ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

notatka, wzywająca Charley na spotkanie z reżyserem po
próbie, w rekwizytorni. Carol patrzyła na nią zadziwiona.
- Z nim też coś cię łączy? - zapytała. Gdybym była na
twoim miejscu, trzymałabym się raczej tego dużego faceta.
Może Chalmers mógłby ci zapewnić lepszą przyszłość, ale
stawiam moje trzy następne wypłaty, że przy tym dużym
będziesz zawsze uśmiechnięta - mimo zmęczenia oczy Carol
zabłysły figlarnie.
- Ma na imię Reese - machinalnie odpowiedziała Charley,
wpatrując się w kartkę. Określenie  duży facet" kojarzyło jej
się z niezgrabnym misiem. Reese nie był niezgrabny i w
niczym nie przypominał misia. Charley pamiętała z
dzieciństwa swojego ukochanego, pluszowego niedzwiadka.
Niewinną, miłą zabawkę, która niczego od niej nie żądała.
Reese żądał jej duszy.
- Ja wybrałabym Reese'a - powiedziała zdecydowanie
Carol.
Co do tego Charley nie miała żadnych wątpliwości.
Większość kobiet tak by zrobiła. Pewnie Carol uważała ją za
lekko stukniętą, widząc, jak odrzuca zaloty Reese'a. Nie miała
do niej o to pretensji. Sama uważała się za wariatkę - w końcu
ile razy w życiu spotyka się kogoś takiego jak on, kto na
dodatek pragnie dać jej miłość. Usiłowała sobie przypomnieć,
czy w FBI obowiązują jakieś instrukcje odnoszące się do
miłości. To ją nawet rozbawiło.
- Tymczasem jednak - dodała Carol - starałabym się nie
uchybić Chalmersowi. Wygląda na takiego, co może zamienić
życie w piekło.
- On to robi! - rzucił z tyłu jakiś aktor, który też
przyszedł, by sprawdzić się na liście. Na widok swego
nazwiska tylko jęknął.
- Nie ma się czym przejmować - zapewniła Charley, gdy
odeszły od tablicy - z żadnym z nich nic mnie nie łączy.
Carol była wyraznie dotknięta, że Charley nie chce jej
powierzyć swoich sekretów.
- Jasne, jasne. Rób to po swojemu. Reese przez cały dzień
wytrzeszczał na ciebie oczy, bo pewnie jest krótkowidzem!
Do jutra - rzuciła i opuściła salę.
Charley z uśmiechem pokręciła głową. Teraz należało
odnalezć reżysera. O co właściwie mogło mu chodzić? Nagle
zamarła. Karteczka była napisana odręcznie, nie na maszynie,
jak wszystkie ogłoszenia na tablicy. Może reżyser nie miał z
tym nic wspólnego? Każdy mógł to napisać. Charley widziała,
jak Allison wychodziła podczas próby. Miała dość czasu, by
napisać krótką notkę. Czy to Allison popychała ją do
decydującego starcia ze szpiegiem KGB?
Wszystkie jej zmysły wyostrzyły się. Ruszyła wąskim
korytarzem. Wydawało się, że w pobliżu nie ma nikogo.
Doszła do nieoznakowanych drzwi. Otworzyła je ostrożnie,
wstrzymując oddech. Z ulgą wypuściła powietrze. To była
toaleta.
Drzwi obok okazały się tymi, których szukała. Otworzyły
się z głośnym skrzypieniem i Charley znalazła się w
rekwizytorni. Z miejsca, w którym stała, pomieszczenie
wydawało się niewiele większe od toalety. Było niemożliwie
zagracone rozmaitymi przedmiotami i nic w tym dziwnego,
gdyż sale prób w teatrze Minskoff były popularne i często
używane.
W pokoju było ciemno. Odczuła nieprzyjemne mrowienie
w placach, gdy po omacku szukała włącznika światła. W
końcu go odnalazła i przekręciła kontakt. W tym momencie na
ścianach ukazała się plątanina przedziwnych cieni. To było
jeszcze gorsze niż ciemności.
- Panie Chalmers? - zawołała niepewnie.
Cóż mógłby robić Chalmers w tym ciemnym i dusznym
pokoju? Jeśli znajdował się tu naprawdę, musiał być
miłośnikiem czarnego humoru. Albo lubił grobowce.
Grobowce! To naprawdę pocieszające! Zadrżała. Czy
Chalmers czeka tu na nią? Czy też jest tu ktoś inny?!
Spróbowała jeszcze raz, zakładając, że wiadomość na
tablicy okaże się prawdziwa. Reżyserzy bywają czasem
dziwni, a on z całą pewnością był dziwakiem.
- Panie Chalmers? - tym razem jej głos był mocny i
czysty.
Może zagwizdać jakiś wesoły kawałek? - pomyślała. Nikt
by przynajmniej nie wiedział, jak się boję, o ile by nie
zauważył, jak mi się trzęsą kolana.
Wreszcie dała za wygraną. Wychodząc, sięgnęła do
wyłącznika światła, lecz w tym momencie ktoś schwycił ją za
rękę i wciągnął z powrotem do środka. Gdy drzwi się za nią
zatrzasnęły, z przerażenia przestała oddychać.
Odwróciła się z bijącym sercem, by spojrzeć na
napastnika.
- Reese!
- Cieszę się, że mnie jeszcze poznajesz - powiedział,
puszczając ją. - Przez cały dzień mnie unikasz, sądziłem więc,
że masz mnie już za kogoś obcego, a na dodatek natrętnego -
w tonie jego głosu, mimo pozornej lekkości, był żal.
Miał rację, unikała go. Ale też była zajęta. Próbowała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta