[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podziwiałam.
Miał takie ciepłe oczy, gdy na nią patrzył. Nie miała pojęcia, o czym myśli,
ale oblewał ją żar.
- Najbardziej lubiłam, kiedy panna młoda zajeżdżała pod kościół bryczką. To
mi się wydawało niezwykle romantyczne.
- Chciałabyś to zrobić?
- Wychodząc za mąż?
Kiwnął głową.
- Jeśli znajdę kogoś, z kim chciałabym się związać na całe życie, zrobię to z
całym ceremoniałem. Chciałabym mieć długą białą suknię z welonem.
- I wianek mirtowy?
Droczył się z nią, ale to jej nie przeszkadzało. Tyle lat chowała się za maską
bezwzględnej kobiety interesu, a teraz nagle wyszła z niej niepoprawna romantycz-
ka.
- Oczywiście. W końcu tylko raz wychodzi się za mąż. - Freya już wiedziała,
że chce żyć długo i szczęśliwie z mężczyzną, który umie dotrzymywać obietnic.
S
R
Takim jak Daniel...
- A ja myślałem, że wybrałabyś ekskluzywny hotel w Londynie i kazała im
przygotować przyjęcie zgodne z nakazami mody.
- Skądże. Chcę mieć welon, bukiet z kwiatów pomarańczy i jeden z tych tra-
dycyjnych trzypiętrowych tortów z grubą warstwą lukru. A mój narzeczony będzie
mieć na sobie jaskółkę i kamizelkę.
- A jeśli zaprotestuje?
- To żeni się z niewłaściwą dziewczyną. Zluby muszą być romantyczne, nie
sądzisz?
Wydawał się nieco oszołomiony, jakby nie spodziewał się po niej takiej od-
powiedzi.
Pewnie wtedy też nikt nie podejrzewał, że dziewczyna, która pije piwo na
przystanku autobusowym, ma notatnik wypełniony projektami sukni balowych.
- Jak wyglądał wasz ślub?
- Złożenie podpisów przed urzędnikiem stanu cywilnego w Hillingdon, gdzie
wtedy mieszkaliśmy.
- Aha...
- Wiem. - Uśmiechnął się. - Strasznie prozaicznie. Mówiąc uczciwie, rodzice
Anny się do tego przyczynili. Traktowali jej ciążę jak coś w rodzaju antycznej tra-
gedii.
- Przecież teraz kochają Mię?
- Dopóki spełnia ich oczekiwania. - Starannie domknął drzwi wejściowe. -
Myślę, że Anna nie miała nawet nowej sukienki na ślub. W każdym razie jej nie
pamiętam.
- Danielu!
- Ale i tak połączyliśmy się węzłem małżeńskim - rzekł ze śmiechem.
Najwyrazniej byli bardzo szczęśliwi, dopóki nie rozłączyła ich śmierć.
- Mieszkaliście w Hillingdon?
S
R
- Przez parę lat. Potem zacząłem lepiej zarabiać i przenieśliśmy się bliżej cen-
trum, do Fulham.
- Fulham! - Stanęła jak wryta. - To jedna z najdroższych dzielnic Londynu.
Obrabowałeś bank?
- Byłem maklerem.
- Na giełdzie?
- Uhm. - Oczy mu się zaśmiały na widok jej zdumienia. - Zaskoczyłem cię?
- Bardzo. To niewiarygodna metamorfoza. Z londyńskiego maklera giełdowe-
go w licytatora z Fellingham. Czy w ogóle chciałeś prowadzić dom aukcyjny?
- Szczerze mówiąc, malarstwo interesowało mnie bardziej niż meble. Gdy-
bym nie musiał zarabiać pieniędzy, pewnie szukałbym zajęcia związanego ze sztu-
ką.
- Zostałbyś malarzem?
- Nie. Interesuję się sztuką, ale nie mam ani krzty talentu. Chciałbym mieć
swoją własną galerię.
Freya przyglądała mu się spod oka. Nadzwyczajne. Nigdy by się nie domyśli-
ła.
- Poznaliśmy się z Anną na wystawie malarstwa Lowry'ego.
- Skąd pomysł na własny dom aukcyjny?
- Całe wyposażenie do naszego pierwszego domu kupiliśmy na aukcjach.
Okazało się, że mam do tego żyłkę i naprawdę to lubię. Lubię nawet zapach stę-
chlizny i taniej pasty. Uderza mi do głowy.
Zdawał się rzucać jej wyzwanie, by zaczęła się z niego wyśmiewać, jakby nie
oczekiwał po niej zrozumienia dla tak dziwacznej pasji.
- Odkryłem, że to jedna z rzeczy, w których mogę się wyżywać. Przegadali-
śmy całą sprawę z Anną. Wiesz, jedna z tych rozmów co byś zrobiła, gdyby".
Nigdy nie prowadziła takich rozmów, bo żaden jej związek nie trwał tak dłu-
go, by warto było wspólnie planować przyszłość. Już plany na dwa miesiące
S
R
wprzód wydawały się jej ogromnym zobowiązaniem.
- Anna marzyła o zamieszkaniu na południu Francji i życiu w sposób zgodny
z naturą, samowystarczalny.
Doprawdy? Takiej Anny wcale nie znała. Kobieta, którą kochał Daniel, w ni-
czym nie przypominała dziewczynki, którą - jak jej się wydawało - pamiętała z
dzieciństwa.
- Widzę, że się na to nie zdecydowaliście.
- Mój francuski jest koszmarny, poza tym nie byłem zwolennikiem żywienia
się tylko tym, co udałoby nam się wyhodować. Stanęło więc na moim marzeniu.
Sprzedaliśmy wszystko, spieniężyliśmy inwestycje i kupiliśmy tutaj dom aukcyjny.
- Nie żałujesz?
- Wyprowadzki z Londynu? Ani trochę. Zawsze traktowałem mieszkanie tam
jako czasowe. A skoro już mieszkałem i pracowałem, to chciałem jak najlepiej za-
rabiać. - Musiała mieć głupią minę, bo zaczął się śmiać. - Zaszokowałem cię.
- Ludzie nie robią takich rzeczy. Nie porzucają świetnie płatnej pracy, by się
zaszyć na prowincji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]