ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- I cóż uczynili ci Dawuhdijehowie?
- Jak to rozumiesz?
- Czy sądzisz, że tylko udzielili informacji twoim lu-dziom?
- A cóż innego?
- Przede wszystkim, jest rzeczą mocno wątpliwą, czy po-wiedzieli prawdę; ja osobiście nigdy nie
odpowiedziałbym prosto z mostu pierwszemu lepszemu człowiekowi; którego nie znam. Po
wtóre, ci Dawuhdijehowie nie tylko zapewne odpowiedzieli na zadane pytania, lecz również
wyciągnęli z tego jakieś wnioski. Nie ulega więc dla mnie żadnej wątpliwo-ści, iż każdy z nich
pośpieszył opowiedzieć innym Dawuhdije-hom o nagabywaniach obcych jakichś ludzi i w ten
sposbb doszło do ogólnej wiadomości, że ... Powiedz, ilu było zwia-dowców?
- Ośmiu.
- Biada! Aż tylu?! A więc w ten sposób doszło do wiado-mości Dawuhdijehów, iż ~ośmiu
cudzoziemców pytało się u różnych ludzi w rozmaitych miejscach o te same osoby. To musiało,
naturalnie, zwrócić uwagę, wzbudzając podejrzenie i dlatego jestem jak najmocniej-przekonany,
iż Dawuhdijeho-wie zgadli, kim byli owi cudzoziemcy. Byliby zresztą wielkimi głupcami,
gdyby nie wyciągnęli z tego faktu daleko idących wniosków. Dlatego też, możesz być prawie
pewny, iż są zupeł-nie przygotowani do odpowiedniego potraktowania twoich trzystu
wojowników.
- Effendi, czy to rzeczywiście twoje mniemanie? -szybko zapytał zafrasowanym głosem.
- Oczywista! Tó przecież zupełnie jasne.
- W takim razie bylibyśmy już w drodze narażeni na niebezpieczeństwo?
- 1b trzeba było od dawna sobie uprzytomnić, a wydaje mi się tymczasem, żeś zupełnie o tym nie
myślał. Ja, na twoim miejscu, pozwoliłbym myślom pójść nawet jeszcze dalej.
- Dokąd?
- Przede wszystkirn do waszych obozowisk.
- 1 allah! A to czemu?
- Wysłuchaj mnie uważnie! Przypuś~my, iz ja jestem szej-kiem Dawuhdijehów. Byliśmy przez
dłuższy czas z Hamawan-dami w naprężonych stosunkach na skutek krwawej zemsty, która
dopiero co została zażegnana. I oto przybywają do nas Hamawandowie z chłopcem, którego ...
-  Tiz muszę ci przemvać! - rzekł. - Szewin i jego towa-rzysze nie przyznali się do tego, iż należą
do plemienia Hama-wandów.
- Ach, to stwarza jeszcze gorszą sytuację! Na skutek tego kłamstwa wzbudzili tym większą
nieufność i dlatego też zatrzy-mali ich. Bardzo możliwe, iż doszło przy tym do scen, które mnie
jako szejka Dawuhdijehów, żywo dotknęły, pobudzając jednocześnie chęć zemsty. Po tym
wszystkim, zjawia sięjeszcze jeden po drugim ośmiu moich wojowników, którzy mi meldu-ją,
że paru jakichś cudzoziemców dopytywało się w różnych miejscach o uwięzionych przez nas
Hamawandów. Natural-nie, nie wahałbym się wcale, co do tego, iż pytający również by-li
Hamawandami. Teraz musiałem wobec tego wszystkiego
87 wywnioskować, iż ci wywiadowcy doniosą swoim to jest Ha-mawandom, iż się odniosłem
wrogo do ich ziomków i że ich uwięziłem. Wiem również, że Hamawandowie postanowią przyjść z
pomocą swoim ludziom. Cóż mi tedy pozostaje czy-nić?
Zrazu Kurd milczał, gdy powtórzyłem jednak pytanie, od-rzekł:
- Chcesz mnie zasmucić, effendi!
- Chcę ci tylko przedstawić twoje położenie w takim świetle, w jakim je powinieneś zobaczyć; o
nic więcej mi nie chodzi.
- Uważasz zatem, iż Dawuhdijehowie są przekonani, że-śmy przeciw nim wyruszyli i że
spodziewają się nas?
- Tak.
- I że się ... przygotowali?
- Tak. Pochodzę wprawdzie z Zachodu, ale znam tutejsze kraje i ich ludy co najmniej tak dobrze,
jak ty. Wierzaj mi, cudzoziemiec często lepiej i więcej widzi, aniżeli tubylec. Po-stawiwszy się
w położeniu Dawuhdijehów, co i ty winieneś był uczynić, a zapomniałeś, wiem, co i jak myślą i
jak postąpią. Gdyby się nie przygotowali do odparcia waszego napadu, byliby warci, ażeby
każdy z nich z osobna otrzymał rózgi. Uważam ich jednak za dość rozsądnych i
przewidujących, aby unikać mogli takich błędów.
- A ja sądziłem, że ich będę mógł zajś~ znienacka.
- No, jeżeli tak uważałeś, to ich nie doceniłeś. Nie chcę nawet przypuszczać, iż mogli się na wasze
przybycie wcale nie przygotowywać, g~iyż jednej tej możliwości przeciwstawia się
dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, iż was oczekują. Gotów jestem nawet się z tobą
założyć, że wyruszyłbyś wraz ze swoimi trzystu wojownikami na pewne stracenie, gdybyś nie
miał obecnie możliwości przedsięwzięcia wszelkich możli-wych środków, jakie dyktuje ci po
tym wszystkim, com powie-dział, ostrożność.
- Jesteś więc zdania, że powinniśmy zawrócić?
- Nie.
- Ale uważasz wszak, iż nas oczekują, i że natkniemy się na nich, skoro tylko udamy się w dalszą
drogę!
- Wszak mówiłem, ażebyś pozostawił tutaj swoich wojow-ników.
- A nas sześciu? Cóż my mamy uczynić?
- Pojedziecie wraz z nami do twierdzy.
- 1b przecież jeszcze bardziej niebezpieczne! A w niebez-pieczefistwie sześciu czy trzystu dobrze
uzbrojonych wojowni-ków, to chyba dość spora różnica! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta