ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jakkolwiek kosztowało go tam wejść, musiał, ciągnięty natrętnym naleganiem. Stara budowa
wyglądała teraz wyświeżona, przyozdobiona nader pobożnymi godłami, obrazami, sprzętami,
lecz zarazem wytwornie. Pełno było drobnostek i cacek wprawdzie uświęconych różnymi
emblematami religijnymi, ale świecących i wabiących oko. Stare ławy i stoły zastąpiły meble
wykwintne. Julian chwilę tylko chciał zabawić i odejść, Wikary go wstrzymał.
 Dlatego tylko mówić chciałem z panem Julianem, aby go zapewnić  rzekł
przymilającym się głosikiem  iż to, o co mnie oskarżają  jest fałszem.
Mówią, żem przeciwko Kanonikowi intrygował& o, nie ja! nie ja! On sam przeciwko
sobie działał. Czasy się zmieniły, karność w Kościele musiała też ulec reformie& Kanonik
niesłusznie też uprzedzony jest przeciwko bogobojnemu zakonowi oo. jezuitów. Spełnia on
dziś toż samo posłannictwo przeciwko doktrynerom wieku, które zwycięsko raz już sprawił w
XVI w. Kościół uorganizował sobie ten korpus mężnych zapaśników i musi strzec, aby go
szanowano.
Ks. Kanonik sam winien& ja mu najlepiej życzę& Proszę mi wierzyć. Ale ileż to razy
publicznie mówił przeciw temu i innym zakonom, które są potrzebne i Bogu miłe& .
Powtarzano jego słowa&
Julian nie odpowiadał nic, nie usiadł nawet i pobywszy chwil kilka, pożegnał ks.
administratora.
W kilka dni potem Ostójski zaprosić przyszedł swych miłych gości ze dworku.
 Obiadek będzie skromny, szlachecki& ale barszczyk z uszkami robi kucharka& jak nie
można lepszy& a kieliszek wina ze starego zapasu się znajdzie&
Nie można było odmówić  poszli tedy wszyscy. Panna Klara z Zosią same nakrywały,
śmiejąc się, do stołu, a Ostójski w wyśmienitym humorze talerze przynosił.
Na tę scenę wesołą wszedł Kanonik z siostrą i Julianem. Julian zaraz rzucił się pomagać i
szczególnej łasce Bożej winni byli, że przy tym wyprzedzaniu się nie potłukli nic.
%7ładna w świecie najwykwintniejsza uczta pod błogosławieńszą wróżbą rozpocząć się nie
mogła. Zosię los posadził przy Julianie, szczebiotała jak za dobrych czasów.
W pół obiadu Ostójski podniósł głowę znad talerza i pyta:
 A co tam, panie Julianie, czy nie zapadła ostateczna decyzja względem pańskiej
podróży? dokądże, na wschód, na zachód, północ czy południe?
 Niech pan zgadnie  odparł Julian  w samej istocie wczoraj stanowczom sobie
powiedział, co mam czynić& niech pan zgadnie!
 Otóż go masz!  zaśmiał się stary  jak ty chcesz, żeby stary odgadł młodego  to
nie jest w naturze rzeczy. My postępujemy rozumnie, wy szalenie, jakże ja mogę odgadnąć,
jakie ci się głupstwo zrobić podoba?
 Ale czyż koniecznie głupstwo?  powoli zapytał Julian.
 Prawie nieuchronnie!  westchnął Cześnikiewicz  na to jesteś młody. Młodość daną
jest człowiekowi na to, ażeby popełnionych w ciągu jej niedorzeczności reszty życia żałował.
Kanonik się roześmiał.
 A toś asindziej trafnie powiedział.
 Tandem, panie Julianie, ja nie odgadnę. Julian miał oczy w talerz spuszczone.
 Jeszczem nawet ani matce, ani wujowi nie przyznał się  rzekł  a tu mnie pan
Cześnikiewicz zmusza do publicznej spowiedzi.
Matka w istocie z obawą wielką spoglądała na syna, Kanonik z ciekawością.
 Ja  korzystając z milczenia, wtrąciła panna Klara  ja to znajduję naturalnym wielce
i młodości właściwym, iż ona za ideałami goni i
ściga niedoścignione
i nie dziwiłabym się, gdyby doktor Julian choćby na księżyc wzlecieć zapragnął& Wszak
poeta nasz mówi:
Młodości, ty nad poziomy&
 Ale bezpieczniej chodzić po ziemi  przerwał Ostójski.
 I ja tak sądzę  rzekł Kanonik  chodzie po ziemi, a oczy mieć wlepione w niebo.
Zosia patrzała na Juliana, który w tej chwili oczy miał wlepione w talerz  zdawał się
zakłopotany.
 Ano, mów pan, co poczynasz  rzekł Ostójski  i ten kieliszek wypijemy za sukcesa
jego przyszłe&
 Zawiodę państwa nadzieje  odezwał się doktor powoli i jakby wahając.  Myślałem
długo, długo  i  nająłem od Drewnowicza dworek w miasteczku.
Ostójski aż się z krzesła porwał.
 Możeż to być?
Kanonikowi i matce łzy się w oczach kręciły, oczy ich przez nie patrzały na Juliana
dziękczynnie.
 I niceś nam nie powiedział  szepnął Kanonik.  Wiedziałem, że matka i kochany
wuj życzyli sobie tego, zostanę, i zostanę tu z przyjemnością wielką&
 A! niechże ci Bóg płaci!  krzyknął Ostójski  i za zdrowie twoje!
Panna Klara, patrząc na zarumienioną bardzo Zosię, usta satyrycznie zagryzła.
 Ale czyż pewnie to?  rzekł gospodarz.
 Tak pewnie, żem z Drewnowiczem na lat trzy kontrakt podpisał i zadatek mu dałem 
odparł Julian.  Dworek jest trochę za obszerny  dodał  ale Kanonik, mama, ja& i
zresztą doktor musi mieć gdzie przyjmować pacjentów& Ogródek wcale miły i ładny, para
lip starych, które nam probostwo przypomną.
Zosia, milcząc, piła wodę, widocznie było jej gorąco. Obiad się kończył, wszyscy wstali,
Kanonik odmówił modlitewkę, potem przyszedł do Juliana i milcząc go w głowę pocałował.
Ostójski wyściskał go okrutnie, matka poszła w kątek, aby łez nie pokazywać. Jakoś błogo
było wszystkim i dobrze i stali tak w ciszy, jakby anioł pokoju przelatywał nad nimi.
Panna Klara tylko może z tego braku szczytnych prądów w młodzieńcu nie była
zadowolnioną. Nalewała czarną kawę z minką dziwnie szyderską.
Zaczęto naturalnie szeroce rozprawiać o urządzeniu dworku, o kupieniu skromnych
sprzętów, o słudze, o ogródku, nawet o potrzebie bryczki i konia dla młodego doktora, po
którego nie każdy i nie zawsze konie przysyłać może.
Przeciągnęło się to aż pod wieczór, a miłą rozmowę przerwało jeszcze przybycie, raczej
wtargnięcie aptekarza, pana Drugdy, który, dowiedziawszy się od Drewnowicza o wesołej
nawinie, spieszył wyrazić swe sentymenta i radość, jaką mu to sprawiało. Aptekarz, który
niezmiernie rzadko wychodził ze swej pracowni, był człowieczek mały, okrągły, łysy, z
ogromnymi tłustymi rękami, gaduła, facetus*, a dobry z kościami. Powszechnie go lubiono. Z
progu oczyma poszukał Juliana i rękę przykładając do czoła, świecącego jak bilardowa kula,
zawołał:
 Submituję się mojemu generałowi!
 Panie dobrodzieju!  dodał po przywitaniu  nie mogło nic szczęśliwszego dla
okolicy zdarzyć się nad to, żeś się doktor szanowny dla niej poświęcił. Ale praktyka! zobaczy
pan, będzie! Nam trzeba było lekarza& gwałtownie. Tylko, generale dobrodzieju  rzekł,
głos zniżając  abyście się nie trzymali nowej medycyny! Co to dziś warto& zapisze ósmą
część gra na trucizny i pół kwarty wody! Basta! Dawniejsze recepty proszę zobaczyć, aż
* facetus (łac.)  facecjonista, żartowniś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta