[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którą tylko on słyszał. Młoda mama kołysała na rękach niemowlę.
Klaksony trąbiły, ludzie rozmawiali, świat się kręcił.
A on... Wiedział, że może się wycofać. Nie musi punktualnie o
wpół do pierwszej wejść do ekskluzywnej restauracji i przypadkiem
spotkać człowieka, którego od lat chciał zniszczyć. Wszystko jeszcze
może zmienić; nie musi trzymać się planu, który obmyślił, zanim Tula
stała się dla niego kimś ważnym.
Tula... Znów o niej myślał. Wszędzie towarzyszył mu obraz jej
krótkich lśniących włosów, szelmowskiego uśmiechu, uroczego
dołeczka w policzku. Widział ją jako samotną dziewczynkę
zaprzyjazniającą się z dzikimi królikami. Widział ją w środku nocy
kołyszącą Nathana. Widział ją w kuchni, gdy mieszając jedzenie w
rondlu, tańczyła w rytm muzyki z radia. Widział ją w jej małym
domku w Crystal Bay.
Tula... szczupła, drobna, pełna życia. I miłości. Pojawiła się w
jego życiu i wywróciła je do góry nogami.
144
R
L
T
Zapaliło się zielone światło. Simon ruszył z tłumem przez ulicę.
Od wielu dni tworzyli we troje rodzinę. Wieczorem bawił się z
dzieckiem, w nocy zasypiał z Tulą, rano budzili się przytuleni do
siebie.
Nie tak wyobrażał sobie swoje życie. Nigdy nie myślał o
dzieciach, królikach i uroczej kobiecie, od której pocałunków kręciło
mu się w głowie. Teraz zaś nie wyobrażał sobie życia bez nich, bez tej
kobiety, bez dziecka, bez królika na ścianie...
Czuł się zagubiony. Nie miał pojęcia, co robić. Lodowaty wiatr
od morza przenikał go na wskroś. Simon zadrżał z zimna. Przystanął
przed restauracją i znów pogrążył się w zadumie. Jeśli Mick ma
rację, wówczas konfrontacja z Jacobem przekreśli szansę na udany
związek z Tulą. Ale jeśli nie wejdzie do restauracji, a z jego relacji z
Tulą nic nie wyjdzie, wtedy zmarnuje okazję, aby zemścić się na
facecie, którego od lat nienawidził.
Pocierając ręką kark, stał w tłumie przechodniów. Był niczym
głaz na środku rwącej rzeki. Po raz pierwszy w życiu nie wiedział,
jaki ma być jego następny ruch.
I również po raz pierwszy w życiu zastanawiał się, czy własnych
pragnień nie powinien postawić na drugim miejscu.
Zdecyduj się, do cholery mruknął, zaglądając do restauracji.
Nagle przy jednym ze stolików spostrzegł Jacoba Hawthorne'a.
Wstrzymał oddech; na moment wszystko w nim zamarło. Hawthorne
przewodził grupie biznesmenów. Siedział u góry stołu niczym król
przed poddanymi. Ciekawe, kogo tym razem chciał zniszczyć?
145
R
L
T
Simon znów zaczął myśleć o Tuli, jakby podświadomość
próbowała mu przypomnieć, czym ryzykuje. Co może mieć, a co
może stracić.
Tula, córka wroga. Nie powinien jej ufać, lecz ufał. Nie powinno
mu na niej zależeć, lecz zależało.
Trudno, pomyślał, wyciągając rękę do klamki. Jest to winien
swojemu ojcu. I sobie. Zamierzał rozprawić się z Jacobem. Marzył o
tym od lat.
Nie pozwoli, aby cokolwiek go powstrzymało.
146
R
L
T
ROZDZIAA DWUNASTY
Przed wejściem do księgarni ustawiono na stojaku plakaty
reklamujące najnowszą książkę Tuli, a na ogłoszeniu informującym o
wieczorze autorskim umieszczono jej zdjęcie. Tula skrzywiła się w
duchu i odwróciła wzrok, starając się nie patrzeć na swoją podobiznę.
Pani Barrons!
Uśmiechnęła się na widok Barbary, pracownicy odpowiedzialnej
za zorganizowanie spotkania.
Jak miło panią znów widzieć. Kobieta uścisnęła dłoń Tuli,
po czym wskazała na ogłoszenie. Podoba się pani?
Bardzo odparła, postanawiając, że musi zrobić sobie nowe
zdjęcie do celów reklamowych. Dziękuję.
Och, to my dziękujemy. I nie możemy się doczekać
weekendu. Sprzedaliśmy już tyle pani książek...
Cieszę się. Tula schyliła się do wózka po Nathana, któremu
nie spodobała się przerwa w spacerze. Cii, kochanie. Za chwilę
pójdziemy do parku.
Ma pani ślicznego synka powiedziała Barbara, sięgając po
malutką rączkę.
Tula nie wyprowadziła kobiety z błędu. Jej serce przepełniała
duma i miłość. Patrząc na Nathana, odwzajemniła jego uśmiech.
Tak, wiem szepnęła.
Wyminąwszy kelnerkę, która chciała zaproponować mu miejsce
pod oknem, Simon ruszył prosto do stolika Jacoba. Nie zwracał uwagi
147
R
L
T
na innych gości, nawet na trzech starszych mężczyzn towarzyszących
Hawthorne'owi. Wpatrywał się w swojego wroga, w człowieka, na
którym od lat pragnął się zemścić, który zniszczył życie jego ojcu i
był o krok od zrujnowania firmy budowanej przez rodzinę Bradleyów
od pokoleń.
Dotarłszy do celu, zatrzymał się i utkwił spojrzenie w
Hawthornie. Tula odziedziczyła po ojcu kolor oczu, ale to wszystko.
W niczym nie przypomina ojca, pomyślał Simon, zastanawiając się,
jak facet mający tak lodowaty wzrok może być spokrewniony z
dziewczyną tak ciepłą, dobrą, pełną pozytywnej energii.
Bradley? Starszy mężczyzna zerknął na niego z pogardą.
Czego chcesz?
Porozmawiać odparł, wciąż nie zwracając uwagi na
pozostałych mężczyzn przy stole.
Innym razem. Jestem zajęty. Jacob odwrócił się do
mężczyzny po swojej prawej stronie.
Teraz najbardziej mi odpowiada. Simon mówił cicho, tak
by goście przy innych stolikach go nie słyszeli.
Jacob Hawthorne westchnął teatralnie.
Niech ci będzie. O co chodzi?
Powinniśmy raczej w cztery oczy...
Nie widzę takiej potrzeby. Odbywamy tu spotkanie w
interesach. Jesteś intruzem.
Fakt, ale jakie to ma znaczenie? Informację o tym, gdzie znalezć
Hawthorne a, Simon uzyskał od Micka. Teraz powiódł zimnym
148
R
L
T
wzrokiem po kumplach Hawthorne a. Po paru sekundach wszyscy
trzej wstali.
To potrwa góra pięć minut powiedział im Jacob.
Mniej oznajmił Simon, kiedy mężczyzni skierowali się do
baru.
Restauracja była stara i droga. Dębowa boazeria, czerwony
dywan, wygodne stoliki, każdy za przepierzeniem, fotele obite czarną
skórą. Na stołach migoczące świeczki, na ścianach lichtarze
kinkietowe. Ogólne wrażenie: jakby się było w elegancko urządzonej
jaskini.
Simon zajął miejsce naprzeciwko Jacoba. Od dawna czekał na tę
chwilę i chciał się nią jak najdłużej rozkoszować. Jacob Hawthorne
okradł jego rodzinę, usiłował zniszczyć jego ojca. Teraz on, Simon,
przywłaszczył sobie coś, co należało do Jacoba.
Zemsta. Zaraz ten drań pozna jej smak.
O co chodzi? Jacob odchylił się i niedbale oparł rękę na
przepierzeniu. Przyszedłeś ponarzekać, że kupiłem nieruchomość,
na którą miałeś ochotę? To stare dzieje.
Nie, nie chcę rozmawiać o twoich nieuczciwych praktykach
biznesowych.
Nieuczciwych? Raczej mądrych. I skutecznych. Jacob
skrzywił się. No, gadaj, chłopcze, co cię sprowadza, bo nie mam
czasu tak siedzieć i na ciebie patrzeć. Jestem zajętym człowiekiem.
W porządku odrzekł Simon, choć wewnętrzny głos mówił
mu, by opuścił restaurację, zanim będzie za pózno. Ale zignorował go,
149
R
L
T
widząc ledwo skrywany wyraz pogardy w oczach wroga.
No więc? warknął niecierpliwie Jacob.
Chciałem cię poinformować, że w czasie kiedy ty mnie
okradałeś, ja przywłaszczyłem sobie coś, co należy do ciebie.
Tak? A co?
Twoją córkę odparł Simon, zły na samego siebie.
Uważnie obserwował reakcję wroga. Była całkiem inna, niż się
spodziewał. Na sekundę niebieskie oczy o lodowatym spojrzeniu
zmatowiały.
Nie mam córki.
Masz. Simon pochylił się nad stołem i zniżył głos. Tulę.
Przebywa teraz u mnie. W moim domu.
Tallulah Barrons nie jest moją córką oznajmił hardo Jacob
Hawthorne. Jeśli przyszedłeś tylko w tej sprawie, to żegnam.
Skończyliśmy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]