[ Pobierz całość w formacie PDF ]
%7ładnych prochów zaprotestował chłopak. Muszę wracać do
mojego gangu.
Gangu? zainteresował się Benedict.
Wcale mu się to nie podobało. Jeszcze raz wyjrzał z furgonetki, aby
sprawdzić, czy Darla nie nadchodzi.
Musimy ich bronić odezwał się jeden z chłopaków.
Tamci są na naszym terenie wyjaśnił ich przywódca. Mamy prawo
się bronić.
Ledwo cię opatrzyliśmy, a ty idziesz naparzać się dalej? spytał
Benedict, patrząc mu prosto w oczy.
Tak odparł, olbrzym i ku zaskoczeniu Benedicta wyszczerzył zęby
w uśmiechu. Równy z ciebie gość.
W tej samej chwili drzwi furgonetki otworzyły się i kolejny chłopak
wetknął głowę do środka.
Niedzwiedz? Zmywamy się. Gliny już tu są.
Niedzwiedz wstał, popatrzył na Benedicta, Hamiltona i Jordanne i
powiedział:
Postaramy się, żeby nic się wam nie stało.
Kiedy wyszedł, Hamilton zaczął przygotowywać nowy zapas środków
118
R
L
T
opatrunkowych.
Jeśli zaczną się bić...
... nie damy rady dokończyła Jordanne. Musimy wezwać kogoś do
pomocy dodała, a widząc, że Benedict znowu uchylił drzwi, spytała: Co
się z tobą dzieje?
Darla mruknął gdzieś tam jest.
Dlaczego? I co ona tam robi o tej porze? zdziwił się Hamilton.
Eee... zawahał się Benedict bo widzisz, ona...
Nie chciał zdradzać sekretu Darli.
Ojej! wykrzyknęła Jordanne. Jasne włosy, brązowe oczy. To ona
jest tym tajemniczym aniołem, prawda?
Benedict opuścił na moment powieki, lecz nie zaprzeczył. Sięgnął po
kurtkę.
Muszę ją znalezć. Jeśli coś złego się jej stanie...
Jordanne spojrzała na niego i skinęła głową.
Idz, damy sobie z Hamem radę. Zawiadomiłam centralę i policję o
sytuacji.
Dobrze. I zawiadom szpital. Niech oddział ratunkowy będzie w
pogotowiu.
Benedict schował komórkę do kieszeni.
Wiesz, gdzie jej szukać? spytał Ham. Tam robi się gorąco.
Mniej więcej wiem.
Uważaj na siebie.
I ty też.
Benedict wysiadł z furgonetki, podniósł kołnierz kurtki i ruszył w
kierunku ulicy, na której Darla zazwyczaj parkowała. Idąc, rozglądał się na
boki. W furgonetce starał się nie ulegać panice, ale teraz czuł niepokój.
119
R
L
T
Gdzie jesteś? Gdzie jesteś? szeptał.
Skręcił w jedną ciemną ulicę, potem w następną, jeszcze ciemniejszą.
Nagle z cienia wyłoniła się grupa młodych ludzi.
Hej! Ty tam! Zabieraj się stąd! To nie pora na przechadzki!
Benedictowi zdawało się, że rozpoznaje głos. Obejrzał się. Z tyłu zbliżała się
druga grupa chłopaków. Zorientował się, że szukając Darli, wszedł na wrogie
terytorium. Mówiłem, żebyś się zabierał warknął ten sam głos.
Niedzwiedz? spytał z niedowierzaniem.
Benedict?
Benedict odwrócił się gwałtownie. Darla. Nic jej nie jest, żyje, pomyślał
z ulgą. W następnej chwili z tyłu głowy poczuł ogłuszający ból.
Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Starał się odgadnąć, co się dzieje,
gdzie jest Darla, wymówić jej imię, lecz nie mógł. Zapadł się w ciemność.
120
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Ben! Ben! Darla odchodziła od zmysłów ze zdenerwowania.
Szybciej! Na miłość boską, szybciej! popędzała kierowcę karetki. Potem
znowu przemówiła do Bena: Obudz się. Nie wolno ci spać.
Zciskała jego dłoń, zaklinała w duchu, by otworzył oczy, spojrzał na nią,
dał znak, że nic mu się nie stało. Musisz być zdrowy, musisz być zdrowy,
powtarzała w myślach. Kiedy zobaczyła, jak po uderzeniu w głowę Ben pada
na ziemię, jej serce zamarło. Przez ułamek sekundy nie miała pojęcia, co
robić. Całe życie, obojętnie, w jak dramatycznym położeniu się znalazła,
miała jakiś pomysł, jakiś plan działania. Dzięki temu udawało jej się panować
nad sytuacją. Zawsze myślała trzezwo, zawsze starała się znalezć jakieś
wyjście, zawsze to ona dyktowała warunki.
A teraz Benedict został zaatakowany przez członków gangu, którzy
usiłowali wedrzeć się do domu, gdzie schroniła się grupka kobiet.
Niedzwiedz i jego chłopaki bronili kobiet, ale nie zdążyli obronić Bena.
Dojeżdżamy odezwał się kierowca.
Z karetki zadzwonili do szpitala i uprzedzili, kogo wiozą.
Ben? Ben? Azy zamgliły jej oczy. Kocha go. Teraz mogła to sama
przed sobą przyznać.
Kocha tego nieznośnego, opiekuńczego, zwariowanego faceta, który
zdołał przebić się przez pancerz, jakim się otoczyła, zaakceptował ją taką,
jaka jest, i pragnął spędzać z nią jak najwięcej czasu.
Ben? odezwała się znowu, lecz on wciąż był nie przytomny.
Ratownicy wprowadzili nosze do boksu zabiegowego. Darla
natychmiast objęła dowodzenie i surowym tonem wydawała polecenia
121
zespołowi: prześwietlenie, podstawowe gadania. Cały czas jednak nie
puszczała dłoni Benedicta.
Ben, obudz się szepnęła i nachyliła się nad nim. Potrzebuję cię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]