[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ojciec: Neptun mu było, przed świętami kupiłem.
Ja: Właśnie. Wigilia, ty, mama, a\ dwa zapasowe talerze stawiasz. Ja: Ten pierwszy dla
wędrowca. A dla kogo drugi, mamo? A ty: Dla Telewizji.
Ojciec: Pamiętam, nalałeś do miski barszczu i powiedziałeś: Ciekawe, czy ona wypije. I -
wypiła! Jak to, Jędrek, zrobiłeś? Co za sztuczka? Na naszych oczach było!
Ja: Weszła Irena Dziedzic. Barszczyk wypiła. Zaśpiewała W \łobie le\y, któ\ pobie\y".
Podziękowała. I wyszła.
Ojciec: Powa\nie powiedz.
Matka, do ojca: On \artuje. Ale, hm. Tak mogło być. A co, nie była ona jak z bajki?
Czarodziejka! Królowa!
Ojciec: Teraz za du\o programów, ka\dy ogląda co innego. A wtedy jeden program był. I
rano, czy to budowa, czy biuro - wszyscy o wczorajszym odcinku gadali. Telewizja wtedy
ludzi jednoczyła.
Matka: I nie zatruwała. Nadzieję dawała.
Ojciec, do mnie: Zakochaliśmy się w telewizji, zaufaliśmy. A ona? Zdjęła majtki, rach-ciach,
puszcza się, handluje! Dlaczego, Jędrek? Co się stało?
Matka: To się stało, Zeflik, \e to nie telewizja - to cały świat skręcił na handel i rozpustę!
Kopię, gracuję, oklepuję zagony i grządki w warzywniku i rozmyślam, synu, o ró\nicy
między pracą w siłowniach, salach treningowych, fitness-klubach a tą. Z tej wyrosną kapusta,
cebula, słoneczniki. A co z rozciągania ekspan-dera, machania hantlami? Poprawiona
sylwetka. Moda. Pró\ność.
213
Matka, na kolanach (ale w nakolannikach), cierpliwie wtyka jakieś nasionka w rowki. (Co
zasiewa się tak wcześnie? Kiedyś wiedziałem). Przyklepuje gołą dłonią. Anie przesil się,
poucza mnie, nienawykły do szpadla, jutro ręką ni nogą nie ruszysz. Sfolguj, synku.
Więc folguję. Stoję przy niej, oparty na trzonku szpadla, podpytuję. O młodość.
Opowiada, nawet chętnie. Mo\e z nadzieją, \e przeka\ę tobie i Małgosi? A wy - waszym
następcom?
Wnukowie zawsze podobniejsi są do dziadków ni\ do rodziców. Bo przeciw rodzicom się
buntują. Myślałeś o tym? Ojciec mi mówił, \e charakter mam jak dziadek. In\ynierski
(dziadek cieślą był). A ty, synu, bli\ej twojego dziadka jesteś. Lekkoduch, artysta.
Masz te\ wiele z babki, tak, powinieneś przyjechać tu na dłu\ej. Przypatrzeć się. Wsłuchać.
Póki \yją.
Pewnie nie wiesz, \e ta babulka, choć nie była pięknością, powodzenie miała nadzwyczajne.
Teraz podobna do Mieczysławy wiklińskiej w Drzewa umierają stojąc" (na pewno
widziałeś zdjęcia, ja oglądałem jąna scenie). Na fotografiach z młodości - wypisz, wymaluj
Gra\yna Bukowska ( Wiadomości", TVP1,19.30 z dziesięć lat temu -kojarzysz?). Chodzili za
nią przystojniejsi i bogatsi ni\ ojciec (tu wymieniła parę imion i nazwisk z Borowa). Była
siedem lat młodsza - zakochała się w ojcu jako dwunastolatka. Ach, jak on śpiewał te
wojenne pieśni! Ciemna dziś noc", Deszcz, jesienny deszcz", Hej, chłopcy, bagnet na
broń". A potem: Jak przygoda, to tylko w Warszawie", O Nowej to Hucie piosenka", Tam
za górą jest granica, na granicy jest stra\nica". A te sercowe piosenki! To ostatnia niedziela".
Pamiętam twoje oczy dzikie, z rozkoszy nieprzytomne". A Chryzantemy złociste w
kryształowym wazonie". Niektórzy mają uroczne oczy. Oczami taki rozpala i obezwładnia.
Twój ojciec, Ondrasz-ku, miałuroczny głos. Podlotką będąc, podsłuchiwałam pod oknami
weselnymi. Latem zabawy były u Hanusiaka pod gru-
214
szą, na deskach - to w krzakach się chowałam, \eby posłuchać. Jak skończyłam siedemnaście,
pozwoliła mi matka chodzić na zabawy. Kiedy on śpiewał, wolałam skryć się w kącie i
słuchać ni\ tańczyć. W głosie miał tyle czułości i siły, \e wiedziała: takiego czułego głosu nie
mo\na mieć bez czułego serca. Rok przepracowała w hufcach Słu\by Polsce" (uciekła z
domu a\ do Nowej Huty), poznała tam wielu fajnych chłopców -ale wróciła do Borowa, do
Zeflika - z tęsknoty za tym jego głosem.
Ja: Zeflik"? Mój Karol te\ przekręca imiona, nazwiska. Czy to nie od ciebie?
Matka: W hufcach była zbieranina z ró\nych stron. Zeflik -tak mówili na Józefów Zlązacy.
Podobało mi się. Czy\ nie ładniejsze Zeflik" od naszych Ziutków, Józwów? Ondra-szek - nie
ładniej od Andrzeja czy Jędrka? A Karlik - nie weselsze ni\ Karolek?
A ja to od dziecka chciałam nazywać się Kasia, wypaliła. Kasia, Kaśka, Katarzyna. Piękne
imię. W kościele jest w bocznym ołtarzu obraz świętej Katarzyny, od maleńkości lubiłam ten
obraz-----
Ja zadr\ałem!
Upewniłem się: Katarzyna? Wydaje mi się, \e święty Józef?
Ona: Tak, w męskiej nawie - święty Józef. Ale w naszej, babskiej - po lewej stronie - święta
Katarzyna. Była i jest.
Ja: Aha. To dlatego Kasi dałaś Kasia"?
Matka: Mhm.
Ja: A czy nasza Kasia jest podobna do tej z obrazu?
Matka: Nie. Chyba nie. Nasza Kasia szatynka. A ta na obrazie - blondynka.
A\ zaiskrzyło mi w mózgu od skojarzeń! Przecie\ Ty, Catherine, włosy te\ miałaś ciemne!
Muszę zobaczyć ten obraz, powiedziałem.
Matka: To jutro. Dziś ju\ kościół zamknięty. Za pózno. A co? To wa\ne?
215
Ja: Zobaczymy. A dlaczego swojego imienia nie lubiłaś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]