[ Pobierz całość w formacie PDF ]
talny, zbyt przerażający.
Jeśli tak było naprawdę. . . zaczął Gnat.
Tak było, jak pragnę polecieć w kosmos przysięgał Kękuś. Prze-
cież. . . przecież widzieliśmy na drugi dzień, że pan Pelman miał plaster na nosie i
wyglądał jak świeży trup, i nie wiedział, co się do niego mówi na lekcji, i zamiast
kolbę zaczął podgrzewać palnikiem swój zegarek kieszonkowy, a kolbę chciał
schować do kieszeni. . .
85
Trudno było zapomnieć obraz pana Pelmana z plastrem na nosie podgrzewają-
cego nad palnikiem zegarek. Toteż nikt już nie śmiał poddać w wątpliwość relacji
Kękusia. Przez długą chwilę panowała śmiertelna cisza, a potem Zyzio powie-
dział:
Zdaje się, że zebraliśmy przekonywające fakty i nawet ty, Tomciu, nie masz
już zastrzeżeń. . .
Nie mam zastrzeżeń potwierdziłem.
Zgadzamy się jednomyślnie, że Bambosz wart jest bliższego rozpracowa-
nia. . . to jest, chciałem powiedzieć, bliższego poznania, jako osobistość, mówiąc
delikatnie, dwuznaczna, a w każdym razie zagadkowa. Pozostają jednak sprawy
techniczne. . .
Tak jest, pozostają sprawy techniczne.
Chodzi o technikę poznania.
Właśnie. O technikę i sposób. Pamiętajmy, że sytuacja ogólna jest napięta.
Wybitnie nie sprzyjająca.
Teren jest śliski i grząski.
Możemy się łatwo przejechać. Jeszcze gorzej niż z Potępa.
Bambosz może być niezadowolony, że. . .
%7łe go poznajemy dokończyłem.
Dlatego zwykłe deptanie mu po piętach może tylko pogorszyć sytuację
dodał Zyzio. Jest jeszcze drugi czynnik, z którym musimy się liczyć: Oberon.
Oberon żąda naprawienia stosunków z woznym i odpowiednich inicjatyw. Pamię-
tajcie, że postawił nam ultimatum.
Pamiętamy potwierdziłem.
W tym stanie rzeczy urządzić nas może tylko dobry pomysł powiedział
Zyzio.
Nim jeszcze skończył, już wyrwał się Kleksik.
Ja mam pomysł! zapiszczał.
To niemożliwe, żebyś miał tak od razu pomysł.
Ja mam. To mi nagle przyszło do głowy.
To się zdarza ludziom genialnym potwierdziłem daj mu się wypo-
wiedzieć, Zyziu.
Mów!
Trzeba ogłosić, że zakładamy kółko powiedział triumfalnie Kleksik.
Jakie kółko?
Oczywiście porządkowe. Do współpracy z Bamboszem. . . i. . .
%7ładnej współpracy! zdenerwował się Kękuś.
I to ma być ten genialny pomysł! wykrzyknął Gnat. Ty chyba żartu-
jesz sobie.
Mamy dobrowolnie czyścić parkiety? Mamy zostać niewolnikami froteru?
Oszalałeś! pienił się Kękuś.
86
Dajcie mi skończyć. . . pociągnął nosem Kleksik.
Niech mówi! powiedziałem.- Każdy ma prawo się wypowiedzieć.
Dobra, niech mówi. Machnął ręką zrezygnowany Zyzio.
Nie rozumiecie, o co chodzi zakaszlał Kleksik. Kółko to będzie płasz-
czyk.
Płaszczyk?
Płaszczyk, czyli zasłona dymna, czyli parawan. Pod płaszczykiem kółka
będziemy mogli być blisko Bambosza. . . mieć go stale na oku. . . patrzeć mu na
ręce. . . zostawać po lekcjach w szkole bez wzbudzania podejrzeń, nawet cho-
dzić bezpiecznie za Bamboszem. . . W razie gdyby zapytał, czego chcemy, zawsze
możemy odpowiedzieć, że właśnie skończyła się pasta, że szukamy szczotki, że
chcieliśmy się go zapytać, co jeszcze ma dla nas do roboty, nie opędzi się od nas,
a wszystko będzie wyglądać normalnie.
Milczeliśmy przez dłuższą chwilę, zaskoczeni przebiegłością pomysłu. Kto
mógł przypuszczać, że taki niepozorny Kleksik o niewinnej buzi może mieć takie
pomysły.
To jest pomysł zdradziecki rzekł wreszcie z podziwem Kwękacz.
Chytry pomysł powiedziałem.
To nie jest zły pomysł wycedził Gnat tak, to można by przyjąć. . .
niby kółko. . . a w rzeczywistości będziemy pilnować Bambosza. To nam załatwi
wszystkie rzeczy. Wyobrazcie sobie minę Oberona, jak przyjdziemy i powiemy:
Pan dyrektor chciał, żebyśmy przejawili inicjatywę, no to właśnie przejawia-
my . . . ha, ha. . . zaśmiał się i zatarł ręce organizujemy kółko porządkowe.
Oberon spadnie chyba z krzesła! Tylko, że kółko zle brzmi. Nieciekawie. Tyle
już jest różnych kółek. Może lepiej nazwać. . . już wiem! Straż Porządkowa. I ja-
kieś odznaki specjalne. Może gwiazdy jak u szeryfów. To podziała na młodszych
chłopców i zachęci ich do wstępowania. Szkolna Ochotnicza Straż Porządkowa.
SOSP! No i Bambosz. . .
Bambosz też zbaranieje!
Tak, to go oszołomi. Taka inicjatywa. Będzie obłaskawiony z miejsca.
SOSP załatwi nam wszystko! I do tego programowy artykuł w gazetce. Na ca-
łą szerokość kolumny. Ze zdjęciami.
Uznałem, że nadeszła odpowiednia chwila, by jeszcze raz postawić sprawę
Matyldy.
Jeśli chodzi o zdjęcia, to my już mamy takie zdjęcia powiedziałem nie-
winnie.
Jakie zdjęcia?
Dałem ci już dawno temu, nie pamiętasz?. . . Bambosz w różnych pozach
w czasie froteru.
Ach, chodzi ci o zdjęcia tej piekielnej Matyldy skrzywił się Gnat.
Czy nie są dobre?
87
Są. . . są za dobre.
Co to znaczy za dobre ?
To znaczy zbyt dowcipne. One za bardzo obnażają Bambosza. . .
Obnażają? On jest tam przecież w fartuchu.
Nie bądz głupi. Obnażają w innym sensie. Obnażają charakter Bambosza,
jego komizm podczas froteru. . . To może jest dobre na wystawę, to może nam
się podobać, ale czy spodoba się Bamboszowi. Bardzo wątpię. Kto wie, czy nie
poczułby się ośmieszony. Tacy ludzie jak on wolą specjalnie, upozowane portrety
w odświętnych garniturach. Lepiej nie ruszać sprawy froteru. Pomyśli jeszcze, że
nabijamy się z niego.
Defonsiacy obłaskawili wozną Bobulinę za pomocą zdjęć zauważyłem.
Tak, ale jakich zdjęć? Sympatycznych. To znaczy sympatycznych dla Bo-
buliny. Gdybyśmy zdobyli podobne zdjęcia Bambosza. . . Na przykład w pokoju,
czytającego książkę, Bambosza wyelegantowanego na spacerze, Bambosza ści-
skającego dłoń jakiegoś notabla. . . no, choćby Oberona, który mu gratuluje suk-
cesów porządkowych.
To się da zrobić powiedziałem.
Nie wierzę. . .
Zamówię takie zdjęcia u Matyldy Opat.
Myślisz, że ona dogodziłaby gustom Bambosza?
Och, ty jeszcze nie znasz możliwości Matyldy Opat. Pomówię z nią.
Gnat nic nie powiedział. Uznałem to za wyraz milczącej zgody i odetchnąłem
z ulgą. Sprawa Matyldy Opat zdawała się ruszać z miejsca. . .
To byłoby na dziś wszystko powiedział Gnat wstając. Jutro idzie-
my do Bambosza przedstawić mu naszą inicjatywę. . . a potem do Oberona, żeby
zatwierdził statut Straży!
ROZDZIAA XI SD W
POKOJU STOAOWYM
Byłem pewny, że Matylda Opat znajduje się w strasznych stanach frustracji,
depresji, przygnębienia i melancholii, w każdym razie w jednym z wymienionych
wyżej stanów. Każdy wzgardzony, zapoznany i odepchnięty artysta znajdował-
by się, a Matylda była niewątpliwie odepchniętą artystką, i to niesprawiedliwie,
wyłącznie na skutek adelistycznego odchylenia Zyzia. Czy redaktor naczelny po-
winien kierować się tak osobistymi względami? Z pewnością nie powinien. Z tym
większą satysfakcją chciałem natychmiast zanieść Matyldzie tę wspaniałą wieść o
przezwyciężeniu adelistycznego odchylenia u Zyzia i ucieszyć artystkę perspek-
tywami współpracy z gazetą.
Pogwizdując optymistycznie, zbiegłem beztrosko z monumentalnych dwuna-
stu schodów zewnętrznych, wiodących od drzwi szkoły prosto w błoto ulicy Pro-
jektowanej. Dopiero, gdy miałem postawić nogę w błocie tej nieszczęsnej ulicy,
która od lat pozostała tylko jednym z nieziszczonych marzeń urbanistycznych na-
szego miasta, wzdrygnąłem się i uświadomiłem sobie, że przecież nie mam zie-
lonego pojęcia, gdzie Madzia mieszka, co gorsza, nie znam numeru jej telefonu,
a nawet nie wiem, czy w ogóle posiada telefon. Niewybaczalne zaniedbanie! Rad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]