ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

życia. Odejdź stąd teraz, dopóki nie jest za późno.
Eleanor wpatrywała się w niego w kamiennym milczeniu.
Maclean gorzko się uśmiechnął, potrząsając głową.
- Spójrz tylko na te wszystkie krzyże i nagrobki ludzi,
którzy zginęli z rąk MacFeaghów. Świadczą same za sie­
bie, dziewczyno. Zobacz, ilu musiało legnąć w grobach
za przyczyną tego od Boga zapomnianego klanu. Nie
bądź kolejną, która się do nich przyłączy, dziewczyno.
Uciekaj stąd, zanim będzie dla ciebie za późno.
Nie chcąc już dłużej słuchać tych złośliwych insynu­
acji, Eleanor odwróciła się od Macleana i ruszyła pod gó­
rę, żeby przyłączyć się do Juliany. Ale kiedy kluczyła
między rzeźbionymi krzyżami i wysmaganymi wiatrem
nagrobkami, którymi usiane było zbocze, przyłapała się
na tym, że mimo woli zerka na nazwiska i daty, które na
nich wypisano.
Była tam Liusaidh MacFeagh, zmarła w wieku siedmiu
lat i dziesięciu miesięcy w szesnastym wieku, Iseabail,
maleńka córka Alexandra MacFeagha, i Murchadh Mac­
Feagh, urodzony w 1710, zmarły bezpotomnie w 1733;
najmniej zniszczony napis głosił: „Georgiana MacFeagh,
lady Dunevin, zabrana z tej samotnej wyspy w 1817".
Było ich tak wielu; Eleanor potrafiła zrozumieć, że lu­
dziom trudno przypisywać te zgony nieszczęśliwym
zbiegom okoliczności. A jednak, kiedy wzrok jej powę­
drował dalej, gdzie Gabriel stał i rozmawiał z księdzem,
nie potrafiła zmusić się, by dać wiarę straszliwym oskar­
żeniom Seamusa Macleana.
Musiało istnieć jakieś inne wytłumaczenie dla wydarzeń,
które mrokiem okryły to miejsce i tych ludzi. Ale jakie?
Eleanor poczuła, że ktoś ciągnie ją za rękę, i odwró­
ciwszy się zobaczyła, że Juliana podnosi na nią swoje
słodkie, ciemne oczy. Odpowiedź na wszystkie pytania
nosiło w sobie to dziecko, odpowiedź ukrytą za murem
przerażonego milczenia. Tylko Juliana wiedziała, co na­
prawdę stało się z jej matką. Tylko ona z nią była, kiedy
matka zniknęła. Gdzieś musi istnieć klucz, pozwalający
przeniknąć za mur tajemnicy.
I Eleanor postanowiła, że ten klucz odnajdzie.
12
Poranek poświęcony był obrządkom związanym z ze
sprawami ducha, ale później nastrój się zmienił; podob­
nie jak księżyc ustępuje przed słońcem, tak zabarwione
nostalgią wspominki ustąpiły przed żywiołową radością
i atmosferą zabawy.
Do wysp zbliżała się zima, ale Trelay została pobłogo­
sławiona obfitymi zbiorami, które mieszkańcom pomogą
przetrwać czekające ich chude miesiące. Dzień świętego
Michała był wielką nagrodą za całe tygodnie, a nawet mie­
siące wytężonej pracy. Był dniem dziękczynienia za do­
statek i pomyślność w czasach, kiedy w innych regionach
masywu górskiego Szkocji i na jej zachodnim wybrzeżu
mieszkańcy borykali się z problemami rugów z ziemi, sta­
le rosnących czynszów i ekonomicznych niepowodzeń.
Na porośniętym bujnie delikatną łąkową trawą, białą
koniczyną i mleczami błoniu, które ciągnęło się od zam­
ku aż po linię brzegową, przygotowano gry i zabawy dla
dzieci, żeby miały się czym zająć, kiedy dorośli będą bra­
li udział w tradycyjnych tego dnia wyścigach konnych.
Gabriel odszedł wkrótce po porannej ceremonii i jak do­
tąd się nie pojawił. Eleanor miała nadzieję, że nie zrezygno­
wał z udziału w pozostałych wydarzeniach dnia i że nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta