[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to właściwie zaspany naukowiec, a tacy się nie liczą. Trzeba żyć pełnią życia, zarabiać
pieniądze, działać szybko, a myśleć jeszcze szybciej. Jak on, dyrektor Svantesson!
Tylko jeden człowiek wiedział, gdzie się teraz znajduje. Pilot, Jonasz Callenberg. A
znając Berrę i Stickana mógł być pewien, że nie ma już nikogo, kto by znał jego miejsce
pobytu. Berra i Stickan lubili zabijać. Mieli swoje nawyki...
Tak, w genialny sposób zatarł wszelkie ślady.
Wymacał w kieszeni klucz do hotelowego sejfu. W bezpiecznym schowku w recepcji
spoczywała cała jego fortuna. Dość pieniędzy, by biały człowiek mógł opływać w tym kraju
we wszelkie zbytki.
Jedynie konieczność nagłego opuszczenia firmy mąciła nieco jego znakomite
samopoczucie. Ale w końcu, zbyt wiele czasu musiał jej poświęcać. Równie dobrze kto inny
mógł przejąć na swoje barki cały ten ciężar. Pewnie biją się już o schedę po nim! Niech się
biją! Starczy mu to, co zabrał ze sobą.
Tu nikt nie będzie zadawał nieprzyjemnych pytań.
Znów pojawił się ten mężczyzna. Ten sam, który przyglądał mu się ukradkiem w holu.
Policjant?
Skąd? Czemu, u diabła, miałby to być policjant? Svantesson był jednym z wielu gości,
rzecz jasna wyglądał lepiej niż większość (odruchowo przejrzał się w lustrze), ale poza tym
nie rzucał się wcale w oczy.
To pewnie detektyw hotelowy. Taką ma pracę, przygląda się gościom.
Svantesson przeciągnął się z zadowoleniem. Wszystkich oszukał. Jeden po drugim
dali się złapać na haczyk. I wszystko mogło zostać po staremu, mógłby spędzić w Szwecji
resztę swych dni, gdyby nie ten przeklęty wypadek. Zdarzył się tak niespodziewanie! Co za
idioci!
Na samo wspomnienie Svantesson poczerwieniał z irytacji.
Zachowując zimną krew, zdołał umknąć na czas.
Nie zostawiając śladów.
Znów przejrzał się w lustrze i przygładził szpakowate włosy. Wciąż był przystojny.
Czterdzieści trzy lata to żaden wiek. I ten wybitny umysł...
Pora zbudować sobie nowe życie.
Katja zaparkowała samochód przed imponującą fasadą firmy Svantessona. Zbliżała się
północ, budynek pogrążony był w mroku. Wyjęła klucz i otworzyła drzwi wejściowe.
Wymacała kontakt i zimne światło świetlówek zalało po chwili całe wnętrze. Winda zawiozła
ją na drugie piętro, głuchy, metaliczny łoskot niósł się echem po opustoszałym budynku.
Ogromne biuro wyglądało dziwnie o tej porze nocy, jak od dawna nieczynna fabryka.
Katja podeszła do okna, gdzie leżał karton z dekoracjami. Znalazła małe świeczniki dla
orszaku Aucji, ozdobione gałązkami borówkowymi. Otworzyła swoją paczkę i wyjęła
świeczki.
Te świece dają słabe światło, pomyślała. Będziecie, dziewczęta, kiepsko wyglądać.
Przed budynkiem zatrzymało się dwóch młodych mężczyzn i badawczym spojrzeniem
obrzuciło jej samochód. Nie kradnijcie go, poprosiła w duchu. Jest stary i zniszczony, co po
nim takim twardzielom jak wy!
Jej prośby odniosły skutek. Obrzuciwszy wzrokiem fasadę budynku, zostawili
samochód w spokoju, po czym zniknęli w cieniu bramy. Zamknięte, chłopcy!
Pojawili się ponownie i okrążyli narożnik budynku. Tam też jest zamknięte, nie macie
czego tu szukać, firma produkuje kartony, a dyrektor zwiał z kasą.
A może nie zwiał. To bez znaczenia. Katja wróciła do wkładania opornych świec. Po
co ich aż tyle? Dziewczęta mogły zresztą zrobić to same...
Coś kazało jej przerwać pracę. Gdzieś w budynku trzasnęły drzwi.
Urojenie!
Czy to nie odgłos kroków na schodach? Ostrożnych, ale jednak odbijających się
słabym echem od kamiennych ścian.
Katja złapała torebkę i rękawiczki, podkradła się do drzwi i zgasiła światło. Jakiś
ostrzegawczy głos podpowiadał jej, że nieproszeni goście nie mieli uczciwych zamiarów.
Stanęła za drzwiami i wstrzymała oddech.
Dobiegły ją jakieś szepty, całkiem dobrze słyszalne w pustym budynku.
- To jest jej samochód, przysięgam! Mamy szansę, Callenberg zrobi dla niej wszystko,
mogę się założyć.
Możesz? Ja nie, pomyślała Katja, drętwiejąc ze strachu. Z pewnością zauważyli
światło w biurze...
Rozejrzała się wokół, po czym ruszyła do pokoju kierownika i podniosła słuchawkę
telefonu Nie miaÅ‚a numeru Hulténa, ale ku swemu zdziwieniu potrafiÅ‚a z pamiÄ™ci odtworzyć
numer Jonasza.
Wykręciła go drżącym palcem i czekała z niecierpliwością. Byli już z pewnością na
drugim piętrze, ale nie wiedzieli, które drzwi prowadzą do biura.
Przynajmniej taką miała nadzieję.
Wreszcie! Głęboki głos Jonasza.
- Jonasz! - wyszeptała z pośpiechem. - Mówi Katja, jestem w biurze. Oni też tu są, za
drzwiami! ZÅ‚ap Hulténa, szybko!
- Katja! - krzyknął z przerażeniem. - Powinienem był...
- Pośpiesz się! - przerwała mu. - Boję się, Jonasz! Tylko nie przyjeżdżaj sam, oni chcą
ciebie, nie mnie.
- Jedziemy! - powiedział i rzucił słuchawkę.
Teraz tylko trzeba znalezć jakieś drzwi, które można zamknąć na klucz!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]