[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Anonimowy dobroczyńca?
- Nie inaczej.
- Jakież to tajemnicze! Bardzo się cieszę, że obraz zwrócono właścicielowi... - Urwała,
rzucając mu przebiegłe spojrzenie. - Nie wiedziałam, że zna pan lady Sudeby.
- To moja ciotka - odparł sucho. - Blizniacza siostra mojej matki.
Zamrugała oczami ze zdumienia, a potem szybko przygryzła wargę, żeby ukryć radość.
- Niech pan pozwoli, moja najdroższa przyjaciółka, panna Elizabeth Carlisle.
Skłonił się przed jej towarzyszką.
- Panno Carlisle, bardzo mi miło.
- Jak się pan miewa, milordzie? - szepnęła z ukłonem. Poczuł, że przypatruje mu się
pilnie, kiedy pochylił się nad jej dłonią. Bodaj by go ziemia pochłonęła! Najdroższa
przyjaciółka" najwyrazniej pragnęła wyrobić sobie zdanie, czy wart jest względów jaśnie
pani. Oznaczało to, że Jacinda naopowiadała jej o nim Bóg wie co, może nawet
wspomniała o wczorajszych propozycjach.
Niech licho porwie kobiety! Nie potrafią trzymać języka za zębami. Te plotki mogą
niestety rozstrzygnąć o jego szansach u Jacindy.
Gdy znów się wyprostował, spojrzał na nią, zirytowany jej zachowaniem. Miał jedynie
nadzieję, że panna Carlisle umie dochować tajemnicy.
Podano do stołu. Jacinda łaskawie przyjęła jego ramię i pozwoliła się zaprowadzić na
miejsce. W luksusowo urządzonej jadalni blask kandelabrów odbijał się w pięknych
srebrach i barwnie malowanej porcelanie. Rackford podsunął dziewczynie krzesło,
czekając, aż usiądzie. Musnął palcami jej obnażone plecy i poczuł, że przebiegł ją
dreszcz po tym przypadkowym dotknięciu.
- Wyglądasz zachwycająco - szepnął tak cicho, żeby słyszała go tylko ona.
Spojrzała na niego wyniośle. To było ostrzeżenie i upomnienie zarazem. Skinął jej głową i
odszukał własne krzesło. Szybko się przekonał, że jego niemądra ciotka otoczyła go
kobietami, które nigdy nie sprzeciwiłyby się konwenansom.
Jacinda siedziała naprzeciwko, dwa miejsca dalej. Srebrna zastawa przywiodła mu nagle
na myśl instrumenty chirurga. Spojrzał na nią z odrazą.
Acer siedział tuż przy nim i przyglądał się mu z zaciekawieniem, jakby podejrzewał, że
Rackford nie potrafi się posługiwać mnóstwem dziwnie wyglądających łyżeczek i
widelczyków. Gdy wniesiono pierwsze danie, zrozumiał, obserwując innych, że
obowiązek krojenia mięsa, które postawiono akurat przed nim, należy do mężczyzn.
Zerknął na dymiący udziec barani, ujął długi, ząbkowany nóż i spojrzał groznie na
Loringa. Nie potrzebował słów, żeby wyrazić nimi ostrzeżenie. Acerowi zrzedła mina,
kiedy ujrzał, jak Rackford kroi pieczyste. Billy nie bez przyczyny nosił przydomek Blade!
Miał nadzieję, że dandys zrozumie, co mu chciał w ten sposób przekazać.
Skończywszy, wbił w barani comber nóż niczym ozdobę i podał półmisek siedzącym koło
niego debiutantkom. Spostrzegł, że Jacinda patrzy na niego ze zdenerwowaniem.
104
Wzruszył ramionami. Odwróciła wzrok, kręcąc głową.
Trzeba się było zabrać do jedzenia. Nie ze wszystkim potrafił sobie poradzić i znowu
poczuł się jak uczestnik jakiejś oszukańczej gry. Nie wiedział, którym ze srebrnych
sztućców powinien się posłużyć. Rzucił rozpaczliwe spojrzenie na innych gości. Wreszcie
dostrzegł, że Jacinda zerka na niego znacząco.
Ktoś siedzący obok zadał jej pytanie. Z uśmiechem podjęła konwersację, a jednocześnie
sięgnęła powoli po drugi widelec od lewej i pokręciła nim w palcach.
Z ulgą dokonał właściwego wyboru. Dostrzegł, że przełomie spojrzała na niego,
upewniając się, że nie popełnił kolejnego faux pas.
W jakiś dziwny, niewytłumaczony sposób zdołała przeprowadzić go przez wszystkie rafy
trzygodzinnego obiadu, póki ten się wreszcie nie skończył. Damy się wycofały.
Mężczyzni pozostali przy stole dłużej, popijając portwajn i sherry. Poznał wtedy Aleca
Knighta, człowieka mniej więcej w jego wieku, i polubił go od razu.
W końcu wszyscy goście spotkali się ponownie w salonie, gdzie rozstawiono stoliki do
wista. Debiutantki wolały popisywać się talentami muzycznymi przy pianoforte, grając lub
śpiewając z akompaniamentem. Rackford stał w głębi, wsparty o ścianę, z kieliszkiem
mocnego wina. Czekał na popis Jacindy, lecz ta wolała kręcić się to tu, to tam po całym
zatłoczonym salonie.
Spojrzał jej w oczy, gdy przechodziła obok, ale ona tylko skromnie stanęła na uboczu,
sącząc powoli wino. Udawał, że słucha muzyki, ale w istocie obchodziła go wyłącznie
Jacinda.
Był tak blisko i nie mógł jej dotknąć. Co za tortura!
- Dziękuję za pomoc - powiedział półgłosem.
Zatrzepotała wachlarzem, nie patrząc na niego.
Wiem, że ma mnie pan za głupiutką trzpiotkę, ale czasem moje trywialne doświadczenie
bywa pożyteczne.
Nigdy bym pani nie nazwał głupiutką trzpiotką. - O tak, zrobiłby z niej użytek. Na wiele
sposobów. Za każdy z nich wymierzyłaby mu policzek.
Czy ta uprzejmość oznacza, że postanowiła mi pani uwierzyć?
- Nie.
A więc dlaczego mi pani pomogła?
Stwierdziłam, że wstrzymam się z osądem do powrotu Luciena. I tylko tyle.
To ładnie z pani strony.
W każdym razie wstrzymam się z nim, póki nie... Westchnęła. Udając, że przygląda
się jednej z debiutantek, spojrzała na niego ostrzegawczo. - Nie mam zbyt wiele czasu,
ale proszę nie sądzić, że chcę pana zniechęcić. Pańska sytuacja przedstawia się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]