[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wreszcie wojska nasze szturmem zdobywają Jafę, której załogę w sile 5000 ludzi wycinają w
pień. Dalsza droga triumfu prowadzi do Saint Jean d'Acre (Akko), gdzie oddziały francuskie
okopują się. Tutaj jednak zaczyna się nieszczęście.
Dowódcą twierdzy jest Francuz, dawny towarzysz szkolny Napoleona. Razem złożyli
egzaminy w szkole wojskowej, skąd tego samego dnia rozeszli się do korpusów. Jako rojalista
przeszedł Phelippeaux do obozu Anglików, oddał się pod rozkazy Sydneya Smitha, za którym
poszedł zrazu do Anglii, by potem towarzyszyć mu do Syrii. O jego to geniusz militarny
raczej aniżeli o obwarowania Akry rozbijają się zaciekłe ataki Napoleona. Prawidłowe
oblężenie miasta jest niemożliwe, trzeba je zdobyć szturmem. Jakoż trzykrotnie próbuje
17
Napoleon przypuścić szturm do twierdzy – za każdym razem nadaremnie!
Podczas jednego ataku u stóp Napoleona pada bomba. W mgnieniu oka rzucają się na
wodza dwaj grenadierzy, otaczają go z przodu i z tyłu, rękami nakrywają mu głowę i osłaniają
zewsząd. Bomba pęka, lecz odłamki jej, jakby cudem wiedzione, umieją uszanować takie
poświęcenie: nikt nie został ranny. Jeden z tych grenadierów, Daumesuil, zostaje w 1809 r.
generałem, w 1812 r. traci nogę w Moskwie, w dwa lata później zaś jest komendantem w
Vincennes.
Tymczasem zewsząd nadchodzą posiłki dla Dżezzara. Baszowie syryjscy, zgromadziwszy
swe wojska, maszerują na Akrę, Sydney Smith śpieszy z odsieczą na czele floty angielskiej,
zaraza wreszcie, ten najgroźniejszy ze sprzymierzeńców, przychodzi z pomocą syryjskiemu
katu. Wojska nasze muszą najpierw obronić się przed armią idącą z Damaszku. Zamiast
czekać na nią lub cofnąć się, gdy nadejdzie, Napoleon wyrusza jej naprzeciw, spotykają i
rozrzuca po całej równinie u stóp góry Tabor. Dokonawszy tego wraca, by jeszcze w pięciu
atakach na Akrę popróbować szczęścia, również z daremnym skutkiem. St. Jean d'Acre jest
dla Napoleona miastem przekleństwa, z którym nie może się uporać.
Wszyscy dziwią się, że Napoleon zużywa tyle wysiłku, by zdobyć to gniazdo skalne, że
dzień w dzień naraża swoje życie, że najlepszych oficerów i najwybitniejszych żołnierzy
rzuca na szaniec. Zewsząd podnoszą się szemrania z powodu tego krwiożerczego uporu, który
wydaje się bezcelowy. Jest w tym jednak cel; wyjaśnia go sam Napoleon po jednym z
bezowocnych ataków, w którym Duroc zostaje ranny. Wódz odczuwa bowiem potrzebę
wytłumaczenia kilku ludziom bliskim mu sercem, iż nie uprawia szaleńczej gry. „Prawda –
powiada – widzę, że to nędzne gniazdo zabrało mi już wielu ludzi i wiele czasu, sprawy
jednak zbyt już dojrzały, bym nie miał odważyć się na nowy wysiłek. Jeśli mi się uda, znajdę
w mieście skarbce paszów i broń dla trzykroć stu tysięcy ludzi. A potem wywołam powstanie
w Syrii i uzbroję jej ludność, oburzoną na tyranię Dżezzara, o którego klęskę prosi błagalnie
Boga przy każdym ataku. Pomaszeruję na Damaszek i Aleppo, w miarę posuwania się
naprzód powiększę swoją armię o wszelakiego rodzaju malkontentów. Obwieszczę ludowi
zniesienie niewolnictwa i tyrańskiej władzy paszów. Na czele uzbrojonych rzesz podążę aż
pod Konstantynopol, obalę cesarstwo tureckie, założę na Wschodzie nowe, wielkie imperium,
które imię moje uwieczni wśród potomnych, a potem przez Adrianopol i Wiedeń powrócę do
Paryża, obaliwszy wpierw dynastię austriacką”. Po czym mówi dalej z westchnieniem: ,,Jeśli
mi się zaś nie uda ten ostatni szturm – czas mi w drogę. Jeśli przed połową czerwca nie będę
w Kairze, to wówczas dla nieprzyjaciela powieją pomyślne wiatry, które pozwolą mu
skierować żagle ku północnym wybrzeżom Egiptu. Konstantynopol wyśle wojska do
Aleksandrii i Rozetty – ja muszę tam się znaleźć. Armii lądowej, która tam później dojdzie,
nie obawiam się w tym roku. Aż do rubieży pustynnych każę zniszczyć wszystko ogniem i
mieczem. Od dziś za dwa lata uniemożliwię przejście jakiejkolwiek armii, gdyż wśród ruin i
zgliszczy nie można wyżyć”.
W rzeczy samej, zmuszony jest Napoleon zdecydować się na odwrót. Armia cofa się na
Jafę, gdzie Bonaparte odwiedza szpital dla zadżumionych. Zabiera każdego, kto tylko może
być przetransportowany morską drogą przez Damiette lub lądową przez Gazę i El-Arisz. Na
miejscu zostaje około sześćdziesięciu ludzi, którzy mogą przeżyć najwyżej jeszcze jeden
dzień, lecz za godzinę wpadną w ręce Turków. Ta sama żelazna konieczność, która
nakazywała wyciąć w pień całą załogę Jafy, i tutaj znajduje zastosowanie. Aptekarz R... każe,
jak fama głosi, podać umierającym pewien napój. Zamiast męczarni, jakie czekają ich z rąk
tureckich, będą mieli przynajmniej łagodną śmierć.
Wreszcie w połowie czerwca, po długim i uciążliwym marszu, armia wraca do Kairu. Była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]