[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się zręcznie i zdjął drugi but. Cara wciąż zanosiła się
śmiechem, gdy opadł na jej ciało. Zmiech zamienił się
w jęk, a potem w westchnienie.
Pózniej, gdy leżeli uspokojeni w swoich ramio-
nach, Cara poczuła, że David zaczyna się od niej
oddalać. Uniosła się na łokciu, patrząc na niego.
Czy coś się stało? zapytała.
Zawahał się, po czym westchnął.
To nie ma nic wspólnego z tobą... z nami. Tylko,
że muszę... hm... skontaktować się z biurem.
Oczywiście powiedziała i sięgnęła po telefon.
Czuj się swobodnie i korzystaj z telefonu, kiedykol-
wiek potrzebujesz. Zaraz się ubiorę i zostawię cię
samego.
David przytrzymał jej rękę.
Bardzo ci dziękuję, ale I nie mogę użyć twojego
telefonu.
Dlaczego nie? Przecież... Naraz zrozumiała.
Och.
David pocałował ją w policzek.
Mam wszystko, czego potrzebuję, w bagażniku
samochodu. Ale to zajmie trochę czasu i nie chciał-
bym, byś myślała...
Tym razem to ona uciszyła go gestem.
David. Nie musisz się przede mną tłumaczyć.
Zrób, co masz do zrobienia, tylko wróć tu cały
i zdrowy. To mi zupełnie wystarczy. Rozumiesz?
Dziękuję, kochanie uśmiechnął się.
Idz do którego chcesz pokoju. Ja mam sporo do
zrobienia w ogrodzie. Tylko daj mi znać, kiedy
skończysz.
Po krótkim zastanowieniu David potrząsnął głową.
Nie. Nie chcę wnosić tamtego życia do twojego
domu. Lepiej pojadę nad jezioro.
Skinęła głową.
Pamiętasz miejsce, w którym zjechaliśmy na
brzeg?
David kiwnął głową.
Jeśli miniesz ten zjazd i skręcisz w następny,
trafisz na gęsty las. Nie ma tam żadnych kempingów
ani przystani. To bardzo odludne miejsce.
Brzmi doskonale uśmiechnął się.
Ja w tym czasie zrobię pranie. Masz jakieś
brudne rzeczy?
Nie, kochanie, ale bardzo ci dziękuję powie-
dział David i obdarzył ją szybkim pocałunkiem.
W samochodzie, który w kilka minut pózniej jechał
w stronę jeziora, nie było już Davida Wilsona. Siedział
tam Jonasz. Gdy dotarł na opisane przez Carę miejsce,
był już skupiony wyłącznie na swoich zadaniach.
Po pół godzinie wszystkie urządzenia już działały.
Przy pomocy laptopa, modemu, kilku prototypowych
chipów działających w systemie GPS i paru innych
technicznych drobiazgów, które nawet jeszcze nie
miały nazw, David zalogował się do swojej skrzynki
i przeczytał wiadomości.
W ciągu godziny wysłał dwóch agentów do Illinois,
by zbadali grozbę zamachu na prezydenta, następ-
nemu polecił udać się do Teksasu na meksykańską
granicę, a ponadto zmienił strukturę listy agentów
pozostających poza granicami kraju tak, by lepiej
zabezpieczyć ich anonimowość.
Z ciekawości sprawdził konto zarezerwowane dla
osobistych wiadomości z Białego Domu. Na szczęście
było puste. Jeszcze jedna skrzynka, w której mogły się
znajdować przechwycone wiadomości od Franka
tam też nie było nic. Przekonany, że zrobił wszystko,
co było do zrobienia, David wylogował się, spakował
cały sprzęt z powrotem do samochodu i postanowił się
przespacerować nad jezioro.
Dzień był spokojny, a powierzchnia wody gładka jak
szkło. Przez dłuższą chwilę stał nieruchomo, wchłania-
jąc spokój dnia i znów przepoczwarzając się z Jonasza
w Davida. Wysoko nad jego głową krążyły trzy mewy.
Trio mew krążyło wysoki przez jego głowę. Patrzył na
nie przez chwilę, zastanawiając się, skąd się wzięły tak
daleko od morza. Pewnie przywiał je tu ostatni sztorm.
Z nim było podobnie; wojna odmieniła jego życie,
rzuciła go w miejsca, w które nigdy się nie wybierał. Ale
czy to rzeczywiście był tylko przypadek? Gdyby wrócił
do domu zaraz po wojnie, jakim byłby mężem i ojcem?
%7łyłby w przekonaniu, że zabił własnego brata, ukrywa-
jąc prawdę o jego zdradzie. Zmieniłby w piekło życie
własne i Cary. Zapewne rozwiedliby się jeszcze przed
trzydziestką. W tej chwili David nie żałował niczego.
Przypomniał sobie coś, co kiedyś powiedziała jego
matka: że nic nie dzieje się bez powodu. Nie zawsze
łatwo było to zrozumieć; zrozumienie przychodziło
z czasem. Matka miała rację. Teraz, patrząc na swoją
młodość z dystansu, David był przekonany, że zrobił
wówczas najlepszą rzecz dla nich obojga.
Woda kusiła. Impulsywnie zrzucił ubranie i wszedł
do jeziora. Gdy woda sięgnęła mu do piersi, zaczął
płynąć i zawrócił do brzegu dopiero gdy samochód stał
się tylko drobną czarną plamką pod drzewami.
Wyszedł z wody zmęczony, ale z odświeżonym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]