[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy mieszkali w jamie, wspominał jeśli nie jako lepsze, to przynajmniej łatwiejsze. Cały
wysiłek skupiał wówczas na tym, by zjeść, a nie zostać zjedzonym, i samo przeżycie ko-
lejnego dnia już było tryumfem. Fakt, wszystko było złe, ale w zwyczajny, zrozumiały
sposób i na odpowiednią, nomią skalę.
Zwiat wówczas kończył się na autostradzie z jednej strony, a lesie za polami z dru-
giej. Teraz nie było w zasadzie żadnych granic, za to problemów więcej, niż mógł sobie
wyobrazić. Ale przynajmniej wiedział, gdzie znalezć elektryczność w budynkach,
w których są ludzie.
Wypadł z zarośli na drogę, skręcił i pobiegł jeszcze szybciej. Jak się biegnie drogą,
to gdzieś na niej musi się znalezć ludzi. . .
178
Usłyszał za sobą tupot: odwrócił się i dostrzegł Piona, który uśmiechnął się niepew-
nie.
Wracaj! polecił Masklin. Idz! Z powrotem! Dlaczego mnie śledzisz? Idz
sobie!
Pion wskazał na drogę i powiedział coś.
Nie rozumiem! ryknął Masklin.
Pion uniósł wysoko rękę z dłonią skierowaną równolegle do ziemi.
Ludzie? domyślił się Masklin. Tak, wiem. Wiem, co robię. Wracaj!
Pion coś dodał.
Masklin podniósł Rzecz.
Mówiąca skrzynka klapa oznajmił bezradnie. Cholera, czemu ja mówię jak
kretyn? Przecież nie jesteś głupszy ode mnie! Wracaj do pozostałych!
Odwrócił się i pobiegł.
Gdy po chwili się obejrzał, Pion stał w tym samym miejscu i obserwował go ze
smętną miną.
179
Nie wiedział, ile ma czasu Rzecz kiedyś mu powiedziała, że statek porusza się
bardzo szybko, ale nawet nie wiedział, czy na pewno tu leci. . .
Przed sobą dojrzał postacie górujące ponad krzewami rzeczywiście na drodze
w końcu trafi się na ludzi. Sztuką było ich uniknąć, bo praktycznie byli wszędzie.
Cóż, jeśli statek nie był w drodze, to on, Masklin, popełniał właśnie największe
głupstwo, jakie kiedykolwiek w dziejach zrobił jakikolwiek nom.
Wyszedł na żwirowy krąg, gdzie parkowała niewielka ciężarówka z napisem NASA
na burcie. Obok niej dwóch ludzi pochylało się nad jakimś urządzeniem zamontowanym
na trójnogu. Naturalnie, nie zauważyli go, więc podszedł bliżej.
Położył Rzecz na żwirze.
Złożył dłonie w trąbkę i krzyknął najwyrazniej i najwolniej, jak potrafił:
Hej tam! Wy! Luudzie!
* * *
Co on zrobił?! wrzasnął Angalo.
Pion powtórzył pantomimę na przyspieszonych obrotach.
180
Rozmawiał z ludzmi? Angalo wstał. I pojechał z nimi ciężarówką?
Wydawało mi się, że słyszałem silnik samochodu mruknął Gurder.
Martwił się o Rzecz przypomniał sobie Angalo. I poszedł szukać prądu!
Przecież jesteśmy o mile od najbliższego budynku.
Ale nie samochodem! uświadomił mu Angalo.
Wiedziałem, że to się tak skończy! jęknął Gurder. Pokazać się dobrowolnie
ludziom! W Sklepie nigdy tak nie postępowaliśmy! Co my teraz zrobimy?!
* * *
Jak na razie nie było najgorzej.
Ludzie tak naprawdę nie wiedzieli, co mają z nim zrobić, jak go w końcu dostrze-
gli nawet się cofnęli, jakby się go bali. A potem jeden pobiegł do ciężarówki i roz-
mawiał przez jakieś urządzenie na drucie pewnie jakiś nowy rodzaj telefonu. Kiedy
Masklin wciąż stał nieruchomo, drugi wyjął z ciężarówki jakieś pudełko i zbliżył się
delikatnie, jakby się bał, że Masklin eksploduje. Kiedy nom mu pomachał, człowiek
odskoczył tak szybko, że prawie się przewrócił.
181
Ten od telefonu coś mu powiedział i pudełko zostało delikatnie postawione na żwi-
rze niedaleko Masklina, a obaj ludzie przyjrzeli mu się wyczekująco.
Masklin, ciągle się uśmiechając, żeby ich nie wystraszyć do reszty, wziął Rzecz,
wdrapał się do pudełka i pomachał im.
Jeden z ludzi pochylił się ostrożnie, ujął delikatnie pudełko i podniósł je, zupełnie
jakby zawartość (to jest Masklin) była nadzwyczaj rzadka, cenna i delikatna. Zaniósł
je do ciężarówki, wsiadł nadzwyczaj ostrożnie i położył je sobie na kolanach. W radiu
zadudnił ludzki głos.
Wiedząc, że teraz już nie ma odwrotu, Masklin niemal się odprężył. To mógł być
decydujący krok na chodniku życia.
Obaj ludzie przyglądali mu się, jakby wciąż nie wierzyli, że go widzą. Ale w koń-
cu drugi siadł za kierownicą i ruszyli z szarpnięciem. Wyjechali na betonową szosę,
gdzie czekała druga ciężarówka. Wysiadł z niej człowiek, pogadał z nimi i zaczął się
śmiać w powolny, typowy dla ludzi sposób. A potem spojrzał w dół, zobaczył Masklina
i całkiem nagle śmiech uwiązł mu w gardle.
Prawie pobiegł do swojej ciężarówki i natychmiast złapał za telefon na drucie.
182
Masklin wiedział, że tak będzie nie mieli pojęcia, co zrobić z prawdziwym no-
mem. Zadziwiające. Najważniejsze w każdym razie, żeby go zabrali gdzieś, gdzie jest
właściwy rodzaj elektryczności. . . Dorcas próbował mu wytłumaczyć elektryczność,
ale bez specjalnych sukcesów, być może dlatego, że sam nie był zbyt pewien swej wie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]