[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Sądzę, \e coś w naszych dokumentach. Mo\e jesteśmy tu poszukiwani listami
gończymi... To znaczy nie my, ale ktoś noszący takie samo nazwisko?
Wjechałem do hangaru. Pod ścianą stał rząd samochodów. A ściślej samochodowych
wraków. Wszystkie wyglądały, jakby znęcała się nad nimi banda psychopatów
uzbrojonych w szlifierki kątowe. Zatrzymałem się w miejscu zaznaczonym
namalowanymi na betonie liniami. Wokoło zaroiło się od celników. Było ich kilkunastu.
Zaraz te\ pojawiły się trzy psy, dwa wilczury i smutny spaniel. Jeden wilczur obwąchał
nas dokładnie, dwa pozostałe ruszyły do ataku na nasz wóz. Wilczur wczołgał się pod
spód, a spaniel obwąchiwał wnętrze.
- O co jesteśmy podejrzani? - zapytał szef człowieka, który stał obok i obserwował
podwładnych.
Celnicy podnosili maskę, zdejmowali dekle kół i świecili w ka\dą dziurę cienkimi
latarkami.
- Przemyt narkotyków - odparł dobrą polszczyzną zapytany.
Po chwili drugi poprosił nas obok. Stały tu obite blachą stoły. Wyglądały jak
przyciągnięte z prosektorium. Na stołach ju\ le\ały nasze baga\e. Skojarzenie z sekcją
93
zwłok okazało się więc prawidłowe.
- Proszę otworzyć walizki. Wypakować zawartość...
Spaniel został wstawiony na stół. Obojętnie obwąchał nasze rzeczy, a potem podniósł
smutny wzrok i zupełnie po ludzku pokręcił przecząco głową. Jeden z celników
przyło\ył do karoserii samochodu jakąś straszliwą machinę i jezdził nią jak
wykrywaczem metalu.
- Có\ to takiego? - zagadnął mnie Pan Samochodzik.
- Coś w rodzaju przenośnego tomografu - wyjaśniłem. - Prześwietla blachę...
- Proszę się nie porozumiewać - zarządził celnik.
Milczeliśmy obserwując działania celników. Dowódca przyniósł nam dwa składane
krzesła. Trzeba przyznać, \e chłopaki przykładali się do roboty. Odkręcili koła i spuścili
z nich powietrze. Wymontowali fotele i prześwietlali starannie. Wpuścili kamerę do
baku na paliwo, odczepili zderzaki spawane z rurek i do ich wnętrza te\ wsunęli
wzierniki, rozkręcili szperacza... W kilku miejscach odczepili tapicerkę. Ba, nawet koło
zapasowe wzbudziło ich podejrzenia. Wreszcie, po przeszło dwóch godzinach badań,
wzruszyli ramionami.
- Są całkowicie czyści - zameldował jeden po szwedzku. - Nie ma nawet śladu
amfetaminy.
- Dobrze - kiwnął głową dowódca. - Poprawcie to wszystko. Zabrali się do
przykręcania wszystkiego, co wcześniej odkręcili. Napompowali koła, wsadzili na
miejsce reflektory.
- Przepraszam za to zamieszanie - odezwał się dowódca. - Dostaliśmy donos, \e
człowiek o pańskim nazwisku będzie usiłował wwiezć osiemdziesiąt kilogramów
amfetaminy.
- Coś podobnego? - zdumiał się szef.
- Ktoś musi bardzo was nie lubić...
- Czy donos podawał dokładną datę naszego przekroczenia granicy? - zapytałem.
- Nie, tylko tyle, \e się niebawem pojawicie. Ktoś chciał wam zepsuć nastrój ju\ na
początku wycieczki...
Szef w zadumie kiwnął głową. Spakowaliśmy nasze rzeczy. Celnicy wstawili nam
walizki do baga\nika. W kilka minut pózniej wyjechaliśmy z terminalu. Przed
budynkiem parkował opel. Zwróciłem uwagę na jego koszmarny, trawiastozielony kolor.
- No, to jesteśmy wolni - mruknął Pan Samochodzik. - Ciekawe, komu zale\ało, \eby
opóznić nasz przyjazd o kilka godzin...
- Ciekawe - powtórzyłem. - Sądzę, panie Tomaszu, \e to robota trzech gagatków:
Sumo, Kudłatego i Młodego...
- Chyba masz paranoję. Chocia\ z drugiej strony...
- Stary kamieniarz w Częstochowie mówił, \e przyjechali z Zachodu... A mo\e...
- Mo\e przybyli ze Szwecji - powiedział. - W takim wypadku znaliby świetnie
miejscowe warunki... Nie wiedzą, dokąd się udajemy, więc będą nas śledzić...
- Obawiam się, \e jest du\o gorzej, ni\ pan sądzi. Skąd wiedzieliby, \e jedziemy tutaj?
- Fakt. Mamy jakieś wyjaśnienie?
- Albo wiedzieli ju\ wcześniej, \e chodzi o Trondheim i gdy zdobyli kartkę z
tłumaczeniem, uzyskali konkretny adres albo w pokoju mieliśmy podsłuch! Przecie\
[ Pobierz całość w formacie PDF ]