[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po chwili rozmowy odszedł od krzesła nieznajomy, przeszedł się po sali, ścigany wielą oczów i jakby przypadkiem powrócił
ku Marji i Julji.
Już też koło nich siedziała i podkomorzyna, obiecując sobie wystrzelić wprost zapytaniem w samą pierś tajemniczej postaci.
Poczęto się uskarżać na gorąco, mówić o powrocie do domu i najniezręczniej w świecie podkomorzyna dłużej już wytrzymać
nie mogąc, odwróciła się ku nieznajomemu z zapytaniem:
A pan daleko mieszka?
Nie bardzo.
Przecież? wszystkich nas to zastanawia, że pan jeden nieznajomy nam jesteś? Zapewne gościem tylko w naszych
stronach.
Jestem tutejszy rodem, ale gościem w istocie.
Godzi się pana spytać? niedkokończyła.
Przepraszam panią, rzekł śmiejąc się młody człowiek wiem jaki urok nadaje każdemu otaczająca go tajemnica i
niechcę właśnie stracić jedynej rzeczy, którą się tutaj odznaczam.
I pan sądzisz, że się nie dowiemy o nim?
Jestem tego pewny.
Wyzywasz mnie pan? spytała podkomorzyna.
Jeśli to pani może zrobić przyjemność.
Przyjemność? nie wolałabym wiedzieć od razu, kto pan jesteś ale jak skoro się temu opierasz, dowiem się
przecie z kąd inąd.
Przestrzegam panią, że gdyby się jej najszczęśliwiej udało zawiodę jej zajęcie mną. Ani ja, ani nazwisko moje ciekawe
nie jest zresztą pani je znasz.
Ja je znam?
Tak jest.
Jakim sposobem?
Przed kilkunastą laty nieraz przeszło ono przez jej usta, teraz musiało się zatrzeć w pamięci.
Podkomorzyną, której ciekawość zaostrzona była do najwyższego stopnia, podskakiwała nieznacznie na krzesełku, łamała
głowę. Julja poglądała z zajęciem na młodego człowieka, który całą rozmowę z panią podkomorzyną na wpół żartem
prowadził.
Zostawując go u krzesła Julji, zamilkłszy zamyślona jakby od niechcenia podkomorzyna poszła w głąb sali. Tam w kąciku
stał ubogi kuzynek w przerobionym fraku i kamizelce z siostrzynej sukni pozostałości zrobionej, przypatrując się tańcującym, do
których nieśmiał się wmięszać, z powodu perkalowych rękawiczek.
Kaziu! szepnęła mu na ucho.
Co pani każe
Widzisz tego mężczyznę, co siedzi za Matyldą?
Widzę pani.
Uważaj na niego, z oka go niespuść, gdy będzie wychodził, każ Mikicie kozakowi, żeby wsiadł na konia i jechał za nim
dokąd on pojedzie. Niech dotrze do miejsca, żeby mi umiał powiedzieć, gdzie mieszka.
Dobrze pani.
Pamiętajże, zrób jak ci mówiłam a konie twoje każę wziąść na paszę do mojego stada.
Kuzynek który na dwóch chłopkach siedząc, wypasu nie miał, i dawno o tę łaskę się dopraszał, uszczęśliwiony że jego
chabety utyją, wytrzeszczył oczy na nieznajomego.
Ten ze swego miejsca widział wszystko i uśmiechnął się tylko. W uśmiechu tym było coś boleśnego.
Po odejściu podkomorzynej, znowu się z Julją rozmowa poczęła. Julja wprawdzie tańcowała w mazurze, ale że ten składał
się z trzydziestu par, nieprędko na nię kolej przyjść miała. Ten trzydziesto-parowy mazur urządzony był przez samego
marszałka, któren chciał we wszystkiem zaćmić sąsiednie miasteczko, gdzie ledwie dwanaście par w sali pomieścić się mogło.
Rozmowa, której powtarzać nie będziemy, przerywana to tańcem, to mieszającemi się do niej osobami obcemi, tak
niepospolite zdradzała myśli i dobre wychowanie nieznajomego, że Julja co chwila bardziej zaciekawioną się nim czuła.
Jednak, mówiła w duchu rozpieszczona, chcieć czegoś jak ja chcę, będąc piękną, młodą, bogatą i nie głupią, chcieć
żywo i nie módz dokazać o! to bardzo upokarza. A chcę tak małej rzeczy! tak małej! wiedzieć tylko, kto on jest? Wezwana do
koła w figurze Julja, powróciwszy na miejsce, nieznalazła już swojego nieznajomego i spojrzawszy po sali, nigdzie dopatrzyć go
nie mogła. Nie ukontentowana, podrazniona, poczęła się skarżyć na gorąco, na ból głowy i widocznie okazywała, że ją zabawa
ta nudzi.
Napróżno Marja prosiła i błagała, żeby choć udała wesołość, z którą tak naturalnie objawiała się przed chwilą; napróżno
szeptała jej, że tysiące oczów na nią patrzy, nic nie pomogło.
Podkomorzyna także niewidząc tajemniczego swego gościa, poszła się upewnić, czy Kazio zrobił co mu poleciła, a Kazio
zaręczył, że nieznajomy tylko co był wyszedł i Mikita już miał rozkaz nie spuszczać go z oczów.
Bal przeciągnął się dosyć długo, ale z powodu bolu głowy Julji, podkomorzyna zmuszona była go opuścić nawet przed
kolacją. Napróżno marszałek zaklinał łamiąc ręce i najpocieszniej w świecie swoje ananasy, pomarańcze, lody i cukry dla
znęcenia wywoływał odjechały.
Z wielkiem podziwieniem ciekawej matrony, na stancyi w miasteczku, gdzie rozbierać się miały przed odjazdem panie,
znalazł się zaspany Mikita.
A toż co? wróciłeś? spytała podkomorzyna wszakże kazałam ci.
I pojechałem odparł kozak.
A cóżeś się dowiedział?
Nic rzekł tymże głosem Mikita.
Gdzież się ten pan podział?
A djabli go wiedzą.
Jakże?
A taki tak. Naprzód piechoto poszedł na miasto, ja za nim, on do karczmy, ja w ślad. Siedzi, siedzi, i ja siedzę, czatuję
czekam. Aż kiedy ja patrzę, a on zemknął.
Jakto?
Kaciż wiedzieli, że konno miał jechać, a ja bryczki lub powozu czekałem.
Na tem spełzły usiłowania podkomorzynej, która jednak jak zaraz zobaczymy, nie dała za wygranę.
Na samej prawie granicy majątku starościnej, w lasach dębowych, od których miejsce to nazwanem zostało, ciągnęły się
wzgórza zaroślami i z rzadka staremi krzywemi dębami pokryte. Pomiędzy niemi był jar długi, środkiem którego wiosną spływały
wezbrane z okolicznych wyniosłości wody. W lecie strumień prawie wysychał i porwane tylko brzegi gdzie niegdzie ściśniętego
wąwozu, świadczyły o gwałtowności z jaką tędy pędziły wody ku rzece, co je w sobie chłonęła. Jar ten, kawał lasu, łąki i pola
otaczające, stanowiły zupełnie osobną posiadłość, bez wsi, zwaną w okolicy Jarowiną.
Na Wołyniu rzadkie są podobne nieosiedlone posiadłości, i ta też winna była szczególnym okolicznościom powstanie swoje.
Dawniej majętność obszerna przytykająca z tej strony do Dąbrowy, a rozciągająca się na parę mil w głąb, z kilką wsi i
folwarków, należała do rodziny od kilku wieków tu osiadłej Darskich. Byli to bogaci ludzie, ale z ojca w syna wszyscy
domatorowie: żaden z nich dobrowolnie nie wyszedł na świat szukać losu, to jest większej majętności i znaczenia. Powołani do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]