[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kolejny; z jego dotychczasowych doświadczeń wynikało, że córki miliarderów
normalnie nie zakochują się w osobnikach typu prywatnych detektywów.
Tak to wygląda& Uprzedzając dwa następne pytania: tak, ja się na to zgadzam i
nic ich nie obchodzą moje pieniądze w zamyśleniu potrząsnął głową. To jest
nadzwyczaj dziwne, ale coś panu powiem& Marina i Melinda zostaną odnalezione nie
przez lokalną policję czy pańskie drogie FBI, ale przyprowadzą je Mitchell i Roomer&
Nie chcę być dramatyczny, lecz oni całkiem dosłownie są gotowi oddać za te
dziewczyny życie.
I nieuniknione jest, że przejadą po każdym, kto spróbuje im w tym przeszkodzić?
Po raz pierwszy od rozmowy telefonicznej Worth uśmiechnął się słabo.
Mogę się o to założyć na każdych warunkach.
Muszę kiedyś spotkać ten duet&
74
Byle nie po złej stronie pistoletu mruknął Worth rozglądając się po gabinecie.
Muszę już iść. Ogromne podziękowanie za uprzejmość i współpracę, panowie.
Benton i Worth wyszli razem na dziedziniec, wprost ku stojącemu helikopterowi.
Czy próbował pan kiedyś znalezć odpowiednie słowa, aby powiedzieć komuś, jak
bardzo jest panu przykro?
Znam to dobrze& Proszę nie próbować, serdeczne dzięki&
Nasz lekarz może panu towarzyszyć na Florydę.
Ponownie dziękuję, ale teraz wszystko jest już w porządku.
Nawet nie zjadł pan lunchu& Benton najwyrazniej miał kłopoty z podtrzymaniem
towarzyskiej konwersacji.
Ponieważ nie darzę specjalnymi względami plastikowych lunchów i plastikowych
tac, mam na pokładzie wybornego kucharza rodem z Francji ponownie blady
uśmiech zakwitł na znękanej twarzy lorda Wortha. Ponadto jest tam dwanaście
stewardess, wybranych wyłącznie ze względu na figurę.
Nie miał pan czasu, aby dać mi tę listę odezwał się Benton, gdy stanęli już przy
schodkach helikoptera. W tej chwili nie ma to znaczenia. Chcę tylko jeszcze
powiedzieć, że moje gwarancje bezpieczeństwa pozostają w mocy.
Lord Worth w milczeniu uścisnął mu dłoń i wspiął się do kabiny.
W tym samym czasie Conde na pokładzie Roamera" dopłynął do Seawitch", a jej
potężny dzwig zajął się wyładunkiem bomb głębinowych i dział z arsenału Luizjany.
Było to powolne i trudne zadanie, bowiem dzwig wznosił się sześćdziesiąt metrów
nad poziomem morza i cały wyładunek zajął prawie trzy godziny. W miarę jak działa
pojawiały się na pokładzie, Aarsen wyznaczał im stanowiska oraz nadzorował
Palermo i jego ludzi przy montażu broni. Robiono to drążąc otwory w pokładzie i
mocując do nich podstawy dział stalowymi trzpieniami. Działa były bezodrzutowe, ale
ani Larsen, ani Palermo nie zamierzali ryzykować. Bomby głębinowe zmagazynowano
w trzech dużych grupach, każda w połowie odległości między filarami. Istniało
zagrożenie, z którego Larsen zdawał sobie sprawę: przypadkowy lub wymierzony
pocisk mógł zdetonować zapalnik jednej z nich, a reszta z czystej sympatii
zareagowałaby tak samo. Było to jednak ryzyko, które trzeba było podjąć, bowiem
nie było innego miejsca, w którym mogłyby być przechowywane w gotowości do
natychmiastowego
75
użycia. To, że potrzeba taka zajdzie i będzie natychmiastowa, było dla wszystkich
oczywiste.
Załoga obserwowała poczynania Palermo i jego ludzi z uczuciami wahającymi się od
całkowitego braku zainteresowania do aprobaty. Grupy nie kontaktowały się ze sobą
Larsen nie był zbytnim zwolennikiem fraternizacji.
System obrony ulegał ciągłemu wzmocnieniu. Zbiornik dodatkowy wypełniał się
powoli, ale bez przerw, w miarę, jak pracujący na maksymalnych obrotach świder
wgryzał się w dno oceanu, poszukując nie naruszonych jeszcze złóż ropy. Wszystko
przebiegało dobrze, bez oznak jakiegokolwiek alarmu, a mimo to Aarsen nie był
zadowolony, jak być powinien, mimo otrzymywanych regularnie co pół godziny
sygnałów z Torbello". Był nieszczęśliwy z powodu braku dowodów istnienia
Tiburona". Z Gahreston otrzymał wiadomość, że taka jednostka nie figuruje w
spisach floty i Straży Przybrzeżnej i zdawał sobie przy tym sprawę, że poszukiwania
w rejestrach cywilnych mogą potrwać i tydzień, a efekt będzie mniej niż wątpliwy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]