[ Pobierz całość w formacie PDF ]
racyjnej.
Krótkie przywitanie z anestezjologiem i dwiema pie-
lęgniarkami, których imiona natychmiast wyleciały Ste-
phanie z głowy, odbyło się w małej, przylegającej do salki
szatni. Wkładając operacyjny strój, zastanawiała się, czy
jeszcze cokolwiek pamięta z dziedziny, z którą od dawna
nie miała do czynienia.
Chłopczyka, któremu podano mocne środki uspoka-
jające, przywieziono w towarzystwie matki do pokoju
przedoperacyjnego. Tutaj przejęły go pielęgniarki, które
przysunęły wózek do łóżka operacyjnego, na które go deli-
katnie przełożyły.
S
R
Miał już podłączone do klatki piersiowej przewody mo-
nitorujące i przyklejoną z tyłu głowy igłę kroplówki. Nie
wyglądał na starszego od Fanny...
Następnie Harry obejrzał prześwietlenia, a Stephanie
przestała myśleć o małym człowieczku i skoncentrowała się
na niezbędnych czynnościach.
- Natniemy skórę tutaj, wzdłuż linii włosów, i odwi-
niemy ją. Twoim zadaniem, Steph, jest pilnowanie, żeby
pozostała ułowiona. Ponieważ jest młody, a jego kości
wciąż rosną, będą się dobrze goić i zrastać, ale musimy
mieć pewność, że są poprawnie złożone, uwzględniając
położenie naczyń krwionośnych i wiązań nerwowych.
Kiwnęła głową, wiedząc, że nerw zakleszczony między
dwoma odłamkami kości może obumrzeć i że to grozi
miejscowym paraliżem.
Przez chwilę pracowali w milczeniu. Harry zaczął przy-
wracać delikatne kości chłopca do pierwotnej pozycji. Ale
przy górnej szczęce pojawił się problem. Była popękana
pod samym nosem chłopca i żeby uratować zęby, trzeba
było założyć specjalną płytkę. O ile jednak u dorosłego taki
aparat można umocować na stałe, o tyle u dziecka należało
go w przyszłości usunąć, by umożliwić dalszy wzrost.
- Gdyby miał stałe zęby, mógłbym je zadrutować, żeby
utrzymać kość na miejscu.
Słowa Harry'ego były odbiciem jej własnych obaw. Zro-
zumiała, że chciałby oszczędzić dziecku kolejnej operacji.
Jedna z pielęgniarek została wysłana po odpowiednio ,
małe płytki i śrubki. W tym czasie Harry usuwał odłamki
kości.
- Jak to się stało? - zapytała Stephanie anestezjologa,
który wcześniej oglądał dziecko.
S
R
- Jechał na rowerze, uderzył w krawężnik, przeleciał
przez kierownicę i uderzył w ceglany mur. Był w hełmie,
ale całe uderzenie poszło na twarz.
Zadrżała na myśl, jak łatwo o wypadek, ale kiedy Harry
musnął ją ramieniem, to choć dzieliło ich wiele warstw
ubrania, znalazła w tym pociechę.
Nie możesz mu ufać, powtarzała sobie, kiedy mu po-
magała ustawić płytkę, a potem przygotowywała odwiniętą
skórę do zszycia. Ale kiedy obserwowała, jak zakłada
ostatnie klamerki, starając się, żeby to wyszło jak najlepiej,
przypomniała sobie, jak kiedyś razem operowali, a także o
rodzącym się w niej uczuciu do niego, zanim między nich
nie wkroczył Martin.
- Zrobione! - oznajmił Harry, cofając się i ściągając rę-
kawice z wyrazem autentycznego zadowolenia i satysfakcji.
- Od lat nie. widziałem tak doskonałej roboty - po-
wiedział anestezjolog.
- Praktyka czyni mistrza - zażartował Harry.
Ale Stephanie podchwyciła słowo niestety", które
mruknął pod nosem, i domyśliła się jego posępnego zna-
czenia. I znów pomyślała o jego pracy nad rekonstrukcją
uszkodzeń i ubytków u dzieci. W Paryżu.
- Pójdę zobaczyć się z rodzicami - powiedział do niej. -
Przy okazji chciałbym tutaj jeszcze porozmawiać z paroma
osobami. Możesz wziąć samochód i wrócić do gabinetu.
Zatelefonuję, kiedy skończę, żebyś mogła po mnie przyje-
chać.
Mówiąc to, rzucił jej klucze, a ona automatycznie je
chwyciła, ale ponieważ jedną z osób, z którą chciał po-
rozmawiać, mógł być Bob Quayle, który miał tu swoje biu-
ro, zaprotestowała.
- Nie jestem twoim kierowcą!
S
R
Odrzuciła klucze, mając nadzieję, że ich nie złapie, ale
się pomyliła.
- Nie? - zdziwił się, unosząc brwi. - Wydawało mi się,
że składałaś propozycję robienia wszystkiego, o co cię po-
proszę, Steph. Wszystkiego!
Kluczyki wylądowały u jej stóp i zanim zdążyła wy-
myślić odpowiedz, Harry wyszedł z pokoju.
Zapieniła się z wściekłości, ale to niewiele pomogło.
Wyzwała go w myślach od najgorszych, z równie marnym
efektem.
Rzeczywiście powiedziałaś, że będziesz robić wszystko,
dopóki ci płaci jak lekarzowi, przypomniało jej sumienie.
Wszystko?
Tym razem, gdy powtórzyła to z tą samą intonacją, jakiej
użył Harry, przeszło ją miłe, jeśli nie rozkoszne mrowienie,
coś, czego nie czuła od dawna, z czym, jak sądziła, poże-
gnała się na dobre.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]