[ Pobierz całość w formacie PDF ]
twarz, kiedy otworzył drzwi tawerny.
Dym kłębił się w długim, niskim, słabo oświetlonym pomieszczeniu, pełnym
grubiańsko wyglądających mężczyzn.
- Hej, ty! Dzieciak! Czego tu szukasz?
Niebywale gruby człowiek w brudnych sztruksowych spodniach i wytłuszczonej
czapce żeglarskiej zastąpił Bobowi drogę.
- Ja...ja... - wyjąkał Bob.
- Wynocha stąd! Słyszysz? To nie jest miejsce dla dzieci! Spływaj, ale już!
Bob wycofał się, przełykając ślinę, a grubas zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
Zmartwiony i zły na siebie, że nie zmyślił na czas jakiejś historyjki, wpatrywał się w
zamknięte drzwi. Teraz nie mógł już wejść tam ponownie. Grubas nie będzie słuchał żadnych
wymówek.
Rozejrzał się po pustej ulicy. Po drugiej stronie hotelu, między domami, majaczyła
jakaś uliczka dojazdowa. Na wskazującej ją tabliczce widniał napis: DOSTAWY DO
BAKITNEGO REKINA . Poszedł tam spiesznie. Jeśli tamtędy dostarcza się towar, musi
być jakieś tylne wejście do baru!
Uliczka dojazdowa była wąska i ciemna. Bob posuwał się ostrożnie między ceglanymi
ścianami bez okien. Za narożnikiem hotelu uliczka skręcała ostro. Za zakrętem, po obu
stronach słabo oświetlonych drzwi, stały rzędy dużych pojemników na śmieci.
Drzwi nie były zamknięte.
Na Wietrze morskim Pete wił się w żelaznym uchwycie stojącego za jego plecami
człowieka.
- Co tutaj robisz, chłopcze? - pytał szorstki głos.
- Ja... ja... - Pete myślał rozpaczliwie, jak wytłumaczyć swą obecność na łodzi, nie
wyjawiając prawdziwego powodu.
- No, mów, chłopcze! Ostrzegam, że czekają cię duże kłopoty! Wyjaśnij lepiej, co tu
robisz, jeśli nie chcesz odpowiadać przed policją!
Nagle Pete zobaczył, że cień, który dostrzegł przedtem na rufie, znowu się poruszył!
To był japoński ogrodnik, Torao! Jeśli uda mu się przemknąć ukradkiem za plecami
napastnika, może zdołają razem... Po chwili jęknął w duchu. Jego plan przepadł marnie!
Torao szedł prosto do nich.
- Przyjaciel pana Crowe a - Japończyk kiwnął głową i uśmiechnął się. - Przyjść
pilnować.
- Co? - zdziwił się napastnik. - Zapal światło na mostku, Torao.
Japończyk włączył światło. Mężczyzna obrócił Pete a twarzą do siebie. Chłopiec
rozpoznał brodatego kapitana Jasona, wciąż w grubej groszkowej kurtce i starej czapce
marynarskiej. Kapitan zwolnił uchwyt.
- Jesteś jednym z tych chłopców, którzy wsiedli na Wiatr morski pod platformą.
Pamiętam cię, jak się nazywasz?
- Pete Crenshaw, proszę pana.
- Okay, Pete, teraz mi powiedz, co to za historia z pilnowaniem łodzi.
Pete wyjaśnił spiesznie, jaką akcję podjęli detektywi i do jakich wniosków doszedł
Jupiter.
- Tysiąc kilogramów! - wykrzyknął kapitan. - To niemożliwe, nikt nie mógł ukryć na
Wietrze morskim ładunku tej wielkości.
- Wiemy, że to wygląda na szalony pomysł, ale Jupe jest pewien, że to jedyne
możliwe wyjaśnienie straty paliwa.
Kapitan Jason rozmyślał przez chwilę, wreszcie potrząsnął głową.
- Muszę przyznać, że obliczenia twojego kolegi wyjaśniają utratę paliwa i że ja nie
zdołałem wymyślić żadnego rozwiązania. Jednakże...
- Panie kapitanie - przerwał mu Pete - parę minut temu widzieliśmy, jak bracia
Connorsowie weszli na Wiatr morski . Nie mieli ze sobą nic ciężkiego, mogli jednak jakoś
umieścić tu ładunek. Może Torao widział, co to było, i gdzie to ukryli.
- Słyszeć ludzi - powiedział Torao. - Nie widzieć. Pan Crowe mówić schować. Ja
schować.
- Tam był jeszcze jeden człowiek - dodał Pete. - Nie widzieliśmy, kto to był. On nie
wchodził na łódz, ale był z pewnością w pobliżu i wszystko obserwował.
- Przeszukajmy więc natychmiast łódz - powiedział kapitan Jason. Schodząc pod
pokład za brodatym kapitanem, Pete spojrzał na zegarek. Nie było nawet wpół do dwunastej.
Kapitan miał rozpocząć nocne czuwanie o północy. Dlaczego przyszedł tu wcześniej?
Jupiter szedł za trzecim człowiekiem przez bulwar i dalej w boczną ulicę. Było
oczywiste, że ten człowiek kogoś śledził. Zatrzymał się przed obdrapanym hotelem, na
którego parterze znajdowała się tawerna Błękitny Rekin . W czerwono-niebieskim świetle
neonu, Jupiter zobaczył wreszcie twarz nieznajomego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]