[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Usłyszała głos proboszcza w przyległym pokoju i wstała, ażeby odejść! Przez chwilę za-
wahała się, poczym pochyliwszy się, przycisnęła wargi do czoła umierającego. Było jej go żal
tak bardzo, gdyż był umierającym.
Nie otworzył oczu, tylko uśmiechnął się lekko, szukając jej po omacku. Ale była już przy
drzwiach, gdzie spotkała się z pastorem, który ukłonił się z uszanowaniem.
Na powrotnej drodze była zupełnie oszołomiona, tak samo jak wtedy, kiedy piła za dużo
wina. W uszach jej szumiało i zmysły jej były jak gdyby odurzone, tak, że, nic do nich nie
przenikało. Myśleć też nie mogła, cała jej istota była przejęta wrażeniem, które zdawało się
przenikać jej całe ciało; mieszaniną podziwu i zgrozy.
Jakże dziwne cele życiowe mają mężczyzni myślała, gdy już w domu doszła do
względnej równowagi. Więc to też był cel i w dodatku taki, przy którym można było ulec
katastrofie. Teraz lepiej pojmowała jego wytrwałość. Całe jego zachowanie się w stosunku do
niej w ciągu tych osiemnastu miesięcy, jakie tu spędziła, miało tylko ten jeden cel, o ile to
dobrze rozumiała. I jak cierpliwie zgadzał się na wszystkie jej kosze" widziała to dopiero
teraz. Była to silna i świadoma wola, która do ostatniego tchu została sobie wierna! Słyszała o
mężczyznach, jednostronnie uzdolnionych w tym kierunku. W jak dziwnych dziedzinach
spotykało się często uzdolnienia!
Nie osądzała, ani nie żałowała, dziwiła się jedynie.
90
XXV.
Helga i Halvor, po dwunastodniowej nieobecności, wrócili weseli i podnieceni podróżą.
Helga była zachwycona wszystkim, co widziała i co się jej przytrafiło; okolicą, ludzmi, a
przede wszystkim dobrymi staruszkami, rodzicami Halvora. Była niezmordowana, opowia-
dajÄ…c o tym wszystkim matce.
W międzyczasie, wyprawa została wykończona, plan uroczystości ułożony; ustalono też,
kto będzie zaproszony i co się będzie jadło. Za tydzień od najbliższej niedzieli miały wyjść
pierwsze zapowiedzi. Helga dostawała bicia serca z radości, myśląc jak bliski jest ten dzień
uroczysty.
Niedługo będziemy mogli powiedzieć pojutrze, pózniej już jutro, a pózniej..." rzuciła
się matce na szyję, całując ją.
Pozostawała jeszcze do załatwienia mała podróż do Kopenhagi, nad którą Halvor i pani
Berg naradzali się potajemnie. Heldze nie wolno było wiedzieć, jaki był cel podróży, bo wte-
dy niespodzianka by się nie udała. Helga dobrze wiedziała, co się święciło, ale udawała, że
nic nie rozumie i widząc, jak tamci porozumiewawczo nachylają ku sobie głowy, natychmiast
się usuwała.
Jednakże, pomimo narad z Halvorem i Karen, pani Berg nie odważała się brać wyboru
mebli jedynie na swoją odpowiedzialność. Halvor ofiarował się towarzyszyć jej. Helga obie-
cała mieć Karen w swej pieczy, gdyby coś miało zajść, podczas ich nieobecności. Nie potrwa
ona dłużej ponad cztery, pięć dni.
Już pierwszego dnia po wyjezdzie, Helga udała się do karczmy, o tej godzinie, kiedy za-
zwyczaj przybywał dyliżans. Wiedziała dobrze, że matka i Halvor właśnie mogli dopiero
przybyć do stolicy, nie była więc rozczarowana, nie znajdując ich w dyliżansie. Ale było to
przecież rozrywką wychodzić im naprzeciw i nie spotykać ich, aby pewnego dnia zobaczyć
jak z pojazdu wychylają się ku niej. To niemądrze, że oznajmili, którego dnia przyjadą; żeby
tak przyjechali dzień wcześniej lub pózniej. Oczywiście, najlepiej wcześniej.
Poza tym, od rana do wieczora opowiadała Karen o Halvorze, o tym jaki jest mądry, i jak
pięknie ułoży się ich wspólne życie; podczas tych dni, miała ochotę wywnętrzania się, ale
pragnęła mówić tylko o nim i o własnym szczęściu. Była tak pełna radości, serce biło jej w
oczekiwaniu i szczęście promieniowało z jej twarzy i oczu.
Tego dnia, kiedy według umowy, mieli powrócić, Helga wstała wcześnie. Nie spała w no-
cy i zmuszała także do czuwania Karen, która podczas nieobecności matki, spała z nią ra-
zem albowiem w swym podnieceniu szczęściem, bezustannie paplała lub nuciła.
Ale dlaczego wstała tak wcześnie? Dyliżans przyjeżdżał popołudniu, najwcześniej, a czas
dłużył się tak okropnie. Zwykle mijał szybko, ale teraz mogło trwać całe godziny, zanim
posunął się o pięć minut. Helga zabierała się do setek rzeczy, które zwykle wymagały wiele
czasu, ale dzisiaj wskazówki wlokły się wprost niemiłosiernie. Wreszcie poczuła zmęczenie,
weszła do domu, położyła się na łóżku i wkrótce zapadła w słodką drzemkę. Około popołu-
dnia Karen ją obudziła. Ciesząc się, że czas tak prędko minął, Helga ubrała się i pośpieszyła
do zajazdu.
Wkrótce usłyszała odgłos trąbki pocztowej, a w kilka minut pózniej dyliżans wtoczył się
we wrota. Bacznie spoglądała w okna, zanim się zatrzymał, ale nie mogła nikogo dostrzec.
Więc jednak spóznili się i przyjadą dopiero jutro. Natomiast zdawało jej się, że dojrzała inną,
znajomÄ… twarz. PoczekaÅ‚a aż pasażerowie wysiedli, tak to byÅ‚ on, to przecież Jörgen Rag!
Prawie po piętach deptał mu jakiś człowiek, wyglądający na policjanta, czy coś podobnego.
91
Znów mnie będzie prześladował pomyślała Helga i cofnęła się w podcienie, gdzie stali
gospodarze. Jörgen zmieszany oglÄ…daÅ‚ siÄ™ wkoÅ‚o; skierowaÅ‚ wzrok na HelgÄ™ i utkwiÅ‚ w niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]