ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zpimy w rytmie katarynki czasu; budzimy się, jeśli się w ogóle budzimy, wobec
ciszy Boga. A wtedy, kiedy budzimy się na głębokich brzegach niestworzonego czasu,
kiedy nad odległymi stokami czasu rozbłyskuje ciemność, wtedy nadchodzi pora, by
rzucać wszystko - nasz rozum i naszą wolę - wtedy nadchodzi pora, by pędzić do
domu na złamanie karku.
Nie ma innych wypadków niż myśli i zwroty serca, powolne uczenie serca, gdzie i
kiedy ma kochać. Reszta to tylko plotki i opowieści na pózniej.
Annie Dillard,  Holy the Firm
Helikopter pcha się w górę nad zboczem góry Healy. Gdy wskazówka na
wysokościomierzu dochodzi do 1500 m, zakręcamy nad grzbietem błotnistego
koloru, ziemia ucieka, a ekran z pleksiglasu wypełnia się zapierającym dech w
piersiach widokiem tajgi. Widzę z daleka Szlak Stampede - słaba, cienka linia
przecina krajobraz ze wschodu na zachód. Billie McCandless siedzi z przodu, Walt i
ja zajmujemy miejsca z tyłu. Minęło dziesięć trudnych miesięcy od czasu, gdy Sam
McCandless pojawił się na ich progu w Chesapeake Beach, aby im powiedzieć o
śmierci Chrisa. Uznali, że nadszedł już czas odwiedzić miejsce, w którym syn
zakończył życie, by zobaczyć je na własne oczy.
Walt spędził ostatnie dziesięć dni w Fairbanks, wykonując pracę zleconą dla
NASA; obmyślał powietrzny system radarowy dla wypraw poszukiwawczych i
ratunkowych, dzięki któremu łatwiej będzie umiejscowić samolot po katastrofie na
tysiącach kilometrów gęsto zalesionego terenu. Od kilku dni zdradzał roztargnienie,
poirytowanie. Billie, która przyjechała na Alaskę dwa dni temu, wyznała, że
odwiedzić autobus było dla niego bardzo trudno. Ona natomiast, ku własnemu zdu-
mieniu, jest spokojna i od dawna chciała odbyć tę wyprawę.
Zamówienie helikoptera oznaczało zmianę planów w ostatniej chwili. Billie bardzo
chciała podróżować lądem, przebyć Szlak Stampede tak jak Chris. Skontaktowała się
z Butchem Killianem, górnikiem z Healy, który był obecny przy odnalezieniu ciała
Chrisa. Zgodził się podwiezć Walta i Billie swym pojazdem terenowym. Wczoraj
jednak zadzwonił do nich do hotelu z wiadomością, że wody Teklaniki wciąż jeszcze
są zbyt wysokie, żeby zupełnie bezpiecznie przeprawiać się przez rzekę nawet jego
amfibią, z napędem na cztery koła. Stąd pomysł z helikopterem.
Sześćset metrów pod nami rozciąga się dywan upstrzony zielenią moczarów i
lasów świerkowych. Teklanika wygląda jak długa, brązowa wstążka, rzucona
niedbale na ziemię. U zbiegu dwóch mniejszych strumieni przyciąga nasz wzrok
nienaturalnie błyszczący obiekt: autobus nr 142 z Fairbanks. Pokonanie tej odległości
zabrało Chrisowi cztery dni, nam - piętnaście minut. Maszyna siada hałaśliwie na
ziemi, pilot wyłącza silnik i zeskakujemy na piaszczysty grunt. Helikopter unosi się,
omiatając ziemię śmigłem, a po chwili otacza nas dramatyczna cisza. Gdy Walt i
Billie stoją kilka metrów od autobusu, patrząc bez słowa na dziwaczny pojazd, z
pobliskiej osiki odzywa się trio sójek.
- Jest mniejszy, niż myślałam - mówi w końcu Billie. - To znaczy autobus. - I
rozglądając się po okolicy, dodaje: - Jakie piękne miejsce. Bardzo mi przypomina
okolicę, w której się wychowałam. Och, Walt, to wygląda zupełnie jak w Upper
Peninsula! Chrisowi musiało się tu ogromnie podobać.
- Mam wiele powodów, żeby nie lubić Alaski, prawda? - odpowiada z
rozdrażnieniem Walt. - Ale przyznaję, że to miejsce ma swój urok. Rozumiem, co
mogło się Chrisowi podobać.
Przez następne pół godziny spacerują cicho wokół zdezelowanego pojazdu, idą nad
rzekę, zaglądają do pobliskiego lasu. Billie pierwsza wchodzi do autobusu. Walt
wraca znad strumienia i znajduje ją siedzącą na materacu, na którym zmarł Chris.
Długo wpatruje się w milczeniu w buty syna, stojące pod piecykiem, w jego napisy
na ścianach, jego szczotkę do zębów. W jej oczach nie widać łez. Schyla się i
przygląda leżącej na stole łyżce z charakterystycznym kwiatowym wzorem na
trzonku.
- Walt, popatrz - mówi. - Mieliśmy takie sztućce w domu, w Annandale.
Przed autobusem podnosi zniszczone, połatane dżinsy Chrisa i zamykając oczy,
przyciska je do twarzy.
- Powąchaj - mówi do męża ze smutnym uśmiechem. - Wciąż pachną Chrisem. - I
po dłuższej chwili, nie wiadomo do kogo się zwracając, może najbardziej do siebie: -
Musiał być bardzo dzielny i bardzo silny, żeby z sobą nie skończyć.
Billie i Walt przez następne dwie godziny kręcą się; wchodzą do autobusu i
wychodzą z niego. Walt instaluje tuż za drzwiami mosiężną tabliczkę z
wygrawerowanymi kilkoma słowami. Pod nią Billie układa bukiet z gałązek
wierzbówki, krwawnika i świerku. Pod łóżkiem, z tyłu, zostawia walizkę z apteczką,
jedzeniem w puszkach, innymi niezbędnymi artykułami i kartkę z prośbą, żeby
każdy, kto ją przeczyta, starał się jak najprędzej zadzwonić do rodziców. W walizce
znajduje się też Biblia, która była własnością małego Chrisa, chociaż Billie, jak
przyznaje,  nie modli się od czasu, jak go utracili .
Walt, w refleksyjnym nastroju, niewiele się odzywa, ale widać, że jest
pogodniejszy niż w ostatnich kilku dniach.
- Nie wiedziałem, jak na to zareaguję - przyznaje, wskazując na autobus. - Ale
teraz cieszę się, że przyjechaliśmy.
Mówi, że dzięki tej krótkiej wizycie bardziej rozumie, dlaczego syn tu się znalazł.
Wciąż jeszcze wiele spraw, związanych z Chrisem, jest dla niego niejasnych, ale już
trochę mniej. I wdzięczny jest za tę pociechę.
- Dobrze wiedzieć, że Chris tu był - wyjaśnia Billie - wiedzieć na pewno, że
spędzał czas nad rzeką, że tu stał. Przez ostatnie trzy lata odwiedziliśmy tyle miejsc i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta