ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Michaiła pojawił się pistolet. Na schodach stała staruszka. Musiała mieć chyba z
dziewięćdziesiąt lat, ale jej oczy patrzyły niezwykle bystro. Otaksowała nas spojrzeniem, a
potem utkwiła wzrok w naszym przyjacielu.
 Jesteś szlachcicem  powiedziała spokojnie.  Chodzcie stąd. Tu już nic nie
znajdziecie.
Ruszyliśmy za nią posłusznie. Jak się okazało, mieszkała w sąsiedniej chałupce
zbudowanej już po rewolucji z raczej przypadkowych materiałów budowlanych. Siedliśmy
przy stole, nastawiła samowar.
 Przybyliście szukać skarbów cara-batiuszki?  zapytała. Michaił poważnie skinął
głową.
 Chcemy odnalezć Rubinową Tiarę.
 Coś podobnego?  zdziwiła się babcia.  Widziałam ją. Na twarzy Michaiła
odmalowało się zdumienie.
 Gdzie?
 W cerkwi. W Wigilię 1918 roku. Caryca miała ją we włosach. Car miał
naramienniki przy mundurze, chociaż zabroniono ich noszenia. Następca tronu miał Krzyż
Zwiętego Jerzego przy marynarskim ubranku. Było ze czterdzieści stopni mrozu. Narzucili na
siebie futra. Stałam o dwa metry od carycy  popatrzyła na nas triumfalnie.  To były piękne
czasy  powiedziała.  Inny świat, choć już odchodził w niebyt. Miałam dziewięć lat, a nadal
pamiętam. Pózniej zaczął się terror.
 Kto tam szukał?  zapytałem łagodnie.
 Różni szukali. Zaraz w 1918 roku zamęczyli hrabiego Hendriksa. Nic nie
powiedział, mimo że na jego oczach torturowali jego rodzinę. Myślę, że nie wiedział, gdzie są
ukryte klejnoty. Gdyby wiedział, powiedziałby. Zabili ich wszystkich, a potem przetrząsnęli
dom. Oderwali boazerie, kuli w posadzkach, rozebrali schody. Potem oddali dom swojemu
konfidentowi. Szukał, a jakże. Nocami słyszeliśmy, jak szurał meblami i kuł w ścianach.
Rozstrzelali go w czasie czystki oskarżywszy o rabunek carskich klejnotów. Mało oryginalne,
zamknęli za to pół miasta. Potem mieszkali tu różni ludzie. W 1991 roku wyprowadzili się
ostatni lokatorzy. Wtedy zaczęto otwierać archiwa. Przyjechała tu speckomisja z Moskwy.
Znowu pruli ściany i kuli młotami pneumatycznymi. Gdy oni się wynieśli nastał czas
indywidualnych poszukiwaczy. Nie ma miesiąca, żeby kogoś nie przyniosło. Ale wy jesteście
inni.
 Inni?  zdziwiłem się.
 Szlachecka krew  wskazała dłonią Michaiła.  Podłużna symetryczna twarz
inteligentnego człowieka. Inna karnacja. Michaił uśmiechnął się lekko.
 Mam znajomego genetyka, który uważa, że spisy szlachty to w rzeczywistości księgi
rodowodowe. Celem nadrzędnym jest oczyszczenie krwi poprzez selektywne skrzyżowanie...
 W twoim przypadku udało im się bez pudła  uśmiechnęła się staruszka.  Od razu
widać, że należysz do tych lepszych. Można zapytać o nazwisko.
 Michaił Derekowicz Tomatow.
 Michaił Derekowicz  powtórzyła.  A po matce?
 Bołdyrew-Gagarin.
Uśmiechnęła się do swoich wspomnień.
 Tak, książęta Gagarinowie. Narobili biednemu Jurijowi kłopotów. Rodzinne
podobieństwo. Dlatego go wykończyli.
 Kto? Kogo?  nie rozumiałem.
 KGB biednego Jurija Gagarina  wyjaśniła.  Tego, który poleciał w kosmos. Dużo
o tym mówili, że trzeba było wysłać chłopa albo robotnika, a oni tymczasem wbrew
interesom klasowym  westchnęła  wysłali księcia. Jakby wiedzieli, że chłop ani robotnik
nie są zdolni zdobywać kosmosu. Chłopi i robotnicy są oczywiście odważni, ale brakuje im
pogardy śmierci charakterystycznej dla klas wyższych.
 To niezupełnie tak  zaprotestował nieśmiało Michaił.
 Poza tym książęta Gagarinowie byli ludzmi głęboko religijnymi. Ufundowali wiele
cerkwi i soborów. Jurij Gagarin musiał wierzyć w Boga. Wierzył, że Bóg go poprowadzi
przez kosmos. Bez tej wiary umarłby ze strachu przed startem. Cieszę się, że cię spotkałam,
młody człowieku, bo przynajmniej przed śmiercią dowiem się prawdy. No i jak to było? 
dziobnęła Michaiła w pierś palcem.  Był waszym krewnym czy nie? Możesz mi śmiało
powiedzieć. Ja już niedługo umrę. Nie powiem. Nikomu.
Michaił przez chwilę wahał się.
 Był  powiedział cicho.  Po wybuchu rewolucji jego ojciec nie zdołał uciec za
granicę. Ukrył się na wsi. Przez czterdzieści lat chodził na bosaka i palił tytoń najgorszego
gatunku. Ukrywał swoje pochodzenie tak doskonale, że NKWD nigdy nie wpadło na jego
trop. Za żonę wziął sobie prostą kobietę ze wsi. Nawet ona nie wiedziała. Powiedział tylko
synom.
Staruszka uśmiechnęła się.
 Czułam to  powiedziała.  Odkryli to i zabili go, wysadzili w powietrze w tym
samolocie. Poszukajcie klejnotów w klasztorze.
 W jakim klasztorze?  zdziwił się Michaił.
 Za miastem. Dwadzieścia kilometrów z biegiem Tobołu. To już tylko ruiny, ale
stamtąd mieli jajka.
 Jajka?  zdziwił się pan Tomasz.
 Kurze jajka. Sama je nosiłam w koszyku do domu gubernatora. Oddawali mi
bieliznę, rzekomo do prania, ale była związana ciasno. W środku coś mogło być. Na
dziewięcioletnią dziewczynkę nikt nie zwracał uwagi.
 Co było w środku?  zaciekawiłem się. Wydęła wargi z pogardą.
 Nie zaglądałam. To było ich życie i ich sekrety.
 Przepraszani  mruknąłem zawstydzony.
 Pamiętam, jak wyglądały księżniczki. Chodziłam boso aż do pierwszych [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta