[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spory kościół, zbudowany z granitowych bloków.
- Kościół pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny - wyjaśnił mi szef patrząc na
rozło\ony na kolanach plan miasta.
- Ostatni katolicki kościół w mieście, które było kiedyś ostoją kontrreformacji...
- Niewiele wiem na temat ruchów religijnych w tej części Europy - powiedziałem ze
wstydem.
- W XVI wieku ostatni katolicki arcybiskup Norwegii, Olaf Engelbrektson,
zorganizował tu rozpaczliwy opór przeciw reformacji, narzucanej siłą przez Duńczyków.
- Racja - mruknąłem. - Wtedy Norwegia była w unii z Danią...
- Właśnie. Obrona katolicyzmu była wiec te\, częściowo przynajmniej, walką o
zachowanie swojej to\samości. Wreszcie arcybiskup został wyparty z miasta, które
niestety nie było ufortyfikowane, i schronił się w twierdzy Steinviksholm, a po jej
upadku uszedł na wygnanie. Do 1851 roku istniała ustawa zakazująca pod karą śmierci
przybywania do Norwegii katolickim duchownym... Na szczęście kościół przetrwał,
choć zepchnięty na margines... Z 28 opactw i klasztorów nie ocalał ani jeden... A oto i
nasz hotel.
Niedaleko kościoła, w sporym, drewnianym budynku, znajdował się niewielki,
przytulny hotelik. Dostaliśmy ładny, dwuosobowy pokój z łazienką. Rzuciliśmy swoje
baga\e.
- No to pora trochę powłóczyć się po mieście - zasugerował szef. - A przy okazji
zobaczymy, co porabiają nasi przeciwnicy... Nie widziałem, \eby za nami jechali.
- Miasto jest du\e - powiedziałem. - W zasadzie tylko przecięliśmy starówkę... Bo to
chyba stara część miasta?
- Chyba tak. Choć po tylu po\arach niewiele jest tu zabytków - mruknął. - Ale obecne
Trondheim nie jest du\o większe od historycznego. Tylko na stokach wzgórz powstało
trochę nowych dzielnic...
73
Zabraliśmy ze sobą mały plecak z rozmaitymi niezbędnymi przedmiotami i
powędrowaliśmy zwiedzać. Minęliśmy kościół i niebawem dotarliśmy do głównej ulicy.
Na jej końcu wznosiła się potę\na bryła katedry.
- Katedra Nidaros - powiedział Pan Samochodzik. - Kiedyś siódma pod względem
wielkości na świecie, teraz chyba na dwudziestym którymś miejscu...
- Robi wra\enie - mruknąłem.
Szare mury pięły się ku niebu. Wokół rozciągał się rozległy, zadrzewiony cmentarz.
Kamienne i \eliwne nagrobki stały tu i ówdzie, szczególnie liczne były przy samym
murze kościoła.
- Zapewne odpowiednik naszych alei zasłu\onych - mruknął szef. - Tu spoczywają ci,
którzy zapisali się w historii miasta: kapitanowie okrętów, kupcy, radcy miejscy,
burmistrzowie... Ludzie, którzy przez wieki historii dbali o ten skrawek ziemi, le\ący na
granicach cywilizowanego świata...
- A gdzieś tam głębiej spoczywają kości tych, których groby zniszczono, by zrobić
miejsce dla tych wa\niejszych - mruknąłem cicho sam do siebie.
- Owszem - szef skinął głową. - Pod murami kościołów archeolodzy najczęściej
natrafiają na całe zwały kości, wymieszanych poprzez kolejne wykopy grobowe...
Wędrowaliśmy powoli wysypaną \wirem alejką. Minęliśmy niewielki budyneczek, w
którym handlowano rozmaitym badziewiem dla turystów, i stanęliśmy przed frontonem
budowli. Pokrywały go gęsto rzezby wykute w szarobłękitnym kamieniu.
- Skąd tutaj tuf wulkaniczny? - zdumiałem się.
Pan Tomasz pokręcił przecząco głową.
- To niezwykle rzadki błękitny steatyt - wyjaśnił. - Niezły galimatias swoją drogą -
mruknął, podziwiając fronton. - Sądzę, \e spora część to rzezby świętych, tylko podczas
reformacji, gdy katedrę przejęli protestanci, skuto niektóre atrybuty...
- Są te\ postaci świeckie - zauwa\yłem. - Pewnie królowie i ró\ni prominenci...
- Widzisz gdzieś naszych trzech prześladowców?
- Wyrzezbionych? - zdziwiłem się.
- Na ziemi - wyjaśnił łagodnie.
Rozejrzałem się i pokręciłem przecząco głową.
- Nie ma ich tu.
- To mo\e oznaczać, \e ju\ uruchomili jakiegoś swojego wspólnika... Tylko po co w
takim razie pokazywaliby nam się przy dworcu? Niewa\ne. Wejdzmy.
W przedsionku wynikła drobna scysja z wachmanem, sprawdzającym bilety, ale
ponownie nasze legitymacje utorowały nam drogę.
Weszliśmy do wnętrza świątyni. Była ciemna, kamienne ściany i grube kolumny
przytłaczały. Przez okna zabudowane witra\ami sączyło się niewiele światła. Szliśmy
dłu\szą chwilę w półmroku, a potem po lewej otworzyła się spora wnęka. W czasach,
gdy świątynia słu\yła katolikom, zapewne znajdował się tu boczny ołtarz i kaplica, teraz
wszystkie elementy usunięto, ale w niszy, osłoniętej solidną kratą, spoczywały insygnia
koronacyjne norweskich królów. Staliśmy dłu\szą chwile milcząc i patrzyliśmy, jak
światło halogenowych reflektorków odbija się w polerowanym złocie.
- W sumie niegłupio chyba być królem - mruknął szef.
- Klejnoty koronne - mruknąłem. - Dlaczego spoczywają tutaj?
74
- Bo katedra Nidaros w Trondheim to tradycyjne miejsce koronacji norweskich królów
- wyjaśnił szef - Od 1815 roku wszyscy władający Norwegią koronowani byli właśnie
tutaj...
- Katedra Nidaros - mruknąłem.
- Swojego czasu najświętsze miejsce Norwegii. Ju\ w 997 wieku stał tu kościół.
Wzniesiony przez Olafa I Tryggvasona...
- To chyba jeszcze przed oficjalną datą chrztu Norwegii? - zdziwiłem się.
- No có\. Pierwsi kapłani i mnisi przybyli tu jakieś dwieście lat wcześniej, porwani
przez wikingów w Irlandii...
Olaf I zało\ył miasto, które dziś nazywa się Trondheim, ale w jego czasach nazywano
[ Pobierz całość w formacie PDF ]