[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dowiedziała się dzisiaj, że nie zgodził się na przyjęcie zapłaty za jej
ochronę. Był przy niej pomimo jej usilnych prób, by się go pozbyć.
Chciała wierzyć, że to coś znaczyło, jednak miała wątpliwości, czy nie
nadinterpretuje faktów.
Do kuchni wszedł Quentin.
- Tu jesteście! - powiedział, całując w przelocie swoją żonę. -
Szukałem cię. Gotowa do wyjazdu?
- Przepraszam, że musiałeś na mnie czekać, ale musiałyśmy pogadać
od serca - odparła z uśmiechem Liz.
- A o czym, jeśli można wiedzieć?
- O Connorze - odpowiedziała bez ogródek Liz.
- Aha.
- Co znaczy aha"? - zapytała Allison. - I dlaczego Connor nie przyjął
pieniędzy?
Quentin wyglądał na rozbawionego.
- To pytanie za milion dolarów - odparł. - Nie mam pojęcia. Może lubi
być poniżany na każdym kroku?
Allison spojrzała na niego skonsternowana. Widząc wyraz jej twarzy,
Quentin spoważniał.
- Dlaczego sama go o to nie zapytasz? - zasugerował.
- Gdybym chciała go o to pytać, nie zwracałabym się do ciebie -
odparła cierpko.
- Tchórz z ciebie - powiedział Quentin z zagadkowym uśmiechem.
- Nie wiem, o czym mówisz.
- Myślę, że wiesz - rzucił na odchodne Quentin. - Będę na zewnątrz.
Muszę wyrwać małego Nicolasa z rąk babci i włożyć go do fotelika.
Jeszcze przed odjazdem Liz nachyliła się w stronę Allison.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - szepnęła jej pokrzepiająco do
ucha.
W drodze powrotnej do Bostonu w głowie Allison cały czas
dzwięczało pytanie Quentina. Dlaczego sama go o to nie zapytasz?".
ROZDZIAA DZIESITY
Dzień Pamięci Narodowej. Powinna się bawić na jakimś przyjęciu, tak
jak reszta świata, a nie siedzieć w kuchni, udając, że pracuje.
Allison nie była jednak w nastroju do zabawy.
Connor właśnie się pakował na górze, pomimo że tak wiele pozostało
między nimi nierozwiązanych spraw. Pomimo że wcale nie chciała, by się
wyprowadzał.
Kilka tygodni wcześniej wyśmiałaby każdego, kto by jej powiedział,
że tak będzie. Ale wtedy jeszcze nie doświadczyła, jak to jest z nim
mieszkać, spędzać z nim upojne noce i w końcu... zakochać się w nim do
szaleństwa.
Fakt, że nie przyjął zapłaty za jej ochronę, dawał jej odrobinę nadziei.
Jeszcze kilka tygodni temu uznałaby to za dowód jego nadopiekuńczości
ale teraz, gdy zdążyła go już trochę poznać, była bardziej skłonna uznać
takie zachowanie za dowód, że mu na niej zależy.
Connor chronił tych, na których mu zależało. Taka była jego natura.
Tak został ukształtowany przez swoje dotychczasowe życie: śmierć ojca
na służbie i aktywny udział w życiu lokalnej społeczności.
Rzecz jasna, jako że był blisko związany z rodziną Whittakerów, mógł
się zgodzić na ochranianie Allison ze względu na nich. Mógł to
potraktować jako przysługę, którą należy wyświadczyć przyjaciołom.
W głębi duszy jednak Allison nie wierzyła, by to był jego jedyny
motyw, a przynajmniej miała taką nadzieję.
Znamienny wydawał jej się fakt, że zajął się tą sprawą osobiście, choć
na pewno miał mnóstwo pracy, prowadząc tak dużą firmę, i mógł zlecić to
zadanie któremuś ze swoich pracowników.
Wcześniej sądziła, że to Quentin nalegał, by Connor osobiście się
podjął jej ochrony, okazało się jednak, że było odwrotnie. Chciała wierzyć,
że zrobił to dlatego, że się o nią troszczył, pożądał jej... a może nawet czuł
coś więcej.
W głowie znowu zadzwięczało jej pytanie Quentina. Dlaczego sama
go o to nie zapytasz?".
Na górze rozległ się hałas. Connor pakował się, a ona siedziała w
kuchni, gryząc z nerwów paznokcie. Na myśl, że ma zacząć z nim
rozmowę, ogarniała ją niezrozumiała nieśmiałość.
Zirytowana na samą siebie, wyrzuciła do kosza ścierkę, która od
kilkunastu minut międliła w ręku, udając, że wyciera kuchenny blat.
Skierowała się ku schodom, myśląc o tym, jak zacząć z nim rozmowę.
Słuchaj, właśnie zdałam sobie sprawę, że cię kocham? Być może nasz
związek to pomyłka, ale chcę ją popełniać przez całe życie?
A może powinna mu po prostu powiedzieć, żeby został? Poprosić go,
żeby został?
Wolnym krokiem przemierzyła korytarz i zatrzymała się przed
otwartymi drzwiami jego pokoju. Connor właśnie wrzucał do walizki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]