ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się z niebezpieczeństwem, jakie skrywało w sobie jezioro.
TO ONA
TO NIE ONA
Anaíd podniosÅ‚a siÄ™, chwyciÅ‚a brzozowÄ… różdżkÄ™ i kilkoma znaczÄ…cymi
miauknięciami nakazała kotu pozostać na miejscu. Ruszyła ostrożnie, badając teren
wyciągniętą przed siebie witką. Powinna odnalezć miejsce, gdzie zgodnie z tym, co
twierdziły duchy, łączą się ze sobą dwa światy.
Szła od skały do skały, powoli, bardzo powoli,wyzbywając się słuchu, wzroku i
dotyku. Oddała się we władanie instynktu, postępowała zgodnie ze wskazówkami
różdżki, która poruszała się we wszystkie strony, aż zatrzymała się i wskazała jej
dokładnie punkt, gdzie powinna stanąć.
Anaíd zaintonowaÅ‚a pradawnÄ… melodiÄ™ i rytmicznie pomachaÅ‚a różdżkÄ… raz i
drugi. Opuściła własne ciało i zanurzyła się we wspomnieniach wypełnionych
obrazami Selene, jej głosem, intensywną rudą barwą jej włosów, bielą uśmiechu, siłą
jej uścisku. Wezwała ją, wykrzyczała jej imię i gorąco zapragnęła ją zobaczyć,
usłyszeć. Czuła, że jest blisko niej.
Aż nagle... upadek.
Anaíd spostrzegÅ‚a, że pod stopami ma próżniÄ™.
Spadała, spadała, spadała.
Z każdą chwilą coraz szybciej, z każdą chwilą prędkość coraz bardziej
przyprawiała ją o zawrót głowy. Wokół panowała ciemność i cisza.
Pikowała w przepaść bez dna. Przerażenie dręczyło ją i paraliżowało ciało.
O spadała, spadała, spadała przez czas, który wydawał jej się wiecznością, i gdy
tak zanurzała się w nicość, wystraszona i niewinna, podjęła rozpaczliwą próbę
odnalezienia w próżni czegoś, czego mogłaby się uchwycić.
Bliska utraty wszelkiej nadziei, usłyszała miauczenie dobiegające z niedalekiej
odległości. Apollo! Apollo nie posłuchał swojej pani i spadał razem z nią. Och, nie!
Apollo!
Anaíd zapomniaÅ‚a o sobie i siÅ‚y, które jÄ… opuÅ›ciÅ‚y, nagle powróciÅ‚y, pozwalajÄ…c jej
uchwycić Apolla. Poszło gładko. W chwili gdy pomyślała o swoim kotku i rozłożyła
ramiona, by go złapać, poczuła, że prędkość opadania maleje.
Zmalało też poczucie strachu.
Przestała się bać, pochwyciwszy Apolla. To o to chodziło! Strach sprawiał, że
spadała w przepaść!
Objęła drżące zwierzątko. Starała się je uspokoić, drapiąc między przednimi
Å‚apkami.
I zrozumiała wtedy, że wszystko zależy od stopnia jej determinacji.
Teraz nie odczuwała strachu. Pragnęła ujrzeć Selene. Nie bała się niepewności ani
ciemności, nie bała się próżni ani nicości. Wyciągnęła przed siebie rękę i ponownie
wezwała Selene.
I oto rzeczywiście napotkała dłoń, której mogła się uchwycić.
Złapała tę dłoń i zawisła w próżni. Wstrzymała oddech, gdy zorientowała się, do
kogo należy ręka powstrzymująca jej upadek. Była delikatna i zimna. To ręka Selene.
Rozpoznała ją po zapachu, chociaż w dotyku się zmieniła, w innym rytmie bił puls;
trzęsąc się nerwowo, raz po raz próbowała się wycofać. Nie zrobiła tego, gdyż
pragnienie Anaíd, żeby pozostaÅ‚a w miejscu byÅ‚o tak mocne, tak potężne,m że rÄ™ka
Selene musiała być mu posłuszna.
W końcu Selene przemówiła. Jej głos wibrował, tak jak drżała jej ręka. Biła z niego
niepewność, tak jak niepewna była przestrzeń, którą wypełniał. Dobywał się z mroku,
który pozbawiÅ‚ go radoÅ›ci i Å›wieżoÅ›ci, jakie pamiÄ™taÅ‚a Anaíd.
- Nie zbliżaj siÄ™, Anaíd, nie szukaj mnie. Odejdz, Anaíd, nie przychodz wiÄ™cej.
SiÅ‚a smutnego gÅ‚osu i drżącej rÄ™ki przeważyÅ‚a nad wolÄ… Anaíd. PociÄ…gnęła jÄ… do
góry, odrzucając, ciskając daleko, jak najdalej od siebie.
Miauczenie Apolla Å‚amaÅ‚o jej serce. Kotek spadaÅ‚ w gÅ‚Ä…b studni, a Anaíd,
wypchnięta ku światłu, w żaden sposób nie była w stanie mu pomóc.
Potem Å›wiat siÄ™ rozpÅ‚ynÄ…Å‚ i Anaíd straciÅ‚a przytomność.
Obudziła się wiele godzin pózniej, obolała i wystraszona. Ktoś podawał jej wodę
i głaskał po twarzy.
- Mama  wyszeptała przez sen.
Ale otworzywszy oczy, zorientowała się, że nie przebywa nad jeziorem.
Znajdowała się przy przydrożnym zródle, a dłonie, które ją tuliły, należały do pani
Olav.
- Wreszcie. Jak się czujesz, ślicznotko?
Anaíd nie byÅ‚a w stanie od razu odpowiedzieć. WstrzÄ…snÄ…Å‚ jÄ… dreszcz i
przypomniała sobie rękę, która głaskała ją kilka godzin wcześniej. Była zimna,
lodowata, ręka matki, lecz wyzbyta miłości. Dziewczynka zacisnęła pięści tak
mocno, że aż paznokcie wbiły się w skórę. Selene odwróciła się od niej i zakazała jej
zbliżać do siebie.
- Zimno ci? No, chodz, okryj siÄ™.
I pani Olav przykryÅ‚a jÄ… kocem, który przyniosÅ‚a ze swojej terenówki. Anaíd
podziękowała jej i poczuwszy, że jest już bezpieczna, pozwoliła ujść
nagromadzonym emocjom. Zaszlochała cicho.
- Popłacz sobie, wypłacz się, to pomaga. - Pani Olav przytuliła ją do siebie.
Anaíd nie daÅ‚a siÄ™ prosić. Zwinęła siÄ™ w kÅ‚Ä™bek, wstrzÄ…sana intensywnym
łkaniem, z każdą chwilą coraz bardziej dramatycznym. Płakała, ponieważ została
odepchnięta przez własną matkę, bo straciła swojego kota, czuła się samotna i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta