[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jasne. W najgorszym razie wsiądzie w samochód i pojedzie do matki.
- Nie ma sprawy. Jest przecież mama. Chyba już wydobrzała po przeziębieniu -
oznajmiła Hallie z radosnym uśmiechem.
Julie i Jason wymienili spojrzenia, niepewni, które ma wyprowadzić ją z błędu.
- Mama wyjechała na weekend - oznajmiła wreszcie Julie.
Hallie poczuła ucisk w żołądku.
- Wczoraj czuła się już zupełnie dobrze, a dzisiaj rano przyjaciółka zaproponowała jej
wyjazd do Vegas. Namówiliśmy ją z Jasonem, żeby się zdecydowała.
Szkoda, że mnie nikt nie zapytał, pomyślała Hallie w przypływie rozpaczy. Teraz,
jeśli coś się zdarzy, nie znajdzie znikąd pomocy. Będzie zdana wyłącznie na własne siły. Nie
licząc sąsiadów.
Gdy tylko samochód Jasona zniknął za zakrętem, Ellen się obudziła.
Sześciomiesięczne niemowlę, jak się okazało, wcale nie jest głupie i dobrze wie, o co chodzi.
Mała natychmiast pojęła, że kobieta, która ją trzyma w ramionach, to ani mama, ani babcia.
Aypnęła na Hallie i wydarła się tak, że aktorka z horrorów mogłaby jej pozazdrościć takiego
wrzasku.
- Cicho, maleńka, cicho, to ja, cioteczka Hallie - przemówiła Hallie zdesperowanym
głosem. - Nie pamiętasz mnie?
Najwyrazniej nie pamiętała, ale trudno ją było za to winić, skoro widziała ciotkę
raptem kilka razy w czasie rodzinnych spotkań, i to w otoczeniu znajomych twarzy. Teraz
zostały tylko we dwie i Ellen zdecydowanie się to nie podobało.
- I co, McCarthy, nadal powiadasz, że chcesz być matką? - powiedziała Hallie sama
do siebie.
Jeśli nie potrafiła uspokoić Ellen, może przynajmniej sobie doda otuchy.
Macierzyństwo to przecież nie tylko zasypki i gaworzenie. Ma teraz okazję, żeby czegoś się
nauczyć, oswoić, wprawić. Postanowiła być cierpliwa i kołysała małą tak długo, aż wrzaski
przeszły w żałosne kwilenie. Gdy w drzwiach kuchennych pojawiła się Meagan, Hallie miała
ochotę ją ucałować.
- To twoja siostrzenica?
- Nie oswoiła się jeszcze ze mną. - Hallie czuła, że musi jako usprawiedliwić
niezadowolenie niemowlaka.
- Może ma mokro?
Pielucha! %7łe też Hallie o tym nie pomyślała.
- Moje biedne maleństwo - zagadnęła czule i zaczęła rozpakowywać przyniesioną
przez Julie torbę: słoiczki z jedzeniem, butelki, kocyki, gryzaczki, żółta gumowa kaczka,
szczotka, grzebień, smoczek, skarpetki, trzy pary bucików, ale ani jednej pieluchy.
- Może są w drugiej torbie - podsunęła Meagan.
Oczywiście: ogromny zapas pieluch, zasypka, oliwka i puszysty, błękitny miś. I
żadnej instrukcji obsługi.
Gotowa udowodnić, że nie straszne jej niemowlę, Hallie rozłożyła kocyk na dywanie i
ułożyła na nim wierzgającą Ellen, po czym uśmiechnęła się z dumą do Meagan.
Szybko musiała jednak zmienić zdanie. Dotąd w życiu przewijała tylko lalki. Miała
takie, które mówiły, płakały i siusiały, ale żadna nie kopała i nie piszczała, nie wierciła się i
nie kręciła, uniemożliwiając wykonanie zadania.
Kiedy wreszcie skończyła, była skrajnie wyczerpana.
- Zwietnie ci poszło - pogratulowała jej Meagan.
- Jak bułka z masłem - Hallie mruknęła kwaśno pod nosem.
Od odjazdu Julie i Jasona nie minęła nawet godzina. Jeszcze trzydzieści pięć przed
nią. Powodzenia!
- Tata jedzie z Kennym na trening piłki ręcznej, ale jeśli chcesz, to ja mogę zostać -
zaofiarowała się Meagan.
Jeśli chce"? Hallie w gwałtownym przypływie wdzięczności natychmiast wyściskała
i wycałowała dziewczynkę.
Z jej pomocą przetrwała jakoś ranek i popołudnie. Kiedy zaś Ellen ucięła sobie
drzemkę, Hallie poszła w jej ślady. Nikt nie pofatygował się, żeby poinformować ją, ile
energii potrzeba dla zabawiania niemowlęcia.
W porze kolacji pożegnała się z Meagan, pewna, że dalej poradzi sobie sama.
Wyglądało bowiem na to, że Ellen już się z nią oswoiła. Hallie ogarnął entuzjazm.
Macierzyństwo nie jest takie trudne, jak się obawiała. Tak, podoła i temu zadaniu!
Około północy nie była już tego taka pewna. Ellen obudziła się z głębokiego snu z
takim krzykiem, że Hallie wyskoczyła z łóżka jak oparzona, po omacku szukając przełącznika
[ Pobierz całość w formacie PDF ]