[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nąć skrzydła, dążyć ku niebu, żyć modlitwą aż do dnia wyzwolenia.,
Matka miała słuszność rzekła płacząc. Cierpieć i umrzeć.
Przeszła wolnym krokiem z ogrodu do sali. Wbrew swemu zwyczajowi nie szła przez ko-
rytarz, ale odnalazła wspomnienie Karola w tej starej szarej sali, gdzie na kominku znajdował
się zawsze pewien spodek, którego używała co rano przy śniadaniu, równie jak sewrskiej cu-
kierniczki. Ten ranek miał być dla niej uroczysty i pełen zdarzeń. Nanon oznajmiła jej wizytę
proboszcza. Proboszcz ten, krewny Cruchotów, sprzyjał rachubom prezydenta de Bonfons.
Od kilku dni stary kanonik Cruchot skłaniał go do pomówienia z panną Grandet, w sensie
czysto religijnym, o jej obowiązku wejścia w stan małżeński. Widząc swego pasterza Eugenia
myślała, że przychodzi po tysiąc franków, jakie dawała co miesiąc dla biednych, i zawołała
na Nanon, aby je przyniosła; ale proboszcz uśmiechnął się:
Dziś, droga pani, przychodzę z panią pomówić o biednej dziewczynie, którą interesuje
się całe Saumur, a która, z braku litości nad sobą, nie żyje po chrześcijańsku.
Mój Boże, księże proboszczu, zastaje mnie ksiądz w chwili, w której niepodobna mi jest
myśleć o bliznich; jestem całkowicie zajęta sobą. Jestem bardzo nieszczęśliwa, nie mam in-
nego schronienia prócz Kościoła, ma on łono dość szerokie, aby zawrzeć wszystkie nasze
cierpienia, a uczucia dość płodne, abyśmy mogli czerpać w nich bez obawy, że ich zabraknie.
Droga pani, mówiąc o tej dziewczynie będziemy mówili o pani. Niech pani posłucha. Je-
śli pani chce być zbawiona, ma pani przed sobą tylko dwie drogi: albo porzucić świat, albo
poddać się jego prawom. Słuchać swego losu ziemskiego albo swego losu niebiańskiego.
Ach, głos twój, księże proboszczu, mówi do mnie w chwili, w której pragnęłam usłyszeć
jakiś głos. Tak, Bóg skierował księdza tutaj. Pożegnam świat i będę żyła dla samego Boga, w
ciszy i samotności.
69
N o n p i u a n d r a i... (wł.) Już nie pójdziesz (zakochany wartogłowie)... początek arii z Wesela Figa-
ra Mozarta, powtórzonej przez tego kompozytora w innej jego operze, Don Juan.
92
Trzeba, moja córko, dobrze się zastanowić nad tym ostatecznym postanowieniem. Mał-
żeństwo jest życiem, welon jest śmiercią.
Zatem śmierć, śmierć jak najrychlej, księże proboszczu rzekła z przerażającą gwałtow-
nością.
Zmierć! Ależ pani ma wielkie zobowiązania wobec społeczeństwa! Czy nie jesteś matką
ubogich, którym dajesz odzież, drzewo w zimie i pracę w lecie? Twój wielki majątek to de-
pozyt, który trzeba zwrócić i zrozumiałaś to najświęciej. Zagrzebać się w klasztorze, to byłby
egoizm: zostać starą panną to się nie godzi. Po pierwsze, czy zdołasz sama kierować swoim
ogromnym majątkiem? Straciłabyś go może. Miałabyś niebawem tysiąc procesów, zaplątała-
byś się w trudności nie do rozwiązania. Wierz swemu pasterzowi, mąż jest ci potrzebny, po-
winnaś zachować to, co Bóg ci dał. Mówię do ciebie jak do drogiej owieczki. Zbyt szczerze
kochasz Boga, aby nie osiągnąć zbawienia wśród świata, którego jesteś jedną z najpiękniej-
szych ozdób i któremu dajesz święte wzory.
W tej chwili oznajmiono panią des Grassins. Przychodziła wiedziona zemstą i rozpaczą.
Panno Eugenio! A, ksiądz proboszcz. Uciekam, miałam mówić z panią o interesach, a
widzę, że trafiłam na wielką naradę.
Pani rzekł ksiądz zostawiam pani wolne pole.
Och, księże proboszczu, proszę wrócić za chwilę; obecność księdza jest mi w tej chwili
bardzo potrzebna.
Tak, moje biedne dziecko rzekła pani des Grassins.
Co pani ma na myśli? spytali równocześnie panna Grandet i ksiądz.
Alboż nie wiem o powrocie twego kuzyna, o jego małżeństwie z panną d Aubrion?...
Kobieta wszystko zgaduje w lot.
Eugenia zaczerwieniła się i zamilkła, ale obrała na przyszłość drogę owego niewzruszone-
go spokoju, jaki umiał przybierać jej ojciec.
Zatem, proszę pani rzekła z ironią ja widocznie nie umiem zgadywać w lot, bo nic
nie rozumiem. Niech pani mówi przy księdzu proboszczu; wie pani, że jest moim spowiedni-
kiem.
Dobrze więc, oto co mi pisze pan des Grassins:
Eugenia przeczytała następujący list:
Droga %7łono! Karol Grandet wrócił z Indii, jest w Paryżu od miesiąca...
Miesiąc! pomyślała Eugenia opuszczając ręce. Po pauzie wzięła list.
... trzeba mi było wysiadywać w przedpokoju dwa razy, zanim zdołałem dotrzeć do tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]