[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Conan powstrzymał cisnące mu się na usta szydercze słowa. Po trzęsieniu ziemi nie
mógł pozwolić sobie na niedocenianie potężnej magii swego przeciwnika.
Gdyby udało się nam przekonać satyrów, żeby poszli z nami, zabierając swoje
piszczałki powiedział Prospero niewiele by znaczyło, że jest nas tak mało.
Ale postanowili nie opuszczać swych domostw w Puszczy Broceliańskiej uciął
Conan.
Mogłeś pochwycić starego Zudika jako zakładnika, żeby ich zmusić odrzekł
Prospero.
Ja tak nie postępuję mruknął Conan. Zudik okazał się przyjacielem w
potrzebie. Nie wykorzystałbym go wbrew jego woli.
Trocero uśmiechnął się łagodnie.
Czyż nie ty sam szydziłeś z księcia Numidora za honorowe postępowanie.
Conan chrząknął.
U prymitywnych istot wódz ma niewiele władzy. Poza tym wątpię, czy gdyby
nawet poprzysięgli Zudikowi wierność w doli i niedoli, to pokonaliby swój lęk przed otwartą
przestrzenią. Zamiast zajmować się duchami martwej przeszłości, stańmy twarzą w twarz z
przyszłością! Czy zwiadowcy nie donieśli czegoś nowego o armii Ulrica?
Nie meldowali o tym powiedział Trocero z wyjątkiem tego, że dzisiaj z
daleka ujrzeli kilku jezdzców, którzy szybko zniknęli z pola widzenia. Nie wiemy, kim byli,
ale założyłbym się, że baronowie z Północy wciąż opózniają marsz hrabiego Ulrica.
Jutro rzekł Conan wezmę oddział i sam pójdę na zwiad. Reszta niech podąża
jak dotąd.
Generale sprzeciwił się Prospero nie powinieneś się tak narażać! Dowódca
powinien pozostawać za liniami obronnymi, skąd może nadzorować żołnierzy, a nie
ryzykować życie jak jakiś bezdomny awanturnik.
Conan zmarszczył brwi.
Jeżeli ja tu dowodzę, to będę dowodzić tak, jak uważam za najlepsze! Widząc
zaś zmartwione oblicze Prospera, dodał z uśmiechem: Nie bój się, nie zrobię nic
nierozważnego, ale nawet generał musi czasami dzielić niebezpieczeństwa swoich ludzi. Poza
tym, czyż nie jestem bezdomnym awanturnikiem?
Wydaje mi się burknął Prospero że po prostu dajesz upust swej
barbarzyńskiej żądzy bezpośredniego starcia.
Cymmerianin nie odpowiedział, ale uśmiech na jego twarzy nabrał nagle wilczych
cech.
Droga ciągnęła się jak złota wstęga przed zwiadowcami rozglądającymi się uważnie
na wszystkie strony. Na czele jechał Conan, mając u boku kapitana Gyrto. Jezdzcy sunęli
wśród falistych pagórków z lancami opartymi o strzemiona. Kilku pojedynczych
zwiadowców kluczyło po bokach zataczając szerokie koła po płowych polach i sprawdzając
pobliskie zagrody.
Wieśniacy pracujący na roli przerywali robotę i opierając się na grabiach lub
motykach przyglądali się przejeżdżającym zbrojnym. Kilku zdobyło się na powitalne okrzyki,
większość jednak zachowywała ponure milczenie. Co jakiś czas Conan spostrzegał kobiety
spieszące, by ukryć się przed wojskiem.
Czekają, kto zwycięży stwierdził Gyrto.
I bardzo dobrze rzekł Conan bo jeśli przegramy, wszyscy, którzy nam
pomogli, drogo za to zapłacą.
Za następnym wzniesieniem w płytkiej dolinie znajdowała się większa wieś.
Niewielki strumień wił się za chałupami z cegieł z suszonej na słońcu gliny, zdążając na
wschód ku Khorotasowi. W wolno płynącej wodzie odbijały się pochylone wierzby.
Wieś, która dawała schronienie kilku setkom dusz, nie miała jakiejkolwiek ochrony.
Dziesięciolecia pokoju rozleniwiły mieszkańców tak bardzo, że pozwolili, by stare wały
obronne zostały rozmyte przez deszcze i porosło je zielsko. Wieśniaków nie było nigdzie
widać.
Tutaj jest za spokojnie mruknął Conan. W taki pogodny dzień jak dziś
powinno być widać krzątających się ludzi.
Być może odsypiają południowy posiłek zasugerował Gyrto. Albo wszyscy z
wyjątkiem starców pracują na polach.
Za pózno na to orzekł Cymmerianin. Nie podoba mi się to.
Może ukryli się, obawiając się czegoś?
Wyślij tam dwóch ludzi. My zaczekamy tutaj powiedział Conan.
Dwaj zwiadowcy zjechali z łagodnego stoku i zniknęli pomiędzy chałupami. Wkrótce
pojawili się ponownie, dając znaki, że wszystko jest w porządku.
Rozejrzyjmy się sami powiedział Conan.
Gyrto wydał rozkaz i oddział ruszył kłusem w stronę wioski.
Domy o sczerniałych z brudu ścianach stały ciche i posępne. Powstańcy spoglądali na
nie z zaniepokojeniem. Wciąż nie było widać ani śladu mieszkańców. Panowała głucha cisza.
Być może odezwał się Gyrto chłopi usłyszeli o dwóch zbliżających się
armiach i uciekli, by nie trafić między młot i kowadło.
Conan wzruszył ramionami i poluzował miecz w pochwie. Po obu stronach drogi
wznosiły się niskie chaty z grubymi strzechami. Drzwi jednej z nich były otwarte, w środku
widać było stoły i ławy. Wymalowany nad wejściem kufel świadczył, że była to wiejska
piwiarnia lub zajazd. Dalej, w pewnej odległości od drogi, stała budowla przypominająca
dużą szopę. Porozrzucane żelazne sztaby, kleszcze i palenisko świadczyły, że była to kuznia.
Złe przeczucie podniosło włosy na karku Cymmerianina.
Conan obejrzał się i zobaczył, że ostatni powstańcy wjechali już pomiędzy domy.
Cały oddział stłoczył się na drodze biegnącej środkiem wioski.
Wyborne miejsce na atak z zasadzki stwierdził Conan. Daj znać ludziom,
żeby przejechali jak najprędzej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]