[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przewidzenia. Zakochali się w sobie, choć nie zdążyli sobie tego powiedzieć. A potem
nastąpiła tragedia. Jakieś trzy miesiące temu przyszła do mnie Greta. Dom sprze-
dała i nosiła się z zamiarem wyjazdu do Niemiec, gdyż uregulowała wszystkie sprawy
po śmierci wuja. Odwiedziła mnie zupełnie prywatnie, bo byłem już na emeryturze.
Kluczyła trochę wokół tematu, ale w końcu wyznała, co leżało jej na sercu. Chciała wie-
dzieć, co naprawdę sądzę na temat śmierci jej wuja. Myśl o liście z Niemiec, który podał
Charles, nie dawała jej spokoju. Pewnie zrobił to bezwiednie, na pewno, ale... Wierzy
mu, że tak było, a jednak tak chciałaby znać sprawcę tego nieszczęścia. Gdyby to wie-
działa... gdyby mogła wiedzieć...
Widzicie? Znów to samo, chęć uwierzenia w czyjąś niewinność za wszelką cenę,
a pod spodem nurtujący niepokój spowodowany podejrzeniem. Rozmawiałem z nią
zupełnie szczerze i ją prosiłem o to samo. Spytałem, czy ich uczucie jest poważne.
Tak sądzę powiedziała. Na pewno tak. Byliśmy tacy szczęśliwi. Dzień mijał
za dniem, a my czuliśmy, że się kochamy. Nie musieliśmy się spieszyć z wyznaniami,
mieliśmy przed sobą całe życie. Któregoś dnia powiedziałby mi, że mnie kocha, a ja
jemu. Boże! Ale teraz... Sam pan rozumie, wszystko się zmieniło. To leży jak cień między
nami, nawet gdy się spotykamy, słowa więzną nam w gardle. Ani on nie wie, co mówić,
ani ja. I każde sobie powtarza: gdybym tylko miał pewność! Dlatego przyszłam do
pana, bo chcę usłyszeć: Możesz być pewna, ktokolwiek przyczynił się do śmierci twego
wuja, nie był to Charles Templeton! Niech pan to powie! Niech pan powie, błagam!
Do wszystkich diabłów, a ja nie mogłem jej tego powiedzieć! wykrzyknął ze
wzburzeniem sir Henry, uderzając dłonią o blat stołu. Z czasem będą oddalać się od
siebie coraz bardziej, ze strasznym podejrzeniem, co jak przepaść legło między nimi.
Sir Henry odchylił się na krześle. Twarz miał zmęczoną, poszarzałą. W zwątpieniu
pokiwał głową.
Nic nie mogę na to poradzić, chyba że... Tu wyprostował się i z nikłym uśmie-
chem nadziei spojrzał w kierunku panny Marple. Chyba, że pani zechce mi pomóc.
Mam wrażenie, że ten list o Kółku Parafialnym może się pani z czymś skojarzyć, co wy-
jaśni całą tę zagadkę. Czy może pani zrobić coś, co przywróciłoby szczęście dwojgu
młodym ludziom?
Było coś przejmującego w tej prośbie. Komisarz wyraził tym samym uznanie dla
przenikliwości i detektywistycznych zdolności tej nieśmiałej, niepozornej starszej pani.
Patrzył na nią z nadzieją w oczach.
Panna Marple odkaszlnęła i wygładziła koronki.
97
Trochę mi to przypomina Annie Poultny. Treść listu jest oczywiście zupełnie
jasna dla pani Bantry i dla mnie. Nie mam tu na myśli listu od pani Greene do Gertrudy,
ale ten drugi. Pan nie mógł tego zauważyć, bo mieszka pan na stałe w Londynie i nie ma
pan do czynienia w ogrodnictwem.
Słucham? zdziwił się sir Henry. Czego nie mogłem zauważyć?
Pani Bantry wyciągnęła rękę po katalog ogrodniczy. Otworzyła go i zaczęła czytać
donośnym głosem:
Dr Helmut Spath. Bez. Wspaniały kwiat o wyjątkowo długiej i mocnej łodydze.
Bardzo dekoracyjny. Uderzająco piękny.
Edgar Jackson. Pięknie uformowany kwiat z rodziny chryzantem, w kolorze soczy-
stej czerwieni.
Amos Perry. Kwiaty o kolorze jaskrawoczerwonym, bardzo dekoracyjne.
Tsingtau. Krzew ogrodowy o kwiatach jaskrawopomarańczowych, ścięte gałęzie
długo utrzymują świeżość.
Honor...
Pisane z dużej litery, przypominam pani szeptem podpowiedziała panna
Marple.
Honor. Przepiękny kwiat o białych lub różowych płatkach.
Pani Bantry z impetem zamknęła katalog i powiedziała z naciskiem.
Zwany inaczej georginią!
Proszę zwrócić uwagę, początkowe duże litery tworzą słowo DEATH * wy-
jaśniła panna Marple.
Ależ ten list przyszedł do samego Rosena zaoponował komisarz.
Sprytnie pomyślane rzekła starsza pani. To, jak i samo ostrzeżenie w nim
zawarte. Cóż pan Rosen mógł zrobić, gdy otworzył list, w którym były nie znane mu na-
zwiska ani nadawca? Z pewnością podał go do przeczytania swemu sekretarzowi.
Więc jednak...
Ależ nie! gwałtownie zaprzeczyła panna Marple. To nie on! Fakt, że nie
zniszczył tego listu, przemawia właśnie na jego korzyść, podobnie jak to, że zniszczył
list, który otrzymał z Niemiec, kierując tym samym podejrzenie na siebie. Wobec tych
faktów jego niewinność jeśli mogę się tak wyrazić aż bije w oczy.
Kto wobec tego...
Jest taka osoba. Pewne, że to ona, jak to, że słońce nigdy nie zajdzie na wschodzie.
Wtedy przy śniadaniu, gdy dr Rosen otworzył ten niezrozumiały dla niego list, wzięła go
do przeczytania nie wzbudzając żadnych podejrzeń. A pamiętacie, że otrzymała pocztą
katalog ogrodniczy...
Greta Rosen wymówił z wolna komisarz.
A więc jej wizyta u mnie...
*Death śmierć (ang).
98
Mężczyzn tak łatwo można oszukać współczująco powiedziała panna Marple.
Mówią, że to my, stare kobiety, jesteśmy przebiegłe i podejrzliwe. I mają rację, bo le-
piej znamy własną płeć. Nie wątpię, że Greta mówiła prawdę o przepaści, która ich dzie-
li. Templeton instynktownie podejrzewał ją o tę zbrodnię i nie potrafił tego ukryć ani
opanować odrazy. Sądzę, że przyszła do pana ze złości na niego. Sama czuła się bez-
pieczna, ale postanowiła zemścić się na nim skierowując pana uwagę na jego osobę. Bo
przecież dopiero po jej wizycie zaczął pan podejrzewać Templetona na dobre.
Ależ jestem pewny, że nie powiedziała nic przeciw niemu... zaczął komisarz,
ale panna Marple przerwała mu.
Jest pan mężczyzną, a Greta młodą, ładną dziewczyną. Do tego jeszcze jej roz-
pacz brzmiała tak naturalnie...
Popełniła zbrodnię i uszła jakiejkolwiek kary. To okropne! wyrzucał sobie ko-
misarz.
Oh, nie, sir Henry! Na pewno nie! przekonywała go starsza pani. Niech pan
w to nie wierzy, tak jak ja nie wierzę. Proszę sobie przypomnieć, co pan niedawno po-
wiedział. Los sam odbiera swoje długi. Przede wszystkim pamiętajmy, w jakim środo-
wisku obracała się w Niemczech wśród szantażystów i zbrodniarzy. W takim światku
nie żyje się długo, na pewno i ona marnie skończyła. Poza tym, jak pan sam stwierdził,
najważniejsi są ci niewinnie podejrzani. Pan Templeton, jak śmiem sądzić, ożeni się
pewnie ze swą kuzynką z Niemiec. To zaś, że podarł list od niej, wyglądało może podej-
rzanie, ale z innego powodu to zrobił, niż można było sądzić. Niewykluczone, że bał się,
by nie przeczytała go inna dziewczyna... Bo wydaje mi się, że zapomniał na jakiś czas
o swej kuzynce. Był jeszcze Dobbs, choć ma pan rację, że cała sprawa niewiele go ob-
chodziła. Ale ta biedna stara służąca, Gertruda... Przypomina mi bardzo Annie Poultny.
Służyła wiernie pannie Lamb, a gdy ta zmarła, podejrzewano ją o machlojki z testa-
mentem swej pani, choć nie było żadnych dowodów. Oddała tej rodzinie pięćdziesiąt lat
życia i to podejrzenie załamało ją zupełnie. Zmarła wkrótce, a niedługo potem okazało
się, że testament odnaleziono w tajemnej skrytce w puszce po herbacie, którą panna
Lamb sama zrobiła, by zabezpieczyć go w ten sposób. Ale dla Annie Poultny prawda
wyszła na jaw za pózno.
Dlatego najbardziej martwi mnie Gertruda. Gdy jest się starym, łatwo można ulec
zgorzknieniu. %7łal mi jej o wiele bardziej niż pana Templetona, który jest młody i pew-
nie prędko zapomni o krzywdzącym podejrzeniu u boku młodej, przystojnej panny.
Proszę, sir Henry, niech pan do niej napisze i zapewni, że jest wolna od jakichkolwiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]