ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uskoczył w bok i zarżał.
- Hale, parobku żydowski! %7łreć to byś choć i czysty owies żarł, a do roboty cię nie ma, bez bata, jucho,
z miejsca nie ruszysz, co?
Wyminął go i zajrzał do zróbki, co stała przy ścianie samej i już z daleka wyciągała do niego
kasztanowaty łeb ze strzałką białą na czole i rżała cicho.
- Cichoj, mała, cichoj! Podjedz se ano, bo pojedziesz z gospodarzem do miasta! - Uwił kłak siana i
wyczyścił jej bok zawalany. - Tyla klacz, że już do ogiera czas, a świniaś. Utytlesz się zawdy kiej
maciora - pogadywał wciąż i poszedł do chlewów wypuścić świnie, bo kwiczały, a Aapa chodził za nim i
zaglądał mu w oczy.
- Zjadłbyś i ty, co? To naści-że chlebaszka, naści! Wyjął zza pazuchy kawałek i rzucił, pies pochwycił i
schował się do budy, bo świnie ano leciały mu wydrzeć.
- Hale, te swynie to kiej człowiek niektóry, aby ino chycić cudze i zechlać...
Zajrzał do stodoły i długo patrzył na wiszącą u belki krowę
- Głupie to jeno bydle, a i temu na koniec przyszło. Widzi mi się, co jutro zgotują mięsa... Tyle i z
ciebie, biedoto, że człek se podje w niedzielę...
Westchnął do tego jadła i powlókł się budzić Witka...
- Słońce ino, ino - zarno się pokaże... Krowy trza wypędzać.
Witek mamrotał coś, bronił się, przykładał do kożucha, ale w końcu wstać wstał i łaził ociężały i senny
po podwórzu.
Gospodarz zaspali dzisiaj, bo słońce już weszło i rozczerwieniło szrony, i zapaliło łuny w wodach i
szybach a z chałupy nikt się nie pokazywał...
Witek siedział na progu obory i podrapywał się zajadle, i przeziewał, a że wróble poczęły zlatywać z
dachów do studni i trzepać się w korycie, to przyniósł drabkę i wlazł pod okap zajrzeć do gniazd
jaskółczych, bo cicho tam jakoś było.
- Pomarzły czy co?
I jął wyciągać delikatnie pomorzone ptaszki i kłaść je za pazuchę.
- Kuba, wiecie, nie żyją, o! - Pobiegł do parobka i pokazywał sztywne, pogasłe jaskółki. Ale Kuba wziął
ino w rękę, przyłożył do ucha, dmuchnął w oczy i rzekł:
- Zdrętwiały, bo przymrozek galanty. Ale że to głupie nie poszły jeszcze do ciepłych krajów, no no... - I
poszedł do swojej roboty.
A Witek siadł pod chałupą, w szczycie, bo słońce już tam dochodziło i oblewało bielone ściany, po
których i muchy łazić poczynały; wyciągał zza koszuli te, które już ogrzane nieco jego ciałem, gmerały
się trochę, churchał na nie, rozdziawiał im dziobki, poił z ust własnych, aż ożywiały się, otwierały oczy i
poczynały wydzierać się do ucieczki; wtedy prawą ręką czaił się po ścianie i raz w raz zagarnął jaką
muchę, nakarmiał nią i puszczał.
- Lećta se do matuli, lećta -szeptał, patrząc jak jaskółki siadały na kaletnicy obory, czesały się
dziobkam i szczebiotały jakby dziękczynienia
A Aapa siedział przed nim na zadzie i skomlał uciesznie, a co który ptaszek wyfruwał, rzucał się za nim,
biegł kilka kroków i zawracał z powrotem stróżować.
- Ale, złap wiater w polu - mruczał Witek i tak się zatopił w rozgrzewaniu jaskółek, że ani widział, kiedy
Boryna wyszedł zza węgła i stanął przed nim.
- Ptaszkami się, ścierwo, zabawiasz, co?
Porwał się, by uciekać, ale już gospodarz chycił go krótko za kark i drugą ręką szybko odpasywał
szeroki, twardy pas rzemienny.
- A dyć nie bijcie, a dyć! zdążył krzyknąć jeno.
- Takiś to pastuch, co? Tak to pilnujesz, co? Najlepsza krowa się zmarnowała, co?... Ty znajdku, ty
pokrako warsiaska! Ty! - I bił zapamiętale, gdzie popadło, aż rzemień świszczał, a chłopak wił się kiej
piskorz i wrzeszczał:
- Nie bijta! Loboga! Zabije mię! Gospodarzu!... O Jezu ratujta...
Aż Hanka wyjrzała z chałupy, co się dzieje, a Kuba splunął i schował się do stajni.
A Boryna łoił go rzetelnie, wybijał mu na skórze swvoją stratę tak zajadle, że Witek miał już gębę
posinioną i z nosa puściła mu się krew, krzyczał wniebogłosy i cudem jakimś się wyrwał, chwycił się
obu rękami z tyłu za portki i gnał w opłotki.
- Jezu, zabili mę, zabili mę! - ryczał i tak pędził, aż mu reszta jaskółek wylatywała zza pazuchy i
rozsypywała się po drodze.
Boryna pogroził jeszcze za nim, opasał się i wrócił do chałupy, i zajrzał na Antkową stronę.
- Słońce już na dwa chłopa, a ty się jeszcze wylegujesz! - krzyknął do syna.
- Zmogłem się wczoraj kiej bydlę, to muszę się wywczasować.
- Do sądu pojadę... Zwiez ziemniaki, a jak ludzie skończą kopanie, to zagnać je do grabienia ściółki, a [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta