ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mały, odważny, ulotny człowiek, zbrojny jedynie w śmiertelność i swe człowie-
czeństwo. Głęboko zaczerpnęła powietrza. Cofnęła się.
Poczucie olbrzymiej siły zaczęło ją opuszczać. Lekko odwróciła głowę i ze
zdumieniem spojrzała na własną rękę, podwinięty rękaw, stopy w sandałach po-
śród zimnej, zielonej trawy. Ponownie popatrzyła na Mistrza Wzorów; wciąż wy-
dawał jej się słaby i kruchy. %7łałowała go i szanowała. Chciała go ostrzec przed
niebezpieczeństwem, jakie mu zagraża, nie mogła jednak znalezć słów. Zawró-
ciła na pięcie i poszła na brzeg strumienia Thwilburn. Tam przykucnęła, kryjąc
twarz w dłoniach, nie dopuszczając go do siebie, nie dopuszczając całego świata.
Głosy pogrążonych w rozmowie magów były niczym szum rwącego strumie-
nia. Strumień powtarzał własne słowa, oni także, lecz żadne z nich nie było tym
właściwym.
Irian
Gdy Azver dołączył do pozostałych, jego twarz miała dziwny wyraz.
 Co się stało?  spytał Mistrz Ziół.
 Nie wiem. Może nie powinniśmy opuszczać Roke.
 Zapewne i tak nie zdołamy  odparł tamten.  Jeśli Mistrz Wiatrów zwró-
ci je przeciw nam. . .
 Wracam tam, gdzie jestem  oznajmił nagle Kurremkarmerruk.  Nie
lubię pozostawiać siebie samego niczym starego buta. Spotkamy się wieczorem.
I zniknął.
 Chciałbym przejść się trochę wśród twoich drzew, Azverze.  Mistrz Ziół
westchnął głęboko.
 Idz, Deyala. Ja zostanę tutaj.
Mistrz Ziół odszedł. Azver usiadł na szorstkiej ławie zrobionej przez Irian
i oparł się o frontową ścianę domu. Spojrzał ku dziewczynie przycupniętej nieru-
chomo na brzegu strumienia. Owce pasące się na łąkach pomiędzy nimi a Wielkim
Domem beczały cicho. Coraz bardziej grzało słońce.
Ojciec nazwał go Proporcem Wojennym. On sam przybył na zachód, porzu-
cając wszystko, co znał, i otrzymał swe prawdziwe imię od drzew w Gaju We-
wnętrznym, po czym stał się Mistrzem Wzorów z Roke. Przez ostatni rok wzory
wśród korzeni i cieni gałęzi, milcząca mowa lasu mówiła tylko o zniszczeniu,
przejściu, zmianie. Teraz wiedział, że zmiana nadeszła wraz z Irian.
Gdy ją ujrzał, zrozumiał, że za nią odpowiada. Była pod jego opieką. I choć-
by przybyła, by zniszczyć Roke, on wciąż musi jej służyć i czynił to chętnie.
Wędrowała z nim po Gaju, wysoka, niezgrabna, nieulękła. Wielką dłonią odsu-
wała cierniste gałęzie jeżyn. Jej oczy, bursztynowo-brązowe niczym woda potoku
Thwilburn o zmierzchu, dostrzegały wszystko. Słuchała, milczała. Chciał jej bro-
nić i wiedział, że nie może. Kiedy zmarzła, oddał jej trochę ciepła. Nie miał nic
innego, co mógłby jej dać. Sama pójdzie tam, gdzie będzie musiała iść. Nie poj-
mowała niebezpieczeństwa. Nie dysponowała mądrością, jedynie swą niewinno-
ścią; jej zbroją był tylko gniew. Kim jesteś, Irian?  spytał w myślach, patrząc na
przycupniętą na brzegu dziewczynę. Była niczym skrzywdzone, nieme zwierzę.
185
Przyjaciel powrócił z lasu i usiadł obok niego. Chwilę trwali w milczeniu.
W południe odszedł do Wielkiego Domu, umawiając się, że rankiem przyprowa-
dzi Odzwiernego. Poproszą innych mistrzów, by spotkali się z nimi w Gaju.
 Ale on nie przyjdzie  rzekł Deyala i Azver skinął głową.
Cały dzień trzymał się w pobliżu Domu Wydry, obserwując Irian. Zmusił ją,
by coś zjadła. Posłusznie przyszła do domu, po posiłku jednak wróciła na brzeg
i usiadła tam w bezruchu. On także poczuł, że jego ciało zapada w letarg, podobnie
umysł, że ogarnia go pragnienie, z którym walczył, lecz nie mógł się otrząsnąć.
Pomyślał o oczach Mistrza Przywołań. Nagle poczuł zimno, przejmujące zimno,
choć siedział na ławce w letnim słońcu. Władają nami umarli, pomyślał i myśl ta
nie chciała go opuścić.
Ucieszył się na widok Kurremkarmerruka nadchodzącego wolno z północy
brzegiem strumienia. Starzec na bosaka brodził w wodzie, trzymając w jednej
ręce buty, a w drugiej laskę. Gdy czasem się poślizgnął, prychał ze złością. Usiadł
na drugim brzegu, wytarł stopy i naciągnął buty.
 Kiedy będę musiał wrócić do Wieży  mruknął  nie pójdę pieszo. Wy-
najmę wóz, kupię muła. Jestem stary, Azverze.
 Wejdz do domu  poprosił Mistrz Wzorów i podał Mistrzowi Imion wodę
i jedzenie.
 Gdzie dziewczyna?
 Zpi.  Azver wskazał miejsce, w którym leżała skulona w trawie, nad
maleńkim wodospadem.
Upał powoli zaczynał ustępować. Cienie Gaju stopniowo spowijały łąkę, choć
Dom Wydry wciąż stał w blasku słońca. Kurremkarmerruk siedział na ławce,
oparty plecami o ścianę. Azver przycupnął na progu.
 Dotarliśmy do kresu  rzekł w końcu starzec, przerywając milczenie.
Azver przytaknął bez słowa.
 Co cię tu sprowadziło, Azverze?  spytał Mistrz Imion.  Często chcia-
łem cię o to zapytać. To bardzo długa droga, a u was, w Kargadzie, nie ma chyba
czarnoksiężników.
 Nie, mamy jednak to, z czego rodzą się czary: wodę, kamienie, drzewa,
słowa. . .
 Lecz nie w Mowie Tworzenia.
 Nie. I nie mamy smoków.
 Nigdy nie mieliście?
 Tylko w bardzo, bardzo starych opowieściach, nim zjawili się bogowie
i ludzie. Nim ludzie stali się ludzmi, istniały smoki.
 To bardzo interesujące.  Stary mag wyprostował się nagle.  Mówiłem
ci, że czytałem o smokach. Krążą pogłoski, iż widywano je nad Morzem Naj-
głębszym, a nawet daleko na wschodzie, nad Gontem. Bez wątpienia częściowo
ich zródłem stał się Kalessin niosący Geda do domu. Jeden smok rozmnożył się
186
w opowieściach żeglarzy. Lecz pewien chłopak przysięgał, że cała jego wioska
widziała tej wiosny smoki lecące na zachód nad górą Onn. Sięgnąłem zatem po
stare księgi, by się dowiedzieć, kiedy smoki przestały docierać na wschód poza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta