ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przywiązali. Przeżywałem tu katusze, czekając aż przez sufit wpadnie jakiś pocisk. Dwa razy
myślałem już, że tak się stało.
- Dwa razy? Sądziłem, że był tylko jeden wybuch.
- Zdaje się, że dwa - powiedział Dawson, wstając z łóżka. Skinął głową na krzesło. -
Niech mi pan pomoże włożyć spodnie. Sam chyba nie dam rady. Nie tymi rękami. Och, jakże
bym chciał spotkać jeszcze tego sukinsyna Roseau.
- Jak pańskie nogi? - zapytał Wyatt, pomagając mu się ubrać.
- W porządku.
- Będziemy musieli zejść kawałek po ścianie. Niewiele, byle tylko wydostać się na ulicę.
Myślę, że da pan sobie radę. Chodzmy.
Znalezli się na korytarzu.
- Trochę dalej jest dobrze przewietrzona cela - oznajmił Wyatt. - Tamtędy wyjdziemy.
Nagle w korytarzu zabrzmiało przerażająco głośne echo wystrzału. Kula odbiła się
rykoszetem od ściany tuż obok głowy Wyatta, obsypując go odłamkami kamienia. Przykucnął
gwałtownie i odwróciwszy się zobaczył Roseau, który szedł za nimi korytarzem, chwiejąc się
na nogach. Wyglądał strasznie. Mundur miał w strzępach, a prawa ręka zwisała mu luzno,
jakby była złamana. Trzymał rewolwer w lewej dłoni i może to uratowało Wyatta przed
następnym strzałem, który chybił.
- Tamta cela! - wrzasnął, popychając gwałtownie Dawsona.
Dawson przebiegł kilka metrów, dzielących go od drzwi i zatrzymał się w ostatniej
chwili, by nie zlecieć w przepaść, która niespodziewanie rozwarła mu się pod nogami.
Wyatt wycofywał się wolniej, obserwując uważnie Roseau, który szedł chwiejnym
krokiem po korytarzu. Roseau nie powiedział ani słowa. Wierzchem dłoni, która trzymała
broń, otarł krew z zaślepionych fanatyzmem oczu i poruszając szczęką wymierzył niepewnie,
aby oddać kolejny strzał. Kiedy rewolwer wypalił, Wyatt rzucił się do drzwi celi i usłyszał
wyraznie głuchy odgłos, gdy kula utkwiła we framudze.
- Tędy! - krzyknął Dawson i Wyatt przeszedł pospiesznie po gruzowisku na wąski
występ muru. - Jeżeli ten szaleniec tu się zjawi, będziemy musieli skakać.
- Równie dobry sposób na złamanie nogi, jak każdy inny - stwierdził Wyatt.
Poczuł pod palcami jakiś luzno leżący przedmiot i po chwili ściskał w dłoni kamień
wielkości pięści.
- Idzie - oznajmił Dawson.
Roseau przeszedł przez próg, powłócząc nogami. Najwyrazniej nie zdawał sobie sprawy,
że ma przed sobą przepaść. Ruszył niepewnie do przodu, wlepiając wzrok w Wyatta.
W chwili, gdy czubki jego butów nie miały już oparcia, podniósł trzymany w drżącej dłoni
rewolwer.
Wyatt rzucił kamieniem, trafiając Roseau w skroń. Rewolwer wypalił, a Roseau zatoczył
się i straciwszy grunt pod nogami runął twarzą w znajdujące się na dole rumowisko. Jego ręka
spoczęła na ramieniu martwego mężczyzny, jakby odnalazł zagubionego kompana,
a wzniesiony na nowo kurz pokrył po chwili otwarte, zdumione oczy zmarłego.
Dawson głęboko wciągnął powietrze.
- Chryste! Co za uparty sukinsyn! Dzięki, panie Wyatt.
Wyatt cały się trząsł. Stał plecami do ściany na występie muru i czekał, aż przestanie
dygotać. Dawson spojrzał w dół na ciało Roseau i rzekł:
- On chciał pana wrobić. Ale ja nie miałem z tym nic wspólnego, Wyatt. Niczego się ode
mnie nie dowiedział.
- Tak też myślałem - powiedział spokojnie Wyatt. - Zejdzmy na dół. Na razie nic się tu
nie dzieje, ale może się to cholernie szybko zmienić.
Schodzili powoli na ulicę. Dawson miał z tym trudności, gdyż bolały go ręce, ale Wyatt
pospieszył mu z pomocą. Kiedy stanęli na chodniku, Dawson zapytał:
- Co teraz robimy?
- Ja wracam do hotelu Imperiale - oznajmił Wyatt. - Muszę odnalezć Julie. Muszę
sprawdzić, czy jest jeszcze w St. Pierre.
- Którędy się tam idzie?
- Przez plac - odparł Wyatt, wskazując ręką kierunek. Zaczęli iść przez Place de la
Liberation Noire i Dawson patrzył
z przerażeniem na ślady masakry. Wokół leżały setki ciał. Zmuszeni byli je omijać, nie
mogli więc przejść w prostej linii więcej niż pięć metrów. W końcu dali za wygraną i zaczęli
stąpać po zwłokach.
W pewnej chwili Dawson odwrócił się i zwymiotował. Od dłuższego czasu nic nie pił
ani nie jadł, więc torsje były suche i wymuszone.
Wyatt kopnął jakiś przedmiot, który głucho zadzwięczał. Spojrzawszy pod nogi zobaczył
ściętą ludzką głowę. Patrzyły z niej pozbawione wyrazu oczy, a w lewej skroni widniała
potworna dziura.
Była to głowa spiżowego posągu Serruriera.
5
I
Causton maszerował przy akompaniamencie huku dział.
Pocił się w upalnym słońcu, wydłużając krok w odpowiedzi na chłoszczące komendy
sierżanta i zastanawiał się, jak wybrnie z tej opresji. Gdyby na kilka minut zdołał wyjść
z szeregu, wystarczyłoby tylko ściągnąć mundur, rzucić karabin i byłby znów cywilem. Ale
nie miał na to większych szans. Byłych dezerterów obserwowali pilnie żołnierze uzbrojeni
w erkaemy oraz oficer, którego wożono bez przerwy dżipem z jednego końca kolumny na
drugi.
W pewnej chwili Causton lekko się potknął. Wyrównał zaraz krok, ale idący obok niego
człowiek odwrócił się i powiedział coś w miejscowym języku patois, najwyrazniej zadając
mu pytanie. Causton udał niemowę - najdosłowniej w świecie. Wykonywał palcami jakieś
skomplikowane ruchy, mając w Bogu nadzieję, że tamten nie pozna się na oszustwie.
Mężczyzna piskliwie zachichotał, szturchając w plecy idącego przed nim żołnierza.
Najwyrazniej uznał to za świetny dowcip, że mają w swoim gronie niemowę i na Caustona
zwróciły się ciekawskie spojrzenia. Miał nadzieję, że pasta do butów na jego twarzy nie
spłynie razem z potem.
Słyszał w niewielkiej odległości strzały z ręcznej broni: terkot cekaemów i bardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta