[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiedząc nawet kiedy.
Obudziło go delikatne potrząsanie ramieniem. Spojrzał nieprzytomnie
na Past, która okazała się być czynnikiem zaburzającym stabilność jego
pozycji.
Co się stało? zapytał.
Nic. Zasnąłeś.
Uhm mruknął i z powrotem przyłożył głowę do ramienia.
Potrząsanie powtórzyło się.
Tak? nie otworzył nawet oczu.
Pomyślałam, że musi ci tu być niewygodnie.
Zmienię& się& jakby było wymruczał, ale dziewczyna nie dała za
wygraną. Pociągnęła go za rękę wystarczająco silnie, by o mało nie spadł z
fotela. Otrząsnął się i o własnych siłach przeniósł na łóżko. Zrzucił kurtkę i
buty i zakopał się pod kołdrą.
Tylko chwilę wyszeptał. Proszę.
Past usiadła na krawędzi materaca z drugiej strony. Tępo patrzyła
na śpiącego demona. Rosła w niej wściekłość. Wiedziała, że w ciągu
ostatnich pięciu dni i nocy przespał tylko jeden dzień, nie licząc utraty
przytomności po starciu z widmem A Sterotha, ale to nie zmniejszyło jej
92
1053606
Kr aina Koszmaru
złości. Dla Tiny jakoś znalazł siły! Wyciągnęła rękę, by z premedytacją
przerwać mu odpoczynek, dla samej tylko złośliwej satysfakcji, gdy nagle
między nich z miauknięciem wskoczył kot. Spojrzał wrogo na dziewczynę
i ułożył się wzdłuż ciała Darretha. Obserwował Past beznamiętnie.
Znalazł się obrońca skomentowała, rozbrojona zachowaniem
zwierzaka. Z westchnieniem wsunęła się pod kołdrę po swojej stronie i
prawie natychmiast zasnęła.
Obudziła się czując delikatny, ale stanowczy dotyk rąk demona pod
satynową koszulką, w którą magicznie przebrał ją przed snem.
Chcesz? usłyszała kuszący szept tuż przy uchu. Zwitało. Odwróciła
się twarzą do Darretha i spojrzała mu w oczy. Miał pionowe zrenice,
pozostał jednak człowiekiem.
Możesz częściowo się zmieniać?
Chcesz? powtórzył lekko zniecierpliwionym głosem.
Zamiast odpowiedzi przyciągnęła demona do siebie.
Kawy?
Past rozejrzała się wokół wyrwana ze snu. Nadal znajdowała
się w zamku, ale słońce stało już wysoko. Darreth patrzył na nią z
wyczekiwaniem. Uniosła się trochę i poprawiła poduszki. Kiedy już w
połowie siedziała, przybłąkał się skądś kot i wskoczył na kołdrę głośnym
mruczeniem domagając się drapania.
Tak, poproszę.
A zajmując się Dywanem, dodała:
Rozpieściłeś go.
Demon wzruszył ramionami. Podał jej filiżankę gorącego napoju.
To raczej mój problem. Niedługo wyruszamy. Jesteśmy już w
Koszmarze.
A kto mnie rozpieści? zapytała kokieteryjnie.
W odpowiedzi pocałował ją w policzek.
Musi wystarczyć. Zniadania do łóżka nie będzie.
Westchnęła. Darreth zdawał się słuchać czegoś. W końcu z rezygnacją
skinął głową.
93
1053606
Rozdział IV
No dobrze powiedział. Będzie. Ale pamiętaj, że to zamek, nie ja.
Jeszcze przestałabyś zle o mnie myśleć.
Kot zeskoczył z gniewnym fuknięciem, gdy na kolanach dziewczyny
zaczęła się materializować taca z rogalikami, jajkiem, dżemem, masłem,
sztućcami i czerwoną różą w smukłym wazoniku. Demon ocenił posiłek
krytycznym wzrokiem.
Róże nie są jadalne rzucił pod adresem niewidocznego
ofiarodawcy.
Past o mało się nie udławiła ze śmiechu.
Mógłbyś czasami przestać grać takiego sarkastycznego drania
zganiła go.
Nie gram odrzekł siadając w fotelu z filiżanką w ręku. Taka moja
natura. Nie doszukuj się tego, czego nie ma. Nie jestem miłym, dobrze
wychowanym księciem z Krainy Baśni.
Jasne skomentowała. Piekielna arystokracja to głównie
aroganckie, złośliwe, pogrążone w samozachwycie snoby.
Zaśmiał się cicho.
Trafiłaś w dziesiątkę. Ale powtarzaj to wyłącznie przy zatwardziałych
demokratach. Nie lubimy krytyki.
Odstawił filiżankę, wstał i zarzucił na ramię plecak z wcześniej
przygotowanym prowiantem.
Na mnie czas. Dywan, idziemy.
Kot przewinął się koło nóg demona. Ten skierował się do drzwi. Gdy
położył dłoń na klamce, dobiegło go ciche:
Darreth.
Odwrócił się.
Tak?
Past wyglądała jakoś niewyraznie, smutno i niedowierzająco.
Tak po prostu sobie idziesz?
Potrząsnął głową.
Nie rozumiem. A jak mam to zrobić?
Nie pożegnasz się?
Wbił wzrok w podłogę.
Nie. Nie chcę. Mam przeczucie, że jeszcze się spotkamy.
Spojrzał na dziewczynę rozbawiony.
94
1053606
Kr aina Koszmaru
Powodzenia dodał. Strzeż się demonów i zła wszelakiego.
Po czym, by nie narażać się na następne próby zatrzymania, przeniósł
siebie i kota na dziedziniec zamkowy, skąd wyruszyli w dalszą drogę.
Kilka razy Darreth musiał odganiać zjawy wywołane przez lęki Dywana
(biorąc pod uwagę ilość wiertarek, odkurzaczy i kosiarek do trawy
pomiędzy nimi, można było łatwo stwierdzić, że kiciuś miał już do
czynienia z cywilizacją), sam starając się utrzymać w stanie skrajnej
obojętności i racjonalności. Wędrowali tak przez trzy dni i trzy noce,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]