[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żytne dublony; złote kielichy, masywne talerze i inne na
czynia, świeczniki i ozdobne posążki. Zewsząd bił tęczowy
blask drogich kamieni; rubiny i szafiry, szmaragdy i perły
lśniły w świetle latarni symfonią barw - to w cudownej
kolii, to w pendancie, mrugając jednocześnie z tysiąca
miejsc. Brosze, klamry, bransolety, nieprzebrane bogactwa...
Przez długą chwilę stali w milczeniu, chłonąc wzrokiem
nieopisany widok.
Jamie przerwał ciszę.
- To za ciężkie, żebyśmy mogli wynieść je we dwóch.
Ale musimy znalezć jakąś bezpieczną kryjówkę.
- Oui, jeśli tylko le grand Szkot nie wejdzie nam w drogę!
Christmas, zastanawiałaś się, w jaki sposób przetranspor
tujesz swój skarb?
Christina, trzymająca w drżących palcach ośmioboczną
złotą monetę, niewyraznie przypominała sobie, że gdzieś
199
o niej czytała - w ogóle go nie usłyszała. Jacques musiał
powtórzyć pytanie, dotykając jej ramienia.
- Co? - Wzdrygnęła się, zaskoczona. - A... transport...
tak, trzeba będzie to załatwić, prawda?
Maire roześmiała się i uścisnęła ją lekko.
- Całkiem ogłupiała, i nie dziwota! Chodz, dziecko,
niech chłopcy sami postanowią, co z tym zrobimy, a my
zajmiemy się tą herbatą, cośmy ją miały przyrządzić.
Christina pozwoliła się wyprowadzić z piwnicy.
Godzinę pózniej wszyscy zgromadzili się przy kominku,
gdzie czekała na nich lekka kolacja. Christina, która dzięki
rozsądnej Maire otrząsnęła się z odrętwienia, zdołała nawet
pomóc jej w gotowaniu. Mężczyzni postanowili, że na jakiś
czas skarb zostanie tam, gdzie był, z wyjątkiem pierścienia
z szafirem, który Jacques uparł się podarować Christmas
jako namacalne świadectwo". Z płacht Jamiego sporządzili
prowizoryczny kamuflaż: narzucili je na jamę, brzegi zaś
przycisnęli kamieniami. Następnie przykryli je warstwą
zeschłych liści i nawozu.
- Na noc wystarczy - oznajmił Jamie w odpowiedzi na
pytanie Maire. - Ale z samego rana sprowadzę pomoc
z dworu.
Zerknął na Christinę; skinęła głową, z roztargnieniem
przyjmując przednią maderę, którą Jacques przyniósł z let
niego domku. Piła wino, lecz nie czuła jego smaku i obracała
w palcach pierścień, spoczywający w jej kieszeni. Jednak
myślała jedynie o Jamiem.
Co zamierzał? Czy myślał o niej tak, jak ona o nim?
Uczestniczyła w uczcie - jadła, piła, śmiała się, a nawet
śpiewała pieśń, którą zaintonował Jacques - lecz całą uwagę
200
poświęcała wyłącznie Jamiemu. Włosy miał jeszcze wilgotne
po kąpieli, której zażył w strumieniu przed kolacją. Mimo
potężnej sylwetki poruszał się z naturalną, swobodną gracją.
Zęby lśniły w jego opalonej twarzy...
Odkrycie skarbu wymazało dziwną obcość, jaka zapadła
między nimi tego ranka. Jednak nadal nie rozumiała, co ją
spowodowało. Teraz wydawał się jej bliski; trudno było
oprzeć się euforii, jaka ich ogarnęła. Ale nadal nie odnosił
się do niej tak, jak kiedyś. Nagle poczuła, że za chwilę
zacznie krzyczeć, jeśli coś się nie wyjaśni. Kochała go
i nawet, jeśli on o nią nie dba, musiała się tego dowiedzieć!
Nie zniesie milczenia ani chwili dłużej. Musiała podjąć
rozmowę, którą przerwano im tego ranka. Ale w tym celu
powinni znalezć się sami. Jeśli Maire i Jacques zgodzą się
jej to ułatwić...
Po dziesięciu minutach jej życzenie spełniło się. Maire
podchwyciła spojrzenie swojej podopiecznej i prawidłowo
zinterpretowała zawartą w nim prośbę. Starsza para wybrała
się na spacer, by podziwiać galanty wieczór", jak to ujęła
Irlandka. Christina i Jamie zostali sami.
Kiedy głosy Maire i Jacques'a ucichły w oddali, dziew
czyna spojrzała na swojego towarzysza. Stał przy kominku,
sącząc wino. Po chwili odstawił szklankę i poruszył po
grzebaczem płonące polana.
Znowu odwracał się do niej plecami.
- Jamie...
Zauważyła, że napina mięśnie ramion.
- O co chodzi? - rzucił niedbale. Odstawił pogrzebacz
i powoli się wyprostował.
Och, Jamie, dobrze wiesz! Nie udawaj!
201
- Proszę... musimy porozmawiać.
Odwrócił się do niej powoli; wstała z krzesła. Dzieliło
ich zaledwie parę kroków; widziała każdy szczegół jego
ciała, delikatne promieniste zmarszczki w kącikach oczu...
- Tak? - mruknął obojętnie. Tego było już za wiele.
Christina poczuła, że jej wytrzymałość dobiegła kresu. Jej
twarz wykrzywiła się w mimowolnym grymasie; zdławiła
szloch.
- Och, Jamie... proszę, nie odpychaj mnie! Nie zniosę
tego znowu!
I rzeczywiście zaczęła płakać. W oczach Jamiego pojawiła
się skrucha; jednym skokiem przebył dzielącą ich odległość.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]