[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szermierki i biegów przełajowych. Matka i babka wpoiła
mu inne nauki, które musi znać mężczyzna, począwszy od dobrych manier, zanim
skończył dwa lata, a po drugich urodzinach uczyły go historii, poezji i umiejętności
siedzenia cicho.
Dzień miał wypełniony lekcjami i najeżony dyscypliną, ale jak wszystkim dzieciom
wydawał się długi. Znajdował się w nim czas i na wolność, w obejściu i pośród
wzgórz. Towarzystwa dotrzymywały chłopcu zwierzęta domowe, lisy, psy, łaciate
koty, koty myśliwskie, bydło i konie; poza tym nie miał właściwie nikogo. Pracownicy
należący do rodziny, oprócz Habbakama i dwóch domowych służących, dzierżawili
ziemię. Uprawiali kamienistą ziemię u podnóża gór, na której oni i ich właściciele żyli
od niepamiętnych czasów. Dzieci pracowników miały jasną cerę, były nieśmiałe i już
przygarbione pracą, która miała trwać całe życie; nie zwracały uwagi na nic poza
swoimi polami i wzgórzami. Czasami, latem, pływały z Teyeo w rozlewiskach rzeki.
Niekiedy chłopiec zbierał wokół siebie kilkoro dzieciaków, żeby bawili się z nim w
wojsko.
Do ataku! krzyczał, a dzieci przestępowały z nogi na nogę, uśmiechały się
ukradkiem,
po czym pędziły na niewidzialnego wroga. Za mną! krzyczał przenikliwie Teyeo,
a dzieci
ciągnęły za nim, strzelając na oślep z karabinów zrobionych z gałęzi, pif, paf.
Zazwyczaj
wypuszczał się sam, na wiernej klaczy Tasi lub z kotem myśliwskim u boku.
Kilka razy do roku do posiadłości przyjeżdżali goście, krewni lub oficerowie
zaprzyjaznieni z ojcem Teyeo, przywożąc ze sobą dzieci i służbę. W milczeniu i
grzecznie Teyeo oprowadza! dzieci, przedstawiał je zwierzętom, zabierał na
przejażdżki. W milczeniu i spokojnie on i jego kuzyn Gemat zapałali do siebie
nienawiścią; w wieku czternastu lat walczyli przez godzinę na polanie za domem,
drobiazgowo trzymając się reguł zapasów. Bezlitośnie zadawali sobie ból, z każdą
chwilą stawali się coraz słabsi, bardziej zakrwawieni i zdesperowani, aż wreszcie, za
obopólną zgodą, uznali walkę za zakończoną i w milczeniu wrócili do domu, gdzie
wszyscy schodzili się na kolację. Domownicy spojrzeli na chłopców i nie powiedzieli
ani słowa. Kuzyni umyli się pospiesznie i pospieszyli do stołu. Nos Gemata krwawił
podczas całego posiłku; Teyeo miał tak obolałą szczękę, że nie mógł otworzyć ust,
by coś zjeść. Nikt tego nie skomentował.
W milczeniu i spokojnie, kiedy oboje mieli po piętnaście lat, Teyeo i córka regi
Toebawe zakochali się w sobie. Ostatniego dnia jej pobytu, nie umawiając się
wcześniej, uciekli i pogalopowali na koniach, zbyt nieśmiali, by się odezwać. Teyeo
dał dziewczynie klacz Tasi. Zsiedli z koni, żeby je napoić i pozwolić im wypocząć w
dzikiej dolinie wśród wzgórz. Siedzieli obok siebie, niezbyt blisko, nad małym, cicho
szemrzącym strumieniem.
Kocham cię powiedział Teyeo.
Kocham cię powiedziała Emdu, pochylając jaśniejącą czarną twarz.
Nie dotknęli się ani nie spojrzeli na siebie. Pogalopowali z powrotem przez wzgórza,
radośni, milczący.
W wieku szesnastu lat Teyeo został wysłany do Akademii Oficerskiej w stolicy
prowincji. Tam dalej szkolił się w naukach i praktyce sztuk wojennych i pokojowych.
Prowincja Teyeo była najbardziej wiejską z prowincji Voe Deo; styl życia był tu
konserwatywny, a szkolenie pod pewnymi względami anachroniczne. Nauczono go,
rzecz jasna, technologii współczesnej sztuki wojennej. Został pierwszorzędnym
pilotem strąków i ekspertem w telerekonesansie, ale nie nauczono go
współczesnych stylów myślenia, które w innych szkołach wykładano równolegle z
technologiami. Poznał poezję i historię Voe Deo, ale nie historię i politykę Ekumeny.
Obecność obcych na Werel pozostawała dla Teyeo czymś
odległym, teoretycznym. Jego rzeczywistość była dawną rzeczywistością klasy
veotów. Należący do niej mężczyzni trzymali się z dala od wszystkich mężczyzn nie
będących żołnierzami i pozostawali w braterskich stosunkach ze wszystkimi, którzy
byli żołnierzami, zarówno z właścicielami, jak pracownikami czy wrogami. Co się
tyczy kobiet, Teyeo uważał, że sprawuje nad nimi władzę absolutną. Obowiązywała
go absolutna rycerskość wobec kobiet należących do jego klasy, a niewolnice miał
traktować łaskawie i otaczać opieką. Wierzył, że wszyscy cudzoziemcy byli wrogimi,
niegodnymi zaufania poganami. Szanował Panią Tual, ale modlił się do Pana Kamye.
Nie oczekiwał sprawiedliwości, nie szukał nagrody, a ponad wszystko cenił
kompetencję, odwagę i szacunek. Pod pewnymi względami był całkowicie nie
przystosowany do świata, do którego miał wejść, pod innymi zaś doskonale
przygotowany, ponieważ miał spędzić siedem lat na Yeowe, prowadząc wojnę, w
której nie było sprawiedliwości, nagrody ani choćby iluzji ostatecznego zwycięstwa.
Stopnie oficerskie w klasie veotów były dziedziczne. Teyeo wstąpił na służbę w
randze regi, najwyższym z trzech stopni veoc-kich. %7ładen przejaw niekompetencji
czy zasługa nie mogły obniżyć ani podwyższyć jego statusu lub gaży. Członek klasy
veotów aspiracje materialne miał za nic. Za to na honor i odpowiedzialność należało
zapracować, a Teyeo zapracował na nie szybko. Uwielbiał służbę, uwielbiał żołnierski
styl życia, wiedział, że jest W tym dobry, inteligentnie posłuszny, skuteczny w
dowodzeniu. Ukończył akademię z najwyższymi wyróżnieniami, a wysłany do stolicy
zwrócił na siebie uwagę jako obiecujący oficer, a zarazem sympatyczny młody
człowiek. W wieku dwudziestu czterech lat był absolutnie sprawny, jego ciało mogło
zrobić wszystko, o co je poprosił. Surowe wychowanie nie dało mu zakosztować
rozkoszy, nauczył się jednak doceniać przyjemności, toteż luksusy i rozrywki stolicy
stanowiły dla niego cudowne odkrycie. Zachowywał się z rezerwą i by! dość
nieśmiały, ale towarzyski i wesoły. Jako przystojny młody człowiek, należący do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]