie nową koszulę i czarny krawat, a w ręce trzymał papierową torbę. Gdy zobaczył, że Leventhal
badawczo mu się przygląda, powiedział:
-
Kupiłem te rzeczy przy Drugiej Alei, w sklepie dyskontowym.
-
Nie pytałem pana o to.
-
Jestem panu winien wyjaśnienie - odparł rzeczowo. Leventhal nasłuchiwał prowokacyjnej nuty w jego
odpowiedzi, ale jej nie wyczuł. Patrzył na niego podejrzliwie.
-
Nic dzisiaj nie piłem - rzekł Allbee.
-
Niech pan wejdzie. Chciałbym się czegoś dowiedzieć.
-
A mianowicie?
- Nie tutaj, w mieszkaniu.
Allbee nie poruszył się.
- W czym rzecz? - zapytał.
Leventhał chwycił go za marynarkę i pociągnął do siebie.
Allbee opierał się, więc złapał go obiema rękami i z wyrazem posępnej determinacji na twarzy, na
nowo uniesiony gniewem, wciągnął go do mieszkania i zatrzasnął stopą drzwi. Okręcił go. Allbee
ponownie spróbował się uwolnić i Leventhal krzyknął:
-
Ile, u diabła, jestem według pana w stanie wytrzymać?
- O czym pan mówi?
- Odpowie mi pan. Nie wymiga się pan od tego.
Allbee wyrwał marynarkę z uchwytu Leventhala i odskoczył na bok.
-
Co to ma znaczyć? - zapytał zdumiony z drżącym, krótkim śmiechem. - Postanowił pan mnie pobić?
-
Ile jeszcze według pana zniosę z pańskiej strony? -
Leventhal dyszał. - Myśli pan, że wszystko ujdzie panu na sucho?
-
Ależ niech pan nie traci głowy. - Przestał się śmiać i patrzył na niego z powagą. - Mimo wszystko
oczekuję, że będę traktowany uczciwie. Jestem w pańskim domu i ma pan pewne przewagi nade mną...
W każdym razie powinien mi pan powiedzieć,
o co w ogóle chodzi.
-
O to chodzi. - Leventhai wyciągnął kartki. -
Przeszukiwał pan moje biurko jak cholerny oszust albo szantażysta. O to właśnie chodzi.
-
Ach, więc to to? - Niedbale machnął w ich stronę ręką.
Głos Leventhala załamał się, gdy krzyknął:
-
To? Czy to jest nic? Przedtem chodził pan za mną i węszył. Wpuściłem pana tutaj, a pan grzebał
swoimi brudnymi łapami we wszystkich moich rzeczach, moich prywatnych sprawach, moich listach.
-
Ależ to nieprawda. Nie dotykałem pańskich li-stów. Nie interesują mnie pańskie sprawy.
-
A gdzie je znalazłem? - Leventhal rzucił kartki na stół. - W moim płaszczu kąpielowym, który pan
nosił.
-
Tam właśnie je znalazłem. Nie mam ochoty bronić się przed takimi oskarżeniami. Nie są uczciwe.
Właśnie przez takie rzeczy ludzie pakują się w kłopoty.
-
To nie jest pańskie? - Leventhal podniósł wy-cinek z drobnych ogłoszeń.
-
Och, wiem, co było w tej kieszeni. Ale niektóre z tych rzeczy tam były, kiedy włożyłem płaszcz. Może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta