[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest, a człowiek brudem porasta. Człowiek wiecznie zaganiany, nigdy nie ma chwili czasu dla siebie, a kiedy
mógłby się porządnie wykąpać, to zawsze jakieś licho kogoś przyniesie, albo człowiek sam do kogoś polezie -
bez wytchnienia mówiła Aniołek. - Nie wiem, co my, Niuniek, zrobimy. W przyszłym tygodniu w całym osiedlu
będą rury w domach wymieniali. Na klatce schodowej administracja wywiesiła już ogłoszenie.
- Przestań gderać - upominał ją Niuniek, któremu mydło dostało się do oczu. - %7łe też ciebie język nie zaboli.
Po kąpieli Niuniek wytarł się do sucha ręcznikiem frotte, aż całe jego ciało, zawsze trupio blade, przybrało kolor
świeżego befsztyku.
- No, jak się czujesz? - spytała Aniołek. -Jak młody bóg!
Włożył na siebie skarpety i czystą bieliznę, przygotowaną zawczasu przez Aniołka.
Niuniek, chude, wysokie chłopisko o pociągłej twarzy i zaawansowanej łysinie postępującej od czoła, wciągnął
sztuczkowe spodnie, jakich od lat nikt w mieście nie nosił, a które dla koneserów w modzie męskiej ostatnio
stały się prawdziwym rarytasem. Włożył prawie nowe pantofle, które raz czy dwa miał na nogach, białą koszulę
ze sztywnymi mankietami i takim samym kołnierzykiem, zapiął spinki mankietów, w szlufki spodni wciągnął
pasek, prezent gwiazdkowy od Aniołka. Ogolony, wymyty, ubrany po świątecznemu w dzień roboczy, zasiadł
do stołu i sięgnął po papierosy leżące na serwantce.
Nie spiesząc się wydobył jednego z paczki, starannie rozwałkował w palcach i osadził w srebrnej cygarniczce,
przypalił go, i jak człowiek zmęczony całodzienną pracą, bezsilnie opadł na oparcie krzesła.
Z łazienki dobiegał śpiew Aniołka.
- Co ci tak wesoło - spytał.
Nie otrzymał odpowiedzi. Aniołek zajęta czymś w łazience widać nie dosłyszała jego pytania.
- Pospiesz się! - ponaglał ją.
Tym razem dosłyszała i odpowiedziała ze złością:
- Dokąd się spieszysz? Listę podpisać?
Zamilkł. Z doświadczenia wiedział, że żona mu w niczym nie ustąpi i podtrzymywanie takiej rozmowy dopro-
wadzić może do kłótni.
Spojrzał na paznokcie, nie było co prawda za nimi żałoby", ale po kąpieli były długie i białe. Z szuflady stołu,
przy którym siedział, wyciągnął nożyczki, starannie poobcinał paznokcie, odłożył nożyczki na miejsce i sięgnął
po telegram, jaki nadesłał Gańko.
Z uwagą przeczytał go raz i drugi. Gańko zapowiadał swój przyjazd na godzinę siódmą wieczorem. Przyjechać
miał z żoną i córką oraz z jej mężem, świeżo upieczonym inżynierem budowlanym.
Przyjeżdżali na dzień lub dwa i Niuniek miał się przez ten czas nimi opiekować. Przyjąć po przyjezdzie i przeno-
cować. W dzień oprowadzić po sklepach i komisach.
- Nie miała baba kłopotu - powiedział do Aniołka, która akurat wyszła z łazienki i ukazała mu się w nowym
komplecie bielizny.
- Skąd ty masz te szmaty? - zaciekawił się. - Nigdy przedtem nie widziałem ich na tobie.
Spojrzała na niego pobłażliwie.
- Aadne szmaty - powiedziała z wyrzutem. - Zawsze, na każdym kroku chcesz mi dokuczyć. Kupiłam to kiedyś
w Modzie Polskiej". Dziś za ten komplet musiałabym zapłacić z połowę swojej pensji.
- Cichaczem przede mną wydajesz pieniądze na różne fatałaszki, a ja chodzę jak dziad w jednym ubraniu
świątek i piątek.
- Tobie nie warto nic kupować - zawyrokowała Aniołek. -Wszystko pali się na tobie. Jak nie poplamisz, to
dziury powypalasz papierosami, a jak ja sobie coś kupię od czasu do czasu, to noszę całymi latami.
- Kupisz, rzucisz do szafy i mole mają wyżerkę. Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby wyrządził
jej wielką krzywdę tym, co powiedział. Od kilku lat co najmniej rozmawiali ze sobą w ten sposób. Ktoś stojący z
boku i przysłuchujący się ich rozmowom, mógłby odnieść wrażenie, że ci ludzie celowo sobie dokuczają,
prowokują się, że nie stać ich na wzajemną uprzejmość.
Niuniek wzdragał się na samą myśl, co go czeka jeszcze dzisiejszego wieczora. Nagły przyjazd Ganków był mu
zupełnie nie na rękę, ale nie było innego wyjścia. Szczęściem w nieszczęściu stało się to, że zdobył mieszkanie,
że miał ich gdzie przyjąć i przenocować. Taka była umowa. Za to oni zaopiekują się nim i Aniołkiem, kiedy
przyjadą na urlop na wieś.
Niuniek od wczoraj rana stał się chwilowym posiadaczem cudzego mieszkania. Trzech ogromnych pokoi z wid-
ną kuchnią, przestronnego hallu i dużej łazienki wyłożonej włoską glazurą.
Niuniek, w tajemnicy przed Aniołkiem z zaskórniaków", dokonał pewnych, niezbędnych zakupów. Nie licząc
się z groszem, kupił w Delikatesach" kilka butelek zagranicznych wódek, najlepszą czekoladę w rodzimym
wydaniu, kilka puszek portugalskich sardynek, owoce południowe, różne gatunki wędlin, pieczywo normalne i
słodkie, kawę, herbatę, no i oczywiście kilka paczek doskonałych
papierosów, których same celofanowe opakowania przyciągały spojrzenia palaczy.
- Gańkowie są mi dzisiaj potrzebni jak dziura w moście - odezwała się Aniołek. - Ani to moja rodzina, ani też
bliscy znajomi.
- Potraktujemy ich dzisiaj jako zło konieczne, ale musimy być dla nich uprzejmi. Ty, Aniołku, szczególnie po-
winnaś być uprzejma, a jeśli już nie, to powinnaś przynajmniej stwarzać takie pozory. Musisz ich podjąć jak
przystało na panią domu.
- Gdzie mam ich przyjąć i czym? - spytała. Niuniek rozejrzał się po mieszkaniu.
- Za dużo mamy gratów - stwierdził. - Trzeba by połowę wyrzucić. Nie ma się gdzie ruszyć. A o podejmowaniu
tutaj gości nie ma co myśleć. Tu można tylko orła wywinąć i to z podkurczonymi nogami. Gdybyśmy mieli małe
dzieci...
Aniołek spojrzała na Niuńka jak na szaleńca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]