[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie ma dziś poczty. Przecież jest niedziela - zauważył Del i
popatrzył na nią zaskoczony.
- Tak, wiem. - Zamknęła skrzynkę z wyraznym uczuciem ulgi.
Wewnątrz nie było nic - ani anonimu z pogróżkami, ani dziwnej
walentynki, podpisanej przez tajemniczego Przyjaciela".
- Spodziewasz się jakiejś przesyłki?
- Nie, chciałam tylko sprawdzić... - uśmiechnęła się niepewnie. -
Ostatnio dostaję dziwną korespondencję - popatrzyła na niego bacznie,
jakby chciała dostrzec w jego oku błysk zrozumienia - no, wiesz, takie
walentynkowe dowcipy. Zresztą, może to nie dowcipy, tylko
walentynkowa reklama któregoś ze sklepów.
- Reklamy? - zdziwił się. - Mało prawdopodobne.
- No właśnie. Na tych kartkach są różne potwory, straszydła. ..
- Właśnie to znalazłaś w swojej skrzynce?
- Mhm - z westchnieniem pokiwała głową. Obłok pary, w który
zamienił się jej oddech, zmieszał się z podobnym, który wypłynął z ust
Dela. Obłoki połączyły się i zmieniły w jeden
- Nie sądzę, żeby było to coś poważnego. Może jakiś chichy
wielbiciel?
- Daj spokój - żachnęła się niby żartem, on jednak szybko odgadł, że
tajemnicze przesyłki budzą jej niepokój.
- Mógłbym je zobaczyć? - zaproponował.
- Niestety, już wyrzuciłam.
- Jeśli chcesz, poproszę ojca, żeby miał twój dom na oku.
- Nie, dziękuję - uśmiechnęła się - naprawdę nie trzeba. To na
53
RS
pewno jakiś głupi żart. Jestem po prostu trochę przewrażliwiona na tym
punkcie, bo... - zawahała się
- Bo? - podpowiedział, marszcząc z zatroskaniem czoło.
- Bo w Atlancie wplątałam się w dość nieprzyjemną historię. W
zeszłym roku wylosowali mnie na ławnika. Chodziło o porachunki
między gangami, sprzedaż narkotyków i napady z bronią. Brat jednego z
oskarżonych próbował zastraszyć ławę przysięgłych. Kilkoro z nas,
między innymi ja, odebrało telefony i listy z pogróżkami. Wprawdzie po-
licja złapała szantażystę i siedzi on już w więzieniu, ale... Cóż, uraz
pozostał. Chyba się jeszcze z tym nie uporałam.
I pewnie jeszcze długo się nie uporam, dodała w myślach. Nic nigdy
nie wystraszyło jej tak bardzo, jak ta historia. Nie chciała jednak mówić
o tym Delowi, bo wtedy z pewnością czułby się w obowiązku zadbać o
jej bezpieczeństwo. Schlebiało jej, że się o nią troszczy, ale wolała
uniknąć częstszych z nim kontaktów. Im bardziej się do niego zbliży w
ciągu tych kilku dni, tym trudniej będzie się jej z nim rozstać.
- A jednak porozmawiam z ojcem, kiedy przywiezie dziś dziewczynki
- stwierdził stanowczo.
- Nie, bardzo cię proszę. Po co robić z igły widły?
- W każdym razie gdyby coś, natychmiast do ciebie przyjadę.
- Dziękuję, Del - szepnęła z gardłem ściśniętym do płaczu. Kilka lat
temu oddałaby wszystko za taką deklarację.
- Dzwoń do mnie śmiało, jak tylko coś cię zaniepokoi.
- Na pewno nie będzie potrzeby.
- Na pewno. Ale mimo wszystko pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
- No dobrze - uśmiechnął się z zakłopotaniem i spojrzał na dom po
przeciwnej stronie ulicy - muszę w końcu zanieść pani Tussing te placki,
bo wystygną.
- Tak, leć. Dziękuję za odprowadzenie.
- Christy? - Wciąż stał na ganku, jakby nie miał jeszcze zamiaru
odejść. - Ja też ci dziękuję. %7łe znalazłaś tyle czasu i cierpliwości dla
moich aniołków.
- Nie ma o czym mówić. Wspaniałe z nich dzieciaki, bardzo je lubię.
54
RS
- No i dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie.
- Warto było.
- I że zdecydowałaś się na spacer w taki mróz. Nie zmarzłaś?
Przysunął się do niej bliżej, był teraz zaledwie o krok. Mimo wysiłku,
nie mogła skoncentrować się na niczym innym prócz jego intensywnie
błękitnych oczu, które wpatrywały się w nią z dziwnym napięciem.
- Nie, przecież szliśmy
- Christy... - Uczynił jeszcze jeden krok i ich usta niemal się zetknęły.
Christy nie była w stanie się poruszyć. Wiedziała, że Del chce ją
pocałować, i choć nie rozumiała, skąd to nagłe pragnienie, sama
również była gotowa paść mu w ramiona. Trzymała się z całych sił
klamki, jakby jedynie to było w stanie ją powstrzymać.
On również nie wykonał najmniejszego gestu. Patrzył tylko na nią w
milczeniu tak intensywnie, że pod wpływem tego spojrzenia całkiem
traciła zdrowy rozsądek. Oparła się o niego z westchnieniem. Wolno
podniósł rękę i delikatnie dotknął jej policzka. Poczuła przyjemne ciepło
i gładką miękkość skórzanej rękawiczki, a potem zacisnęła powieki i
rozchyliła wargi, pewna, że już za sekundę poczuje na nich utęskniony
pocałunek.
I właśnie wtedy senną ciszę niedzielnego popołudnia rozdarł
niespodziewanie donośny klakson samochodu. Ktoś przejeżdżał właśnie
obok Rosewood House i widząc ich na ganku, zapragnął pozdrowić w
ten sposób znajomą parę.
Del odskoczył od Christy jak oparzony.
- Muszę iść ... - mruknął niewyraznie.
- Tak, placki dla pani Tussing...
Oboje byli mocno rozkojarzeni. Zdawało im się teraz, że przez tych
kilka magicznych sekund czas cofnął się o dziesięć lat i znowu są parą
zakochanych siedemnastolatków, którzy mają zamiar pocałować się po
raz pierwszy.
Całe szczęście, że do tego nie doszło, pomyślała Christy, już bardziej
przytomnie. Chyba by nie zniosła, gdyby Del Jensen ponownie złamał jej
serce.
55
RS
Mocno nacisnęła klamkę i przekroczyła próg. Del patrzył na nią
jeszcze chwilę, a potem zszedł ze schodów i stanął na skrzypiącym
śniegu.
- Czy możemy spotkać się pózniej ? - zapytał. Pokręciła przecząco
głową.
- Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł.
- Nie chcę rozmawiać o starych czasach.
- A o czym?
- Widzisz, mam wrażenie, że jest między nami coś... - Westchnął
bezradnie. - Nie czułaś tego?
Czułam, pomyślała Christy, a głośno dodała:
- Nie wiem. Zastanowię się nad twoja propozycją.
- Dlaczego nie chciałaś, żeby dziadek odwiózł nas do domu? -
zapytała Kara z wyrzutem. - Nie dość, że jest strasznie zimno, to jeszcze
spóznimy się na telefon od mamy.
- Cicho bądz - zganiła ją Dani. Miała tyle spraw do przemyślenia, a
przez dziecinną paplaninę siostry nie mogła skoncentrować się na
rzeczach naprawdę istotnych. Była tak zaaferowana, że nie przeszkadzał
jej mróz, który nasilił się wraz z nastaniem wczesnego, zimowego
zmroku.
- Moje ciastko na pewno już zamarzło - znów poskarżyła się Kara,
ciągle trochę obrażona, że Dani każe jej wracać pieszo do domu w taką
pogodę. Zatrzymała się na środku chodnika i zajrzała do plastikowego
pudełka, w którym niosła świeżo upieczone przez babcię lukrowane
ciastko w kształcie serca. - Wiedziałam, że tak będzie. Twarde jak
kamień. Jak ja zjem takie zamarznięte ciastko?
- Włożymy je do kuchenki mikrofalowej - pocieszyła ją Dani. - A
teraz bądz wreszcie cicho. Robisz za dużo hałasu. Chcesz, żeby ktoś
zobaczył, jak podkładamy walentynkową kartkę do skrzynki Christy?
- A nie możemy tak po prostu dać jej tej kartki? - dopytywała Kara. -
Przecież wystarczy jej powiedzieć, żeby w Walentynki przyszła do nas na
pizzę.
- Jezu, Kara, ty nic nie rozumiesz! My nie możemy zaprosić Christy
56
RS
na pizzę w Walentynki.
- Ale dlaczego?
- Bo to nie byłoby romantyczne - wytłumaczyła siostrze z
westchnieniem.
- A skąd wiesz?
- Bo jestem kobietą. Kobiety wiedzą takie rzeczy. %7łeby randka była
romantyczna, musi być na niej tylko kobieta i mężczyzna. Nikt więcej.
Dani dowiedziała się ostatnio co nieco na temat męsko-damskich
zwyczajów. Musiała to zrobić, skoro miała zaaranżować randkę taty z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]