ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wezwij pomoc.
Bob usłyszał hałas na schodach. Wychylił się przez poręcz, by zobaczyć zdyszanego
nocnego portiera, za którym biegło trzech członków straży pożarnej miasta Rocky Beach.
- Tu są! - wrzasnął Bob. - Ktoś ich zamknął!
Przez następne dwadzieścia minut szczęśliwi i zmęczeni detektywi odpowiadali na
niezbyt inteligentne pytania strażaków.
- Wiecie, kto was zamknął? - człowiek w kasku był zadowolony, że sikawki i drabiny
czerwonego wozu okazały się zbyteczne.
- Skądże! - wzruszył ramionami Pete.
- A co tam robiliście? - staruszek Grohman nie dawał za wygraną. - Przez was
straciłem pół godziny, by się dodzwonić na komisariat.
- Pewnie Mat Wilson chrapie w swoim łóżku! - warknął Jupiter Jones. - Lawsona też
nie było?
Strażacy nie mieli najlepszego mniemania o miejskiej policji. Może dzięki temu
przestali się dopytywać o szczegół. Nie lubili być wzywani do zdejmowania papug z drzew w
przydomowych ogródkach lub wyciągania spasionych kotów z rur kanalizacyjnych.
Dzisiejsze wyzwolenie dwóch chłopaków z pułapki miało, bądz co bądz, większy ciężar
gatunkowy.
- Mój ojciec napisze o was w  Los Angeles Sun - Bob wyciągnął dłoń. - Jest
reporterem. Strażak pokiwał głową.
- Dobra, chłopaki, walcie do domu. A pan, panie Grohman, niech na przyszłość
wzywa ślusarza zamiast strażaków. Choć trzeba przyznać, że do nas było najbliżej. Jesteśmy
sąsiadami.
Trzej Detektywi opuszczali Building Beach Company w nie najlepszych nastrojach.
Bob spokojnie relacjonował sposób swego dotarcia do uwięzionych.
- Gdyby Pete nie wlazł w kałużę, nigdy bym się nie domyślił, gdzie jesteście! -
kończył.
- A znak znalazłeś bez trudu? - spytał Jupiter, zapalając silnik starego forda.
- Tak. Tym bardziej że pół godziny wcześniej zostawiłem swoją  siódemkę na
drzwiach Kwatery Głównej.
- Coś się stało? - mruknął Pete, wyciągając zza pleców jakiś przedmiot owinięty w
szmatę.
- Tak. Dostaliśmy pocztę. Była w dziobie Kaczora Donalda. A w środku, na ścianie,
jest wymalowany sprayem chiński znak. Co tam masz, Pete?
Drugi Detektyw wysiadał przy furtce własnego domu.
- To? To jest, panie Andrews, najprawdopodobniej narzędzie zbrodni!
- Nóż sprężynowy - wyjąkał Bob. - Larson powiedział, że Morrison został
zamordowany nożem.
- Nie. Policja się myli - powiedział Jupiter. - To jest bagnet, którym zamordowano
Morrisona. Tak sądzę.
ROZDZIAA 6
HUN- WEI SPRZEDAJE SKRADZIONY BRYLANT
- Przyjrzyjcie się uważnie - powiedział Jupiter Jones, gdy następnego dnia weszli do
Kwatery Głównej.
- Chiński znak,  zemsta - wzruszył ramionami Pete. - Ten zwariowany Hun-Wei
musiał zaobserwować, gdzie trzymamy klucz. Wszedł w czasie naszej nieobecności i namazał
to ku przestrodze. A potem zostawił list.
Bob podejrzliwie obwąchiwał ścianę.
- Hun-Wei nie mówi po angielsku. Nie umiałby wyciąć liter z gazety i nakleić na
papierze. To po pierwsze. A po drugie...
Jupiter Jones kichnął jak z armaty.
- A po drugie - dodał szybko - znak namalowano innym sprayem. I zrobił to ktoś inny.
Farba na ścianie ma amarantowy odcień. Bardziej błyszczący. Bob, daj zdjęcie, które
zrobiłeś.
- To z fasady Building Beach Company?
- Tak. Widzicie? Znak wyraznie malował ktoś inny.
Pete całe życie był sceptykiem. Jedno maznięcie bardziej w prawo czy w lewo nie
miało najmniejszego znaczenia. Sam pisał niczym kura pazurem i chyba nigdy nie słyszał o
kaligrafii.
- Bzdura. Takie esy floresy raz wychodzą prosto, a raz krzywo.
Bob przecząco kręcił głową.
- Dużo ostatnio czytałem o chińskim piśmie. Tam każde najmniejsze zgrubienie linii
coś oznacza. Myślę, że Jupe ma rację. To charakter pisma innej osoby.
Pete ziewnął. Przez tę wczorajszą aferę spał o wiele za krótko. W domu usłyszał
reprymendę, że wraca w środku nocy. Nie przyznał się do grożącego mu niebezpieczeństwa.
Bez słowa zjadł spóznioną kolację i solennie obiecał poprawę.
Bob uparcie walczył z ciężkim biurkiem.
- Co robisz?
- Chcę to zamalować. Mamy puszkę białej farby kryjącej. Ten znak mnie deprymuje.
Czuję, jakby mnie popędzał, a jednocześnie mówił:  jesteś tak głupi, że nigdy niczego nie
rozszyfrujesz!
Jupiter chciał zaprotestować, ale właśnie zadzwonił telefon. Jupe stał pochylony, ze
słuchawką przy uchu, nie odzywając się ani słowem.
- Kto to? - Pete w zakamarkach szukał szerokiego pędzla malarskiego. Też chciał, by
chiński znak zniknął na zawsze z ich ściany.
- Nie wiem. Jakiś dziwny głos twierdzi, że policja złapała Hun-Wei, który usiłował
sprzedać brylant paserowi. Prosi nas o pomoc.
Bob otworzył puszkę. Farba nieco zgęstniała i potrzebny był rozpuszczalnik.
- No, to jedziemy! Ciekawe, czy Mat Wilson wreszcie dopuści nas do śledztwa.
Jupiter Jones potrząsnął tajemniczym przedmiotem owiniętym w szmatę.
- Dopuści. Jeśli mu pokażemy bagnet ze śladami krwi. Będzie musiał przeprowadzić
ekspertyzę. Nie wiemy przecież, jaką grupę krwi miał denat Morrison.
Bob bez przekonania mieszał farbę.
- I Mat, i Lawson sądzą, że zbrodnię popełniono przy pomocy noża sprężynowego.
Takiego zwykłego, kupionego byle gdzie.
Wyszli, zamykając drzwi. Klucz powędrował do dzioba Kaczora. Wszystko miało
wrócić do normy. Ten ktoś, kto namalował  zemstę , dostanie się do środka i bez klucza.
Jeśli bardzo będzie tego chciał.
- Zapominasz, że od czterech lat nie wolno sprzedawać sprężynówek w
supermarketach ani, jak mówisz,  byle gdzie . A poza tym - ford znów nie chciał zapalić -
lekarz, który przeprowadzał sekcję zwłok, powiedział:  denata zabito ostrym narzędziem .
Widać policja zna tylko jedno - nóż sprężynowy!
Na posterunku, oprócz przesłuchujących i przesłuchiwanego wraz z tłumaczką, kłębiła
się spora grupa dziennikarzy. Wilson z czerwoną, spoconą twarzą wrzeszczał na
rozhisteryzowanego Chińczyka:
- Skąd wziąłeś brylant?
- On mówi, że zabrał brylant z ręki Morrisona, kiedy zabił go kantem dłoni. Mówi, że
leżały rozsypane na dywanie. Chciał je sprzedać, by uciec na Filipiny - młoda dziewczyna z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta