[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opanowana i spokojna w drodze do Bangkoku i nagle, gdy najmniej się tego
spodziewał, urządziła mu histeryczną scenę. Co prawda mogła być
zdenerwowana parogodzinnym oczekiwaniem na wiadomości od Beebe.
Niemniej przez całą podróż zachowywała się w sposób godny podziwu.
Zachwycała go swą łagodnością i tym bardziej niewiarygodne wydawało się, że
teraz, bez widocznej przyczyny, jest w takim stanie. Przyszło mu jednak do
głowy to, co już wcześniej powiedział Ankanie, że żadna dama nie ma pojęcia o
Domach Uciech ani też o kobietach pokroju Beebe. Jeżeli, na nieszczęście,
zdarzało im się słyszeć o takich sprawach, przybierały tony pełne godności.
Udawały - bo tak było przyjęte - że nie rozumieją, co to za kobiety i dlaczego
mężczyzni się nimi interesują. W tym tkwi szkopuł - stwierdził markiz - że nie
rozumiem młodych dziewcząt ani nie chcę rozumieć. Potem pomyślał o
wyrafinowanych kobietach, których względami cieszył się w Londynie. Był
przekonany, że gdyby któraś z nich wyruszyła z nim w tę podróż, czułby się już
śmiertelnie znudzony. Rozmowy dotyczyłyby jednego jedynego tematu: jej oraz
jego. Nie do pomyślenia byłyby oczywiście pojedynki i utarczki słowne, jakie
wszczynała każdego wieczoru Ankana, dowodząc fascynującymi argumentami
prawdziwości zjawisk nieznanych. Musiał chcąc nie chcąc przyznać, że w ciągu
całej podróży przez Morze Zródziemne, Morze Czerwone, Ocean Indyjski i
Zatokę Syjamską nie nudził się ani przez minutę. Co więcej, jego umysł był
bardziej żywy i aktywny niż kiedykolwiek. Wydawało się śmieszne, że ktoś tak
młody jak Ankana potrafił stymulować jego imaginacją. Zmuszała go do
myślenia o rzeczach, które nigdy przedtem nie zaprzątały jego głowy. A przecież
kobiety, które dotąd spotykał, były na ogół agresywne oraz irytująco nielogiczne.
- Myślę, że jest po prostu przemęczona - stwierdził wreszcie. - A przy swej
żywej wyobrazni przedstawia sobie Beebe jako ladacznicę.
Pomyślał, że, być może, jej wyobrażenie o Domu Rozkoszy jest takie, jak na
groteskowych i przerażających rysunkach Hogartha. Potem zadał sobie pytanie,
w jaki sposób można by poznać pracę umysłu młodej dziewczyny. I wtedy
wszystko sprowadziło się do jednego: Ankany przy nim nie było. Gdyby miał
trochę oleju w głowie, nie powiedziałby jej, dokąd idzie. W gruncie rzeczy
rozmawiając z nią i polemizując, traktował ją nie jak kobietę, ale jak mężczyznę.
Zrozumiał trochę poniewczasie, że Ankana jest nie tylko wyjątkowo
inteligentna, lecz również bardzo młoda i bardzo podatna na zranienie.
Zwiadomość, że był w miejscu, które po angielsku zwie się domem rozpusty, w
towarzystwie osoby, którą Biblia nazywa nierządnicą, bez wątpienia dotknęła ją
mocniej, niż dotknęłaby przeciętną dziewczynę w jej wieku nie wiedzącą nic o
tych sprawach. To było bardzo głupie z mojej strony, że nie powiedziałem
Ankanie, iż wybieram się do klubu dla mężczyzn lub czegoś w tym rodzaju" -
skarcił się.
Potem zapragnął wyjaśnić jej, że nie zaszło tam nic, czym mogłaby się czuć
wytrącona z równowagi. A po chwili jakiś nagły wewnętrzny sprzeciw
powstrzymał go przed tym. Dla otrzezwienia udał się na mostek kapitański. Przy
sterze zastał kapitana, a ponadto dwóch marynarzy. Pomachał do nich z budki
kapitańskiej i powiedział:
- Teraz, kiedy jesteśmy już dość daleko od pałacu, chcę, byśmy ruszyli pełną
parą do Pattaya i przy sprzyjającym szczęściu dotarli tam jutro rano.
Kapitan wskazał mapę, która leżała rozpostarta w kapitańskiej budce. Marta
odszuka! na niej wymienioną przez siebie miejscowość, którą jako mało ważną
oznaczono ledwie widocznymi literami. Czanthaburi, centrum dystryktu Gem,
widniało nieco dalej w stronę wybrzeża. Markiz wszakże uznał, że nie ma
potrzeby płynąć poza Pattayę. Był pewien, że gdy tylko tam się zjawią, Calvin
Brook w jakiś sposób sam nawiąże z nimi kontakt. Ta myśl dodawała mu
otuchy.
Opuszczając pół godziny pózniej kapitana, Vale postanowił pójść spać. Chciał
wstać o świcie, by widzieć, jak Koń Morski" dobija do Pattaya. Pomyślał, że
nie tracił czasu. Z Londynu do Bangkoku przybyłem w rekordowym tempie, a
teraz, w dniu przybycia, mam już trop prowadzący wprost do Calvina Brooka. -
Uśmiechnął się z zadowoleniem. - Nikt nie uporałby się z tym tak szybko jak ja."
Zanim zszedł pod pokład, zauważył, że kapitan bezbłędnie zrozumiał jego
polecenie, by płynęli niepostrzeżenie. Wszystkie światła w salonie były
przytłumione. Jacht zaś, dopóki był w zasięgu świateł nawigacyjnych, sunął w
dół rzeki w sposób możliwie najmniej ostentacyjny. Tylko tak dalej!" - myślał
markiz, podążając do swojej kajuty.
Gdy mijał drzwi kabiny sąsiadującej ze swoją usłyszał zza nich dziwny
dzwięk. Przystanął, by posłuchać, i ku swemu zaskoczeniu rozpoznał płacz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]