[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stroje sąsiadki Lauren zawsze były przeładowane. Na dzisiaj
wybrała czerwoną, suto marszczoną spódnicę, pomarańczową
bluzkę bez ramion i turkusowy pas z frędzlami na końcach. Jej
włosy - masę czarnych loków - utrzymywała w jakim takim
porządku opasująca czoło wstążka. Holly była dwanaście lat
starsza, dziesięć centymetrów niższa i dziesięć kilogramów
cięższa niż Lauren. Aktualnie samotna, zarządzała małym bistro
w pobliżu budynku Raytech. Była szczera i otwarta, może nieco
prostacka.
Tak jak w tej chwili. Na jej twarzy malowało się najwyższe
zaciekawienie, kiedy odezwała się: - Chcę znać wszystkie
świństwa. Wszystkie pikantne szczegóły.
Lauren osunęła się zmęczona na bujany fotel, stojący w
pewnym oddaleniu od kanapy. Absolutnie nie była w nastroju do
przesłuchania, ale doświadczenie nauczyło ją, że próba
odwrócenia uwagi Holly od sprawy ją interesującej, jest stratą
czasu.
- Wszystkie pikantne szczegóły czego?
- Twego weekendu z tym seksownym facetem, który
wysadził cię pod drzwiami. Przypadkiem wyglądałam przez
okno. Przysięgam, że moje okna zaparowały, kiedy cię
pocałował. Jej bransoletki zadzwoniły. Wychyliła się do przodu i
oparła ręce na kolanach.
- Opowiedz wszystko, niczego nie opuszczaj. Wiedząc, że
Holly potrafi być uparta jak agent ubezpieczeniowy
podsuwający polisę, Lauren przedstawiła jej skróconą wersję
weekendu, wspominając częściej Amy niż Johna.
- Jak widzisz - zakończyła - to był rodzaj sytuacji
wyjątkowej, bo opiekunka Johna musiała nagle wyjechać.
Rozczarowanie zachmurzyło wyrazistą twarz Holly. Lauren
stłumiła uśmiech. Jedyną rzeczą, za którą naprawdę przepadała
Holly Steinmetz, były romanse. Z tego zresztą powodu posiadała
czterech eks - mężów. Uwielbiała być zakochana, za to nie
przepadała szczególnie za stanem małżeńskim.
W nadziei zmiany tematu Lauren spojrzała na pakiet, który
Holly położyła na stoliku.
- To pewnie od matki.
- Tak mi się wydawało. Zauważyłam hawajski znaczek.
Lauren odwinęła brązowy papier, potem ozdobne
opakowanie i podała pudełko Holly.
- Swietnie to zrobi na moje biodra. Trzy kilo orzeszków w
czekoladzie.
Holly poczęstowała się hawajskimi słodyczami.
- Dla dobra twoich bioder pomogę ci to zjeść. A teraz
przestań bujać i opowiedz mi o tym towarze, z którym
pojechałaś na weekend. Nie uwierzę, że spędziłaś z tym gościem
cały weekend i nie było żadnego bara bara.
- Przykro mi. Nie było żadnego bara bara. Pojechał ze mną
do domku, bo potrzebował mojej pomocy przy córce. To
wszystko.
Holly pogryzała czekoladki.
- I przypuszczam, że tylko z wdzięczności złożył pocałunek
na twoich ustach. Przestałam wierzyć w bajki trzydzieści lat
temu, słoneczko. Będziesz musiała wymyślić coś lepszego.
Lauren wyciągnęła nogi na plecionym chodniku.
Wzdychając ciężko, przyznała się:
- Myślę, że robię z siebie kolosalną idiotkę, jeśli chodzi o
Johna Zachary'ego.
- Z mężczyznami wszystko możliwe - powiedziała Holly
lekkim tonem. - W jaki sposób robisz z siebie idiotkę?
- Chcąc więcej, niż mogę mieć.
Holly siÄ™gnęła po nastÄ™pnÄ… czekoladkÄ™·
- Dlaczego nie możesz go mieć? Z tego, co widziałam z
okna, specjalnie się nie wykręcał.
- Jest wielka różnica między pocałowaniem kobiety a
zajmowaniem siÄ™ kobietÄ…· Nie szukam przygody, Holly. Nigdy
nie zależało mi, żeby być na drugim czy trzecim miejscu w
czyimś życiu. Byłam na takim miejscu i nie chcę się tam nigdy
więcej znalezć.
Holly była jedną z niewielu osób, które wiedziały o
dzieciństwie Lauren. Mieszkając w pobliżu przez ponad rok i
będąc z natury wścibską, Holly wyciągnęła z Lauren niejedno o
jej przeszłości. Wiedziała też, że w życiu młodej kobiety nie ma
żadnego mężczyzny.
- Może gdybyś dała mu szansę, mógłby ci pokazać, że
interesuje się tobą na poważnie, nie chodzi mu tylko o romans.
Lauren potrząsnęła głową. Jej uśmiech miał w sobie cień
smutku.
- Może nawet o romans mu nie chodzi. O ile wiem, nie jest
związany z nikim w Raytech. Trudno przypuszczać, żeby chciał
zaczynać akurat teraz.
- A jeśli zacznie?
- PowiedziaÅ‚am ci. Przygody mnie nie interesujÄ…·
Bransoletki Holly zadzwoniły ciszej, kiedy znowu sięgnęła
do pudełka ze słodyczami.
- Jak mi się zdaje, mówiłaś kiedyś, że nie chcesz nigdy
wyjść za mąż.
Zaniepokojona nagle Lauren wstała i podeszła do wielkiej
paproci stojącej przed oknem. Obrywając kilka suchych pędów,
odpowiedziała na py - tanie Holly:
- Nie zamierzam wychodzić za mąż.
Holly o mało nie zgubiła paska, kiedy gwałtownie poderwała
siÄ™ z kanapy.
Muszę skończyć z tymi słodyczami. To mi szkodzi na słuch.
Przysięgłabym, że powiedziałaś, że nie chcesz przygody, a teraz
mówisz, że nie chcesz małżeństwa. Nie pozostaje ci wiele
innych możliwości do wyboru.
- Wiem - Lauren podeszła do biurka i wrzuciła suche pędy
do śmietniczki. - Teraz widzisz, na czym polega problem. Jestem
w nim zakochana, ale nie chcę ani romansu, ani małżeństwa. Jak
słusznie mówisz, niewiele mam do wyboru, ale pozostaje jedna
rzecz.
- Co takiego?
- OdejdÄ™.
Holly nie przejęła się trzecią możliwością wymyśloną przez
Lauren.
- Dla mnie to nie brzmi zabawnie.
- Dla mnie też nie. Ale brzmi sensownie.
- Ależ to nie ma nic wspólnego z sensem, słoneczko - Holly
podeszła do drzwi. Kiedy je otworzyła, odwróciła się z
uśmiechem do Lauren.
- Gdyby taka decyzja miała sens, nie miałabym czterech eks
- mężów. Powiadom mnie, co się będzie dalej działo.
Lauren nie poruszyła się wciągu kilku minut po tym, jak
drzwi zamknęły siÄ™ za sÄ…siadkÄ…· Holly mogÅ‚o wydawać siÄ™
zabawne, ze wychodziła za mąż tyle razy, ale Lauren nie. Starsza
kobieta stanowiła jeszcze jeden przykład uzasadniający niechęć
Lauren do małżeństwa. Więzy małżeńskie zbyt często
prowadziły do sytuacji bez wyjścia. Lauren nie chciała, żeby jej
życie dzieliło się na okresy według byłych mężczyzn i dzieci
rozsianych po kraju.
Zabrała się za robienie rzeczy, które, jak powiedziała
Johnowi, chciała załatwić. Brudne ubrania zostały uprane, meble
odkurzone, lista zakupów wypisana, a kilka sukienek
odłożonych do pralni. Te przyziemne prace nie wymagały,
niestety, żadnego skupienia, więc myśli Lauren powędrowały do
weekendu spędzonego z Johnem.
Kilk.a godzin pózniej, kiedy brała prysznic, zadzwonił
telefon. Szybko zakręciła kran i, porywając ręcznik, pobiegła do
telefonu. Zdyszana podniosÅ‚a sÅ‚uchawkÄ™·
- Dyszysz jakbyś brała udział w wyścigu w głosie Johna
brzmiało rozbawienie. - Brałam prysznic.
Chwila ciszy, a potem jego głos:
- Nie mów mi, że masz na sobie tylko ręcznik.
Uśmiechnęła się.
- Zgoda, nie powiem.
- A więc masz tylko ręcznik?
- Powiedziałeś, żeby ci nie mówić.
- Tak powiedziałem - jego głos wydawał się roztargniony. -
Słuchaj, Amy chce ci powiedzieć dobranoc. A może chcesz coś
włożyć na siebie, zanim oddam jej słuchawkę?
- Nie, wszystko w porządku. Podłoga już i tak jest mokra, a
tutaj jest ciepło. Ręcznik mi wystarczy.
- To twoja opinia - mruknÄ…Å‚.
Amy musiała stać tuż przy nim. Dziewczynka zaczęła
opowiadać Lauren, że zjadła kolację i wykąpała się. Szczebiotała
przez kilka minut, aż zakończyła mówiąc:
- Tatuś chce z tobą mówić.
W chwilę pózniej odezwał się John:
- Jak widzisz, przeżyliśmy.
Nie wydaje się, żeby wasz pierwszy wspólny wieczór okazał
siÄ™ nieudany.
Usłyszała na linii jego śmieszek, od którego przebiegł jej po
skórze zmysłowy dreszcz.
- Mam jeszcze jedną ojcowską powinność do spełnienia,
zanim zaśnie. Wybrała książkę o kocie i płocie. Mam jej
poczytać w łóżku. To może być przebój tego wieczoru.
Lauren roześmiała się z czułością.
- Twoja córka otwiera przed tobą nowe horyzonty.
Niebawem będziesz ekspertem od doktora Seussa.
- Między innymi - nastąpiła chwila ciszy. - Małpiszon
[ Pobierz całość w formacie PDF ]