ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

narobił nam wiele kłopotów. Wymykał się wciąż nie wskutek naszych błędów, lecz dzięki
szczęściu, które mu stale dopisywało. Siadaj pan i pozwól sobie to opowiedzieć!
Opowiedziałem nasze przygody. Naturalnie na pierwszy plan wysunąłem działalność
Winnetou i Anglika. Można sobie łatwo wyobrazić, z jaką ciekawością słuchali. Przerywali
mi setkami zapytań i okrzyków, wskutek czego opowieść trwała bardzo długo. Nareszcie
doprowadziłem ją do chwili bieżącej, po czym mogłem się napawać zdumieniem obojga
słuchaczy.
Franciszek obsypał mnie wyrazami najwyższego uznania. Powstrzymałem go jednak,
mówiąc:
 Niech pan to powie nie mnie, lecz sir Emery emu i Winnetou, których wnet zobaczycie.
Obaj zasłużyli na pochwały, o ile nam się powiedzie doprowadzić sprawę do szczęśliwego
kresu.
Marta milcząco podała mi rękę, co mnie bardziej wzruszyło, niż nadmiernie głośne
pochwały jej brata. Chodził teraz po pokoju tam i z powrotem, mruczał, kiwał głową wydawał
niezrozumiałe dzwięki, groził pięściami, jak gdyby miał przed sobą Meltona.
 Nie wojuj pan z powietrzem, mój miły przyjacielu! Nic nie wskórasz, ponieważ
opowiedziałem już wszystko, wrócę spokojnie do hotelu. Zapewne był tam lub jest jeszcze
Emery, aby zdać sprawę z pobytu, w saloonie Plenera. Jeśli Melton dotąd nie wyjechał, mamy
ptaszka w ręku. Ale jeśli go już nie ma, jutro rano wyruszamy w dalszą drogę. Co się zaś
tyczy ojca i stryja, to& hm, śmiem twierdzić, że są tu, a nawet, że ich widziałem.
Opowiedziałem zdarzenie z sali koncertowej.
 Obaj noszą sombrera?  zapytał Franciszek w zamyśleniu.  Powiedz mi pan, jak
wyglądali?
 Chudzi i wysocy, jednakowego prawie wzrostu.
 Zdaje się, że widziałem ich wracając do domu!
 Gdzie?
 Między tym, a pierwszym domem na ścieżce koło rzeki.
 Aha! Czyżby mnie śledzili?
 Wątpię! Wszak nie wiedzą, że nas pan odwiedziłeś.
 Myli się pan, Meltonowie są wielce doświadczonymi westmanami. Przypuśćmy, że to
oni są owymi słuchaczami z sali koncertowej. Zobaczyli mnie i drapnęli  od razu sobie
powiedzieli, że przyjechałem w pościgu za nimi, dlatego też szybko czmychnęli.
 Ale skądżeby się tu wzięli? Nie mogli przecież odgadnąć, że pan pójdzie do nas!
 To prawda. Nie poszli też wprost tutaj, lecz ukryli siew pobliżu koncertowej sali, aby
wyśledzić, gdzie mieszkam. Widząc, że odprowadzam pańską siostrę, poszli za nami i zaczaili
się w pobliżu, aby mnie unieszkodliwić. Czy widział ich pan?
 Naturalnie! Musiałem ich wyminąć. A teraz przypominam sobie nawet, że zlękli się,
usłyszawszy za sobą kroki, i szybko się odwrócili!
 Na dworze jest tak jasno, że widać wszystko wyraznie. Czy zauważył pan, jak byli
uzbrojeni?
 Nie przyglądałem się, czy mają noże, pistolety, albo rewolwery. Zpieszyłem do domu,
ale to jedno dostrzegłem, że trzymają strzelby
 Nikt bez powodu nie włóczy się po mieście ze strzelbą. Na koncert przecież nie zabrali
ze sobą broni. A zatem, jeśli zaopatrzyli się w nią po koncercie, to widocznie uważali, że im
się przyda. A zwłaszcza, że czyhali w pobliżu waszego mieszkania. Niewątpliwie godzą na
moje życie.
Marta chwyciła mnie za rękę prosząc:
 Na miłość boską, niech pan nie idzie! Musi pan tu zostać!
 Nie mogę. Winnetou i Emery czekają na mnie.
 Niech czekają do jutra!
 Do jutra może się zdarzyć coś, co będzie wymagało mojej obecności. W każdym razie
wypatrują, mnie z niecierpliwością. Muszę iść, stanowczo muszę!
 A ja pana nie puszczę!  zawołała, chwytając mnie za drugą rękę.  Chcą pana
zastrzelić. Niech się pan zastanowi, co to znaczy!
 To znaczy, że już niejeden chciał mnie zastrzelić i strzelał, a jednak stoję przed panią
żywy i zdrów.
 Ale teraz niebezpieczeństwo jest zbyt grozne! Na ulicy czekają dwaj mordercy, pomyśl
pan, dwaj mordercy!
 Niebezpieczeństwo byłoby grozne, gdybym o tym nie wiedział. Ale skoro wiem, nie ma
obawy. Możliwe są dwie ewentualności: albo Meltonowie domyślili się, że pan mnie o nich
powiadomi, a w takim razie poszli sobie precz, wiedząc że jestem ostrożny.
 A druga ewentualność?
 %7łe nie odeszli. Aby mnie zaskoczyć, zaszyli się w zagajniku nad rzeką. Wobec tego
pójdę inną drogą.
 Pobiegną za panem i zastrzelą. Nie, zostań pan tutaj, proszę, błagam!
Prosiła szczerze i gorąco. Wiedziałem, że istotnie się lęka, ale nie mogłem ulec.
Odpowiedziałem, zwalniając rękę z uścisku:
 Niech mnie pani nie usiłuje zatrzymywać. Muszę iść, muszę naprawdę, gdyż&
Naraz rozległ się wystrzał, a zaraz potem drugi. Jakiś głos zawołał:
 To tam! Tam, te opryszki z zagajnika!
To był głos Emery ego. Wziąłem lampę, wręczyłem Franciszkowi Voglowi, mówiąc:
 Zwieć pan! Prędko, prędko! Muszę iść!
Marta chciała mnie zatrzymać za rękaw. Wyrwałem się i wybiegłem na schody. Na dole nie
mogłem otworzyć drzwi, ponieważ nie znałem mechanizmu zamkowego. Musiałem zaczekać
aż nadejdzie Vogel. Wreszcie znalazłem się na polu, ale mimo jasności nic nie można było
zobaczyć.
Na górze, na schodach, stała Marta i wołała:
 Zostań pan! Słyszał pan, że to nie przelewki!
 Dla mnie niebezpieczeństwo minęło; bandyci zostali spłoszeni. Ale jeśli ich kule były
celne, w takim razie lęk mnie przejmuje na myśl o Winnetou.
 Winnetou?  zapytał Vogel.  Sądzi pan, że to on był?
 Tak. Poznałem głos Botwella. Emery nie wiedział, że jestem u was. Musiał się tedy
dowiedzieć od Winnetou, a ten nie puściłby go samego.
 I lęka się pan o Winnetou?
 Tak. Jeśli kula nie chybiła, to trafiła w niego. A Emery, jak można było sądzić z okrzyku
pobiegł za złoczyńcami. Głosu Apacza nie słyszałem. Musiał& ach, Bogu dzięki, oto
nadchodzą dwie postacie! Kamień mi się z serca zwalił. To oni, oni, i, zdaje się, żaden nie jest
raniony!
Obaj biegli na przełaj przez puste pole. Byli to Winnetou i Emery. Skoczyłem im z
radością naprzeciw i zapytałem:
 Czy nikt nie jest raniony?
 Nie  odpowiedział Emery  Kule były dobrze pomyślane, lecz zle wymierzone. Kto
wie, co to byli za łotry! W każdym razie para tutejszych rycerzy nocnych. Przyjęli nas
zapewne za kogoś innego.
 Nie sądz tak pochopnie! Na mnie czyhali ci rycerze. To starzy Meltonowie, jeśli sienie
mylę.
 Pioruny! Czy to być może?
 Nie tylko być może, ale nawet wielce pewne.
 Do kroćset! Gdyby tak istotnie było, gryzłbym się do samej śmierci! Z czego to
wnosisz?
 Zaraz się dowiesz. Ale muszę wiedzieć, dokąd zmykali.
 Hen, daleko!
 I nie dogoniliście ich? Wszak Winnetou jest zawołanym biegaczem!
Teraz odezwał się Apacz:
 Winnetou pomknął za nimi. Niemal ich doścignął, gdy naraz dopadli dwóch rumaków i
zrejterowali.
 Aha, więc tak? A ponieważ nie mieliście broni, więc nie mogliście strzelać. Plan był
wcale niezle pomyślany. Uciekli, szukaj wiatru w polu.
 Tak sądzisz?  zapytał Emery.  Jeśli się wrócą i przyczają, to grozi nam znowu
niebezpieczeństwo.
 Uciekli  o tym nie wątpię. Ponieważ was widzieli i poznali, przynajmniej Winnetou,
więc nie odważą się wrócić. Chodzcie ze mną na górę. Seniora pozwoli?
Byłem zadowolony, że przyszli. Mogliśmy na miejscu omówić z Franciszkiem Voglem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta